Platforma od wielu lat wprowadza błaznów do państwowych instytucji, w określonym celu: ośmieszyć samą ideę państwa. Ostatnio przeszła jednak samą siebie, gdy związani z nią senatorowie wybrali kilkunastu ławników do Sądu Najwyższego. Okazało się, że nominowana została banda najbardziej prymitywnych, agresywnych hejterów z okolic KOD-u i Obywateli RP - pisze w "Gazecie Polskiej" Dawid Wildstein.
Cesarz rzymski Kaligula chcąc zniszczyć i ośmieszyć republikę, mianował senatorem własnego konia. Był to pokaz siły i bezwzględności, sygnał, że nie ma dla niego rzeczy niemożliwych, przed którymi się cofnie. Jednocześnie dał wyraźny sygnał obywatelom Rzymu, że republika to już tylko cyrk, że już właściwie nie istnieje, że jedyne, czego jest warta, to kilku prymitywnych żartów. Wyczyn Kaliguli przeszedł do historii. Okazuje się jednak, że cesarz mógłby sporo nauczyć się od Platformy Obywatelskiej.
Cokolwiek by sądzić o Kaliguli, ten wprowadził do instytucji Republiki Rzymskiej jednego konia. Platforma Obywatelska od wielu lat wprowadza kolejnych błaznów w państwowe instytucje, w określonym celu: ośmieszyć samą ideę państwa. Ostatnio przeszła jednak samą siebie, gdy związani z nią senatorowie wybrali kilkunastu ławników do Sądu Najwyższego. Okazało się, że nominowana została banda najbardziej prymitywnych, agresywnych hejterów z okolic KOD-u i Obywateli RP. Patologia niecofająca się w swoich działaniach przed łamaniem prawa, pozbawiona granic, jeśli chodzi o agresję werbalną, przy okazji, w niektórych wypadkach, ewidentnie niezrównoważona psychicznie. Jachira przy nich to ostoja dobrego smaku.
Wracając do Kaliguli, możemy śmiało założyć, że jego koń był, patrząc na nowych ławników, stworzeniem nieporównanie mądrzejszym i sympatyczniejszym niż oni. Jest w tym też coś upiornie zabawnego, że grupkę tę wybrał akurat Senat, w teorii najbardziej „światła” i symboliczna instytucja stojąca na straży demokracji. Ta hucpa pokazuje, że PO nie jest w stanie myśleć o państwie konstruktywnie, że wciąż dąży do konfliktu, i to w jego najbardziej prymitywnej formie. Wpuszczenie na takie stanowiska bandy hejterów i trolli, do tego kompletnie niezrównoważonych psychicznie, to jasny sygnał, że PO nie chce przejąć państwa, bowiem ci ludzie nie są zdolni w jakikolwiek sposób wywiązać się z obowiązków na nich nałożonych. PO chce to państwo zniszczyć. Nie chce realnie rządzić, bo, jak pokazały poprzednie okresy jej władzy, dużo bardziej woli oddawać władzę innym, najrozmaitszym układom, sitwom czy zagranicznym patronom, czerpiąc następnie od nich benefity za swoją usłużność. Dodatkowo państwo i jego instytucje są, w demokracji, tym, co łączy najbardziej nawet zwaśnione partie polityczne, określając granice wspólnoty, w obrębie której muszą się one poruszać i ją reprezentować. Nawet ten rudymentarny wymiar wspólnoty jest dla PO nie do zaakceptowania, należy więc go zniszczyć i ośmieszyć. Niestety, elektorat Platformy został w tej kwestii wytresowany w sposób pełny. Nie dostrzega już nie tylko wspólnoty, nawet państwo jest mu obce, wszystko istnieje dla niego tylko w dynamice konfliktu PO kontra PiS.
