- Niemcy niechętnie zajmują się tematem reparacji, bo czekają na wybory w Polsce. Moim zdaniem, jeśli Zjednoczona Prawica po raz kolejny wygra wybory, to rząd niemiecki będzie musiał usiąść do poważnych rozmów z naszymi przedstawicielami na temat reparacji wojennych za okupację podczas II wojny światowej, bo jeśli tego nie zrobi, to wyrządzi sobie spore szkody wizerunkowe - mówi w rozmowie z "Gazetą Polską Codziennie" prof. Andrzej Przyłębski, prezes Instytutu De Republica, były ambasador RP w Berlinie.
Jan Przemyłski: Wiceminister spraw zagranicznych Arkadiusz Mularczyk wczoraj udał się z wizytą do Berlina, aby spotkać się z niemieckimi parlamentarzystami i rozmawiać na temat reparacji wojennych należnych Polsce od Niemiec za terror podczas II wojny światowej. Jakie są realne skutki tego typu ofensywy politycznej?
Prof. Andrzej Przyłębski: To jest bardzo ważne, że wiceminister Mularczyk tak często jeździ do Niemiec i spotyka się z różnymi grupami politycznymi. Dzięki takiemu drążeniu bardzo powoli zaczynają pojawiać się oznaki otwarcia strony niemieckiej na temat. Samo to, że wiceminister Mularczyk został zaproszony do najważniejszego think tanku, czyli Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej, jest pozytywnym sygnałem. To jest ważne gremium, które ma przełożenie na sfery polityczne. Co więcej, formuła tego spotkania była zamknięta, co oznacza, że żadna ze stron nie może informować o ustaleniach z niego. Odczytuję tę sytuację jako wstępną gotowość do rozważenia kwestii reparacji politycznych. Jestem bardzo ciekawy, co wiceministrowi tam zaproponowano. Oczywiście oprócz przekonywania niemieckiej klasy politycznej musimy także skupić się na tłumaczeniu społeczeństwu niemieckiemu, jak wyglądała okupacja Polski. Rząd niemiecki nic nie zrobi bez nacisku ze strony swoich obywateli. Okupacja Polski często jest przez Niemców postrzegana przez pryzmat np. okupacji francuskiej, a to jest skrajnie fałszywy obraz.
Politycy opozycji wielokrotnie podkreślali, że dla nich temat reparacji wojennych od Niemiec jest zamknięty i nie będą zajmowali się tą sprawą, jeśli przejmą władzę w Polsce. Natomiast jeśli Zjednoczona Prawica zdobędzie trzecią kadencję, to czy to może być sygnał dla Berlina do tego, aby usiąść z przedstawicielami naszego rządu do poważnych rozmów nt. odszkodowań?
Reakcja społeczeństwa polskiego na nasze żądania reparacyjne jest w większości bardzo pozytywna i ona rośnie. W związku z tym opozycji trudno już jest udawać, że temat nie istnieje. Oczywiście podejrzewam, że ta część klasy politycznej chciałaby się dogadać ze stroną niemiecką, tak aby sprawa została szybko i polubownie rozwiązania. Bardziej chodziłoby o zamknięcie ust Polakom niż realne zadośćuczynienie wyrządzonych krzywd. Natomiast niewątpliwie Niemcy niechętnie zajmują się tematem reparacji, bo czekają na wybory w Polsce. Moim zdaniem, jeśli Zjednoczona Prawica po raz kolejny wygra wybory, to rząd niemiecki będzie musiał usiąść do poważnych rozmów z naszymi przedstawicielami na temat reparacji wojennych za okupację podczas II wojny światowej, bo jeśli tego nie zrobi, to wyrządzi sobie spore szkody wizerunkowe.
W poniedziałek na antenie TVP Info wiceminister spraw zagranicznych Arkadiusz Mularczyk poinformował, że Instytut Spraw Wojennych pracuje nad raportem dokumentującym straty poniesione przez Polskę w wyniku działań Związku Sowieckiego. Jaka jest Pana opinia na ten temat?
Bardzo potrzebne działanie. Instytut Spraw Wojennych został powołany m.in. właśnie po to, aby spełniać tego typu misje. Niestety to zadanie zapewne będzie dużo trudniejsze niż raport dotyczący strat spowodowanych przez Niemców. Różnica jest taka, że ogromny obszar prac będzie dotyczył terenów, które zostały nam zagrabione. W związku z tym dotarcie do dokumentów będzie bardzo trudne, a ani Rosja, ani Białoruś raczej nie ułatwią nam tego. Będzie to długie i skomplikowane zadanie, natomiast jego wykonanie jest bardzo potrzebne.