- Nasze śledztwo pozwala przede wszystkim stwierdzić, że za zamachem na Ojca Świętego 13 maja 1981 roku stał wywiad bułgarski. Za zacieranie śladów po zamachu odpowiadają wywiad niemiecki i bułgarski, inspirowane przez KGB. Takie są ustalenia - mówi nam prokurator Michał Skwara, naczelnik Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Katowicach, który w latach 2006-2014 prowadził śledztwo w sprawie zamachu na św. Jana Pawła II. A co do przyszłości sprawy - każde śledztwo, które nie zakończyło się aktem oskarżenia, zawsze można podjąć, jeżeli ujawni się nowe dowody...
Czy w sprawie zamachu i niewątpliwej zbrodni Turka, Mehmeta Ali Agcy można się spodziewać jeszcze nowych faktów? Czy mogą zostać odkryte nie ujawnione wcześniej dokumenty?
Trudno powiedzieć. Śledztwo zostało zakończone 8 lat temu i nie wydaje mi się, żebyśmy jako IPN w tej sprawie mogli jeszcze coś zrobić. Z drugiej strony każde śledztwo, które nie zakończyło się aktem oskarżenia, zawsze można podjąć, jeżeli ujawni się nowe dowody.
Co w śledztwie było najtrudniejsze? Z czym trzeba było się zmierzyć?
Śledztwo miało charakter niestandardowy. Po pierwsze, długo mieliśmy do czynienia z prześmiewczym nastawieniem ze strony niektórych środowisk, np. podnoszono argumenty, że wydajemy pieniądze na tłumaczenia dokumentów, a dzieci w Bieszczadach będą bez butów chodzić... Media mainstreamowe były bardzo nam nieprzychylne.
Druga rzecz, jeśli się prowadzi postępowanie dotyczące faktów, które miały miejsce za granicą, pozostaje jeszcze jedna bariera do pokonania - prokurator nie może wykonywać czynności za granicą Polski - musi przy tym korzystać z pomocy prawnej. Zleca czynności do wykonania organom państwa, którego dotyczy śledztwo. To wydłuża postępowanie i sprawia, że nie ma ono już charakteru bezpośredniego. Jako prokurator nie mogę w takiej sytuacji przeprowadzić takiego czy innego dowodu bezpośrednio - muszę prosić, żeby ktoś zrobił to za mnie, za granicą. Trzecia rzecz. W momencie, gdy pozyskiwaliśmy materiały z różnych źródeł, z Włoch, Bułgarii czy Niemiec, było ich tak dużo, że trzeba było na bieżąco dokonywać selekcji. Dokumentów było ogromnie dużo i w różnych językach. Co stanowiło dodatkową trudność.
Dlaczego śledztwo trafiło do Katowic? I na czym polegała operacja "Papież", której rozpoznanie było początkiem postępowania?
Do nas przyjechały wstępne materiały z Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu z Warszawy. Dotyczyły, jak się później dowiedzieliśmy, tzw. operacji "Papież", chodziło o aktywność Stasi w kwestii zacierania śladów po zamachu. My dokonaliśmy pierwszych tłumaczeń i rozpoczęliśmy analizę materiałów, później całe śledztwo też pozostało w naszych rękach. Operacja "Papież" była rejestrowana przez służby wschodnioniemieckie oraz bułgarskie, ich celem było zatarcie śladów. Zresztą śledztwo katowickie zakładało istnienie dwóch związków przestępczych. (To wyjściowe założenie zostało potwierdzone decyzją końcową). Pierwszy z nich miał na celu dokonanie likwidacji papieża Jana Pawła II, drugi usuwał ślady zbrodni. Drugi związek tworzyli Niemcy i Bułgarzy. Niemcy koordynowali akcję wywierania wpływu na wymiar sprawiedliwości, (potocznie) w celu zacierania śladów. Z Berlina. Chodziło o mylenie tropów, zastraszanie organów ścigania, tworzenie fałszywych informacji. Jeszcze zanim światowa opinia publiczna czegokolwiek mogła dowiedzieć się na temat tzw. bułgarskiego śladu (który pojawił się dopiero w październiku 1982 roku), już w lipcu 1981 r. KGB uruchamia Bułgarów do działania o charakterze dezinformacyjnym, żeby odeprzeć "kłamliwą kampanię krajów burżuazyjnych". Chociaż w tym czasie jeszcze żadnej kampanii nie było, bo nikt o tym wątku nie wiedział. Wiedziały służby bułgarskie, bo one brały w tym udział. Został sfałszowany m.in. list Agcy do jednego z tureckich działaczy prawicowych, w którym dziękował mu za pomoc. To od razu miało ukierunkować podejrzenia na tureckie środowiska prawicowe czy środowiska przestępcze Ankary.
Częściowo była to prawda. Wykonawcami zamachu byli Turcy. Zresztą zwerbowani przez wywiad bułgarski. Byli to jednak zwykli gangsterzy, (Ali Agca, Oral Celik oraz kilka innych osób, których zaangażowania w to, co działo się na Placu Świętego Piotra, nie można potwierdzić, bo grupa wykonawców była czteroosobowa, ale wiadomo, że strzelały dwie osoby Agca i prawdopodobnie Celik). Nie mogli działać sami. Wcześniej byli to szeregowi przestępcy, którzy m.in. handlowali nielegalnie papierosami...
