Alkoholowa inicjatywa firmowana przez Janusza Palikota i Jakuba Wojewódzkiego jest przykładem niewolniczej wiary w przekonanie, że wystarczy kilka znanych nazwisk, aby firmowane przez nie przedsięwzięcie było skazane na sukces. Okazało się, że i tym razem głupawym celebrytom udało się nabrać ponad 10 tysięcy osób, które wpłaciły swoje pieniądze na udziały w ich ekstrawaganckich pomysłach, jednak większość publiczności obojętnie wzruszyła ramionami.
W Republice Okrągłego Stołu, która powstała po 1990 roku, nastąpiło szybkie kreowanie przez media przaśnych postpeerelowskich gwiazd. W tym „towarzychu” nie mógł znaleźć się nikt przypadkowy. Tylko dzieci esbeków i milicjantów mogły liczyć na błyskawiczne kariery, i to często wbrew własnym predyspozycjom, w których talentu było tyle co wilgoci w ścierce do zmiatania kurzu. Przykładem takiego resortowego beztalencia była Hanna Kedaj, szerzej znana jako Hanna Lis, która nie tylko nie błyszczała przymiotami umysłu, ale wszystkie jej zachowania medialne były wyuczone w toku pracowicie fundowanych jej korepetycji.
Cała defilada agresywnych i propagandowo przydatnych dla dawnych ubeków postaci dowodzi, że w tej medialnej selekcji nie mógł zdarzyć się żaden przypadek. Kiedy dowiadujemy się o głębokim unurzaniu w komunizm rodzin Moniki Olejnik, Jerzego Owsiaka, wspomnianego już małżeństwa Lisów, Andrzeja Morozowskiego i wielu innych „autorytetów” ze stajni PRL, nie budzi to już żadnego zdziwienia. Pierwszym etapem zdobywania przez esbeckie kręgi wpływu na myślenie społeczeństwa było bowiem wykreowanie swoich mediów i niedopuszczenie do powstania liczących się konkurencyjnych inicjatyw. Następnie czerwone media wyhodowały sobie zastępy głupich i prymitywnych, ale niewolniczo posłusznych celebrytów, którzy mieli promieniować swoimi „mądrościami” na całe społeczeństwo. Była to epoka, gdy nikt, kto nie byłby zatwierdzony przez politruków z „Gazety Wyborczej” i TVN, nie mógł w Polsce zajaśnieć na medialnymi firmamencie z postpeerelowskiej pilśni. Kiedy zatem postkomuna dorobiła się licznego stadka „znanych i lubianych”, zaczęła je wykorzystywać nie tylko do propagowania swoich dewiacyjnych haseł politycznych, ale esbeckie towarzystwo postanowiło ich używać także do „robienia pieniędzy”. Najpierw – szmacianym wzorem gwiazd z Hollywood – kilku naszych wątpliwej jakości aktorów założyło wspólną restaurację. Ta jednak splajtowała. Potem zdolnego aktora Marka Kondrata zaczęto używać do reklamy wybranych inicjatyw bankowych, odwdzięczając mu się możliwością wypromowania własnego handlu winami, z czego skwapliwie skorzystał. W końcu postanowiono połączyć dwa najbezczelniejsze typy polskiego życia publicznego: Palikota i Wojewódzkiego. Mieli się zająć tym, z czym naturalnie mogliby być skojarzeni – reklamą i promowaniem nowej inicjatywy alkoholowej. Tak powstał projekt Manufaktury Piwa Wódki i Wina, reklamowany jako nowa niesamowita inicjatywa „znanego kreatora marek polskich alkoholi” Janusza Palikota. Zapewne autorskim wkładem Wojewódzkiego w to przedsięwzięcie był pomysł połączenia marihuany z alkoholem. Tak pojawiła się cała „linia BUCHÓW”, czyli piwa i wódki o smaku marihuany. To miał być pomysł na murowany sukces. Inicjatorzy nie docenili jednak inteligencji polskiego społeczeństwa. To już nie postkomunistyczna mierzwa pierwszych lat po „okrągłym stole”, której dało się wcisnąć wszystko, byle opakowane w zgrabny, medialny papierek. Co prawda, znalazło się jeszcze ponad dziesięć tysięcy naiwnych, którzy zainwestowali w dwuletnie obligacje firmy Palikota i Wojewódzkiego, jednak klientów na wynalazki obu panów było tylu, co kot napłakał, i pomimo medialnego rozmachu promocji, znanych nazwisk i czerwono-snobistycznych oparów, jakie od początku unosiły się nad tą inicjatywą, interes po prostu nie wyszedł. Oficjalne komunikaty głoszą, że Manufaktura Piwa Wódki i Wina jest już zadłużona na ponad 55 milionów złotych i właściwie zbankrutowała. Nie pomogły laurki od „medialnych przyjaciół” i ogłupianie młodzieży prymitywnymi spotami – wspólny pomysł Palikota i Wojewódzkiego chyli się ku upadkowi. Przy okazji na placu boju pozostanie dziesięć tysięcy naiwnych nabywców obligacji tej mocno podejrzanej firmy.
Sam fakt biznesowego niepowodzenia obu podstarzałych gwiazdorków jest właściwie optymistyczny. Okazuje się, że dla młodego pokolenia Palikot i Wojewódzki są już jedynie podstarzałymi i nieciekawymi „dziadersami”, którzy nie mają nic do zaoferowania, a ich „postkomunistyczna magia” nie działa. Także w pokoleniu ludzi, dla których obaj byli znanymi postaciami, reklamowane przez nich produkty nie mają żadnego wzięcia. Postkomunistyczne clowny popełniły zasadniczy błąd: przygotowały produkty – jak im się wydawało – dla młodzieży, a ta ich wyśmiała i poszła w swoją stronę. „Młodzieżowe” pomysły nieśmiesznych clownów nie zyskały także powodzenia wśród klienteli, dla której ich sztucznie ekstrawaganckie pomysły są jedynie żałosnymi wygłupami.