Powołanie Państwowej Komisji ds. badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne RP w latach 2007-2022 wzbudziło istny popłoch w szeregach totalnej opozycji. Na temat możliwości wezwania przez komisję wypowiedział się nawet Bronisław Komorowski, którzy podsunął wszystkim, których będzie wzywać komisja sposób na unikanie stawiennictwa. Komorowski zasugerował, że „jeśli uważa się komisję za niekonstytucyjną, należy unikać stawiania się przed nią”. Zastrzegł jednak, że wymaga to podjęcia jednoznacznych działań przez liderów formacji opozycyjnych.
W sprawie relacji z Moskwą jestem czysty jak łza. Tak czy nie?
Były prezydent stwierdził:
Myślę, że nawet bardziej.
Po chwili zaczął jednak doradzać wszystkim, którzy mogą zostać wezwani przez komisję, jak mogliby uniknąć stawiennictwa.
Liczę się z tym, że mogę być wzywany [przez komisję ds. rosyjskich wpływów]. Oczekuję, że to właśnie liderzy partii opozycji demokratycznej zaproponują sposób reagowania na tego rodzaju wzywanie przez niekonstytucyjnie powołaną komisję. Ja proponuję, że jeśli się uważa, że komisja jest niekonstytucyjna, to nie powinno się stawać przed taką komisją. Ale to wymaga uzgodnionego, wspólnego planu działania. Zdecydowanie tak [zagram w drużynie], bo chodzi o to, żeby dało to efekt także w postaci popsucia propagandy pisowskiej, którą chcą na tym zbudować. Wszyscy wiemy o tym, że jeżeli się nie stawimy tam wzywani, to głównie dlatego, że nie chcemy stawać przed organem, który jest powołany z naruszeniem zasad demokratycznych, prawdopodobnie prawa europejskiego, po złamaniu polskiej konstytucji. Powodów jest tysiąc.
Całkiem niedawno, Bronisław Komorowski, pytany o plany na 4 czerwca, kiedy to odbędzie się "marsz nocnej zmiany" zapowiadany przez Donalda Tuska, stwierdził, że ma tego dnia urodziny i chce spędzić je z mamą.
Ubolewam nad tym, że piękna rocznica pokonania komunizmu przy użyciu kartki wyborczej, staje się źródłem konfrontacji i przedmiotem rywalizacji sił demokratycznych, a nie sygnałem świadczącym o sile wspólnoty demokratycznej w naszym kraju. Chyba nie pomyślano w porę, jak uczcić wspólną inicjatywą.
Zgodnie z obowiązującą w polityce zasadą „nigdy nie mów nigdy”, Bronisław Komorowski nagle zmienił jednak zdanie i wygląda na to, że na marsz Tuska jednak się wybiera…
Pójdę [na marsz 4 czerwca] z wielu istotnych powodów. Po pierwsze tak powinno się w sytuacji jednak zagrożenia demokracji w Polsce, jaką stworzył prezydent swoim podpisem pod tą ruską ustawą. Tak mi się wydaje, że to chyba najwłaściwsze określenie. Bo gdzie się cieszą z tego rodzaju zamieszania, to na pewno w Rosji.
Gdy prowadzący rozmowę przypomniał mu, że do niedawna był dość krytycznie nastawiony do całej inicjatywy marszu i się na niego nie wybierał, Komorowski zaczął lawirować i dość pokrętnie tłumaczyć ze zmiany decyzji. Jednocześnie przyznał, że od początku nie podobała mu się forma zaproszenia.
Idę, bo coś się zmieniło. Nie tylko [podpis prezydenta], to też ma istotne znaczenie, ale przede wszystkim to, że pomimo, użyjmy eufemizmu, nie najbardziej eleganckiej formy zaproszenia, liderzy innych partii opozycji demokratycznej przeszli nad tym do porządku dziennego, że nie są elegancko zaproszeni i idą.