Rząd Donalda Tuska nie jest zainteresowany dialogiem z rodzinami ofiar katastrofy smoleńskiej. Medialny obraz osób próbujących wyjaśnić katastrofę nie ma nic wspólnego z rzeczywistością - mówi Paweł Kurtyka, syn śp. Janusza Kurtyki, w rozmowie z Grzegorzem Wszołkiem.
Jak wspomina Pan wyjazd do Moskwy po 10 kwietnia wraz z innymi rodzinami ofiar katastrofy smoleńskiej?
W Moskwie widziałem olbrzymi bałagan, np. dokumentacja była źle posegregowana, opisy ciał błędnie sporządzone. Ciało mojego taty zostało opisane jako mężczyzny z jasnymi włosami. Mogło to wszystko się zdarzyć przez to, że szczątki nie były czyszczone przed opisaniem. Śledczy nie do końca panowali nad sytuacją.
Przepytywali Pańską rodzinę?
Wiele rodzin ujawniało niedługo potem, że traktowano ich w sposób wręcz chamski. Nas przepytywali standardowo: jak tata był ubrany, czy miał charakterystyczne znamiona. To przesłuchanie jednak niewiele wniosło, gdyż na podstawie informacji, których byliśmy w stanie udzielić, Rosjanie nie potrafili zidentyfikować ciała taty. Nasz pobyt w Moskwie się przedłużył. Pamiętam, że wróciliśmy bodajże po trzech dniach.
Trzy dni szukali Państwo ciała Ojca?
Tak. Identyfikowało się szczątki w następujący sposób: Rosjanie pytali nas o cechy ofiary, potem pokazywali zdjęcia i rzeczy zmarłego, a finalnym efektem była bezpośrednia identyfikacja ciała. Zawsze coś nie pasowało do naszego taty – zdjęcie czy przedmiot. Trzeciego dnia, wobec ciągłych niepowodzeń, postanowiliśmy przejąć inicjatywę i poprosiliśmy o pokazanie nam wszystkich zdjęć rzeczy należących do ofiar, w których posiadaniu byli Rosjanie. Wytypowaliśmy kilka zestawów. Jeden z nich okazał się właściwy.
Czy udało się zidentyfikować i pochować w sposób niebudzący wątpliwości ciało Pańskiego Ojca?
Mam taką pewność. Nie zamieniono ciała taty w trumnie, bo wykonaliśmy ekshumację, która potwierdziła, że na Cmentarzu Rakowickim spoczywa ciało mojego ojca. Podczas ekshumacji okazało się, że lekarze rosyjscy podczas przeprowadzania sekcji zachowywali się niechlujnie i nieetycznie, na co dowodem może być np. zaszyta w ciele gumowa rękawiczka.
Mieli Państwo kontakt z polskimi lekarzami w Moskwie? Ewa Kopacz krótko po katastrofie smoleńskiej mówiła o polskich patomorfologach pomagających rodzinom w identyfikacji ciał ofiar.
Mieliśmy kontakt z jednym księdzem – Henrykiem Błaszczykiem. I z jednym pułkownikiem, którego nazwiska nie pamiętam. Nie przypominam sobie, by byli tam lekarze z Polski. Rozmawialiśmy za to z ówczesną minister zdrowia Ewą Kopacz.
Jak wyglądały na samym początku kontakty z polskimi przedstawicielami rządu?
Osobiście słyszałem, jak Ewa Kopacz mówiła na sali konferencyjnej w hotelu, że na miejscu katastrofy współpracują razem Polacy i Rosjanie. Wtedy wydawało mi się, że przedstawiciele władz polskich wiedzą, co mówią i robią. Wszystko, co zostało w tamtych dniach powiedziane, okazywało się w jakimś stopniu mijaniem się z prawdą.
Uczestniczył Pan w spotkaniach organizowanych przez premiera Tuska z rodzinami ofiar katastrofy smoleńskiej?
Nie byłem na żadnym takim spotkaniu. Zakończyliśmy „współpracę” de facto za porozumieniem stron – nie było sensu rozmawiać na zasadzie „my swoje, oni swoje”. Jestem przekonany, że Donald Tusk jest zainteresowany umacnianiem Millerowsko-MAK-owskiej wersji wydarzeń z 10 kwietnia 2010 r. Dla nas już od dawna straciła ona wiarygodność i jest nie do przyjęcia.
Pańska rodzina jest w stałym kontakcie z zespołem parlamentarnym Antoniego Macierewicza.
Ministra Macierewicza poznałem osobiście w czasie wyjazdu do USA w listopadzie 2010 r. Pomimo wielu negatywnych opinii na temat tej wizyty uważam, że była ona potrzebna. Spotkania z Amerykanami nie dały efektów o charakterze politycznym, ale nawiązane wtedy kontakty bardzo pomogły przy budowaniu zespołu parlamentarnego ds. wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej. Co do samego Antoniego Macierewicza – jest to bardzo inteligentny człowiek, dobrze zorganizowany i z poczuciem humoru. Kto pozna go osobiście, ma wrażenie, że jego wizerunek stworzony przez media dotyczy innej osoby. Warto zaznaczyć, że zespół, którym kieruje, nie ma dostępu do dowodów będących w posiadaniu prokuratury i zespołów rządowych, a mimo to jego wkład w debatę o katastrofie jest gigantyczny.
Paweł Kurtyka jest założycielem stowarzyszenia Studenci dla Rzeczypospolitej, które prowadzi działalność edukacyjną na polu historii i analizuje kondycję państwa polskiego.
Wywiad ukazał się w weekendowej "Gazecie Polskiej Codziennie"
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Grzegorz Wszołek