"Myślę, że jedną z pierwszych decyzji, które powinno rozważyć nowe kierownictwo służb, powinna być wizyta u tych dwóch panów odpowiednich funkcjonariuszy" - napisał niedawno na portalu X Grzegorz Rzeczkowski, dziennikarz "Newsweeka". To człowiek, który ostatnio zachowuje się tak, jakby był rzecznikiem generałów Pytla i Noska z SKW. Jak sprawdziliśmy - wcześniej Rzeczkowski jako dziennikarz "Polityki" bronił udziału Wojciecha Jaruzelskiego w posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego i biadolił, że zamiast posmoleńskiego pojednania z Rosją obudziły się "polskie demony" karmiące się "wrogością wobec Rosji".
Dziś Rzeczkowski - podobnie zresztą jak podejmujący współpracę z FSB byli szefowie SKW gen. Nosek i gen. Pytel - robi z siebie wroga Rosji. I doszukuje się wpływów moskiewskich tam, gdzie akurat ich nie ma: czyli w PiS i komisji, której przewodził prof. Sławomir Cenckiewicz.
Szczególna więź zdaje się łączyć Rzeczkowskiego z Pytlem. Obaj panowie parę miesięcy temu wystąpili nawet razem na spotkaniu tzw. Klubu Swobodnej Myśli, a Pytel był pozytywnym bohaterem wielu publikacji Rzeczkowskiego - jako ten skrzywdzony przez Macierewicza i reżim PiS. Rzeczkowski w ostatnim czasie wielokrotnie atakował też komisję ds. badania rosyjskich wpływów, zarzucając powiązania z Rosją... członkom obozu Zjednoczonej Prawicy. W jednym z wywiadów dziennikarz lansował też absurdalną tezę, że rząd Mateusza Morawieckiego pomaga Ukrainie tylko dlatego, że musiał ugiąć się pod presją społeczną.
Charakterystyczne, że dziś doszukujący się w PiS wpływów Rosji Rzeczkowski przed laty - podobnie zresztą jak wielu innych dziennikarzy i polityków - piętnował tę samą partię za wrogość wobec Moskwy.
Jako dziennikarz postkomunistycznej "Polityki" pisał w 2012 r. w artykule pt. "Smoleńska eksplozja bezsilności":
To, co dzieje się z informacją o rzekomej obecności materiałów wybuchowych na pokładzie Tupolewa wskazuje na głęboki stan ogłupienia części dziennikarzy, polityków i prokuratorów. Na wyżyny populizmu, cynizmu i zwykłej głupoty podpieranej arogancją wznoszą się politycy – i to nie tylko PiS. Na posiedzeniu zespołu Antoniego Macierewicza padły najcięższe oskarżenia nie tylko wobec przedstawicieli rządu, ale i wymienionych z imienia i nazwiska dziennikarzy „GW”. Padł nawet apel o objęcie specjalną ochroną BOR Artura Wosztyla, pilota Jaka-40 lądującego w Smoleńsku przed Tupolewem. Atmosfera przypominała posiedzenie rady wojennej i sądu kapturowego w przeddzień egzekucji zdrajców i wypowiedzenia wojny Rosji.
W czerwcu 2010 r., opisując debatę prezydencką z udziałem Bronisława Komorowskiego i Jarosława Kaczyńskiego, tak przeciwstawiał sobie obu polityków:
Było widać w niedzielny wieczór tę różnicę między spokojnym i wyluzowanym marszałkiem Sejmu, a coraz bardziej poirytowanym Kaczyńskim, odgrzewającym podział na Polskę solidarną i liberalną, straszącym emerytów funduszami emerytalnymi, nieufnym wobec Rosji.
Z kolei w 2016 r. Rzeczkowski w tekście "Katastrofa smoleńska: zacieranie faktów" ubolewał nad rusofobią tych Polaków, którzy odrzucili pojednanie z Rosją:
Groby miały pojednać – nie tylko samych Polaków, ale także Polaków i Rosjan. Z ust czołowych polityków i publicystów tuż po katastrofie smoleńskiej padały nawet słowa o żałobie, która będzie pożegnaniem z 200 latami „niezbyt szczęśliwej historii Polski”. Poszło inaczej. Czyli jak zawsze. Zamiast katharsis i pojednania mamy podziały tak głębokie, jak nigdy w ostatnich 25 latach. Opadły wszystkie skrupuły. [...] Polskie demony obudziły się szybko, karmiąc się mieszaniną podejrzliwości, resentymentu, nieufności wobec własnego państwa i wciąż żywej wrogości do Rosji.
W listopadzie 2010 r. Rzeczkowski na łamach "Polityki" bronił udziału komunistycznego dyktatora i agenta Informacji Wojskowej, Wojciecha Jaruzelskiego, w posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego:
Oczywiście Bronisław Komorowski mógł nie zaprosić generała Jaruzelskiego na posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Wiele osób uważa nawet, że powinien tak zrobić. Ale niby dlaczego? [...] wydaje się, że próbując utopić w błocku Jaruzelskiego, ubrudziliśmy się wszyscy [...] Pamiętać też trzeba, że – czy się nam to podoba, czy nie - Wojciech Jaruzelski jest byłym (i pierwszym!) prezydentem III RP, w dodatku człowiekiem, który nie tylko dobrze zna Rosję, panujące na Kremlu zwyczaje, ale jest też osobą bardzo tam szanowaną. Co nie jest bez znaczenia, bo przecież posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego zwołano przed nadchodzącą wizytą w Polsce prezydenta Dmitrija Miedwiediewa. Zapraszając generała Bronisław Komorowski nie tylko wznosi się ponad historyczne podziały, po raz kolejny przykładając w ten sposób rękę do ich zniwelowania. Wysyła również Rosji sygnał, że w Polsce kończy się czas polowania na wszystko, co wiąże się z okresem sprzed 1989 roku. Że najwyższy czas na nowe otwarcie.
W grudniu 2009 r. kąśliwie opisywał działania urzędników Biura Bezpieczeństwa Narodowego za prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Kąśliwie - ze względów na antyrosyjskość ich analiz:
Jednak szczególnym przedmiotem zainteresowania BBN jest Rosja. Gdy wsłuchać się w enuncjacje urzędników prezydenta, można odnieść wrażenie, że zbrojna napaść Rosji na Polskę jest całkowicie realna. Tylko w ciągu ostatnich trzech miesięcy Biuro poświęciło wschodniemu sąsiadowi dwie obszerne analizy. Największe kontrowersje wzbudził 30-stronicowy artykuł na temat „Propaganda historyczna Rosji w latach 2004–09”, który ukazał się dzień po wizycie premiera Putina na Westerplatte. [...] w sierpniu, rok po zakończeniu wojny rosyjsko-gruzińskiej, w BBN powstał raport sugerujący, że Rosja ignoruje porozumienia o zawieszeniu broni. Sporo rosyjskich wątków było również w listopadowej analizie na temat bezpieczeństwa energetycznego Polski. Jej autorzy przestrzegali przed uzależnieniem od dostaw gazu ze Wschodu.