Możemy więc stwierdzić, że szaleństwo Agcy to mit, bo za jego postępowaniem stał wywiad bułgarski, a prawdopodobnie też - KGB i Kreml.
Na poziomie wykonawczym stał wywiad bułgarski i ludzie, którzy zostali przez niego zwerbowani (z całą pewnością z przestępczego świata tureckiego). Tropy dowodowe, które da się zweryfikować, tutaj się kończą. Natomiast jeżeli chodzi o drugi związek przestępczy, z całą pewnością mamy Niemców i Bułgarów, którzy działają z inspiracji sowieckiej. KGB skierowało pisma do wywiadu bułgarskiego, aby ten rozpoczął działania dezinformacyjne już miesiąc czy też dwa po zamachu. Oczywiście możemy się domyślać pewnych rzeczy, ale chodzi o to, żeby nie dezawuować śledztwa w ten sposób. Śledztwo pozwoliło przede wszystkim stwierdzić, że za zamachem stał wywiad bułgarski, za zacieraniem śladów po zamachu - wywiad niemiecki i bułgarski inspirowany przez KGB. To są ustalenia śledztwa.
Ale cały świat dopowiada - za zamachem stał wywiad bułgarski inspirowany przez KGB...
Tak, tak się mówi - i to nie jest błąd. Jako prokurator pracujący na dowodach stwierdzam to co wcześniej. Za zamachem stoją Bułgarzy, a za zacieraniem śladów także Bułgarzy i Niemcy Wschodni oraz Rosjanie. Właśnie dlatego to było robione, by stworzyć sieć pośredników i żeby nie dało się dojść do zleceniodawcy.
Skąd mit, że Ali Agca był szaleńcem, działał sam i że chciał zabić z czystej nienawiści?
Na to się składa wiele czynników. Po pierwsze tylko on został złapany bezpośrednio po zamachu. Po drugie on współpracował z włoskim wymiarem sprawiedliwości, przez okres ponad dwóch lat (dopiero potem to się załamało). Żeby przeżyć, musiał zwariować. To uproszczenie. Powiem inaczej: musiał się sam skompromitować, żeby pozostawiono go w spokoju. Stąd może to przeświadczenie, że jest niespełna rozumu. Choć to nieprawda. Potem gdy już zmienił nastawienie (zrobił to pod wpływem niezbyt profesjonalnego zachowania włoskiego wymiaru sprawiedliwości, który dopuścił do niego Bułgarów - niebędących prokuratorami - wbrew temu, jak się przedstawiali, ale oficerami komunistycznych służb specjalnych). To miało na niego dosyć duży wpływl kiedy oni się pojawiają, Agca przestaje mówić spójnie.
I incydent, który bardzo mnie zainteresował: Agca zostaje sam na sam w celi z bułgarskim sędzią Stefanem Markowem Petkowem, również funkcjonariuszem bezpieki, który ma grozić zamachowcowi śmiercią całej jego rodziny. Jakie w pana opinii ma to znaczenie dla całego śledztwa?
Nie można tego stwierdzić jednoznacznie, nikogo przy tym nie było i na tym polega problem. Agca zostaje przez chwilę sam na sam z Petkowem. I mamy słowo Agcy przeciwko słowu Petkowa. Trudno więc tak naprawdę ustalić - jak to przebiegało. Do sprawy zostają dopuszczeni bułgarscy oficerowie bezpieki, którzy podawali się za prokuratorów, m.in. Ormankow (który jednocześnie w dokumentach pojawia się jako ten, który konsultował różne kwestie ze Stasi, w Berlinie). Wiadomo, że to oni oddziałują na Agcę, przekazują mu:-nawet tutaj możemy cię dopaść i wpłynąć na twój los. Czy doszło do jakiegoś incydentu z groźbami, czy też nie ze strony Petkowa - jest już nie do zweryfikowania.
Agca opuszcza więzienie w 2010 roku. Czy chciałby go pan teraz przesłuchać, gdy pozostaje na wolności? I co mógłby powiedzieć?
Gdybym chciał go przesłuchać, pewnie podjąłbym działania w tym kierunku. Nie widzę sensu, by to robić. Znamy jego wypowiedzi i wyróżniamy w nich dwa okresy, które oddzielają się mniej więcej w połowie 1983 roku. Wszystko, co mówi do połowy 1983 r., jest spójne, logiczne i znajduje potwierdzenie w innym materiale dowodowym zgromadzonym przez Włochów. Natomiast, to co mówi później, należy postawić pod dużym znakiem zapytania. On falsyfikuje sam siebie. Znając jego wypowiedzi medialne, nie sądzę, żeby cokolwiek nowego mógł wnieść do tej sprawy. Jeśli chodzi o badania jego wyjaśnień - kryterium wiarygodności zatrzymuje się właśnie w połowie 1983 roku.
Później to już bełkot.
Zdjęcie: mat. prasowe; Prok. Skwara po środku