Idealnym przykładem tego, jak wygląda w praktyce tresura elektoratu Platformy Obywatelskiej, jak zarządza się jego emocjami, był niedawny internetowy wyczyn Sikorskiego. Mowa tu o jego wypowiedzi zamieszczonej na internetowym portalu Twitter, w której polityk Platformy Obywatelskiej podziękował USA za zniszczenie części Nord Stream 2. Jak można było się domyśleć, w wyniku tej skrajnej nieodpowiedzialności Sikorski natychmiast stał się gwiazdą rosyjskiej propagandy (a także, co właściwie nie powinno nikogo dziwić, także wielu mediów niemieckich), a jego słowa przedstawiano jako koronny dowód na zło polsko-amerykańskiego, agresywnego imperializmu. To było już za dużo nawet dla Platformy Obywatelskiej, która odcięła się od wyczynu swojego polityka, nawet pozwoliła sobie na jego nieznaczną krytykę. W konsekwencji Sikorski nie tylko usunął swoją wypowiedź z internetu, lecz także umilkł na kilka dni. Symptomatyczne jest to, w jaki sposób „wrócił”. Nie było oczywiście żadnych przeprosin czy skruchy. Zrobił to, zamieszczając w internecie „zapis” rozmowy, jaka miała niby mieć miejsce w kokpicie samolotu Tu-154, na chwilę przed śmiercią jego pasażerów. Był to ordynarny, rosyjski fejk, wielokrotnie już obalony, z którego wynika, że to generał Błasik z Lechem Kaczyńskim zmusili groźbami pilotów do lądowania. Nie jest tutaj istotny stopień deprawacji Sikorskiego, który posuwa się do takich działań. Ważniejsza jest reakcja jego odbiorców. Ta smoleńska fałszywka wzbudziła powszechny entuzjazm i zachwyt wśród obserwujących go zwolenników PO. Kolokwialnie rzecz ujmując, tyle „starczyło”, już nikt nie pamiętał o wcześniejszej winie Sikorskiego.
Przywołuję ten przykład, bo pokazuje on, na relatywnie małej sprawie, typowy mechanizm działania PO. Gdy tylko dochodzi do sytuacji, w której partia ta popełnia błąd, którego nie może już ukryć, kompromituje się, błyskawicznie przekierowuje uwagę swojego elektoratu (a także, na ile potrafi, całej opinii publicznej) na konflikt symboliczny, ideologiczny. Usiłuje to osiągnąć za pomocą najbardziej ordynarnych prowokacji, nie cofa się przed najprymitywniejszymi fejkami czy hejtem. Ma pełną świadomość, że jej elektorat działa już na zasadzie wbudowanych odruchów warunkowych, można go kontrolować poprzez wypuszczanie określonych haseł czy tematów, które natychmiast wprowadzają go w stan emocjonalnej histerii.
W wypadku Sikorskiego wykorzystany został Smoleńsk, niemniej takich potencjalnych „awantur” PO jest w stanie wywołać dowolną ilość. Jeśli jeszcze dodatkowo, przy założeniu, że zdoła kiedyś wygrać wybory, będzie miała możliwość korzystania w tym celu z państwowych zasobów, możemy śmiało założyć, że jej rządy będą pasmem ciągłych, na nowo wywoływanych wojen ideologicznych, mających zasłonić jej niekompetencje i przekierować negatywne emocje własnego elektoratu z władzy na innych obywateli. Wszystko to przedstawia nam niesłychanie ponury obraz wyborcy PO, który wydaje się, być może już w sposób trwały, niezdolny do życia w warunkach realnej, niefasadowej demokracji. Krótki przegląd stron KOD-u, Obywateli czy innych grup zrzeszających sympatyków totalnej opozycji, pseudo-satyrycznych portali, tworzonych na zamówienie PO, czy w końcu wypowiedzi „autorytetów” związanych z tą formacją polityczną, potwierdza ten ponury obraz oraz musi u normalnego człowieka wywołać przerażenie. Mamy więc profesorów UW oczekujących inwigilowania wyborców PiS, profesorów UJ dziękujących Urbanowi za jego antykościelną działalność, publicystów nawołujących do zamykania sympatyków PiS w rezerwatach bądź po prostu oczekujących podzielenia Polski na dwa państwa, w zależności od preferencji wyborczych. Mamy nawoływania do przemocy, do zamordowania prezesa PiS, rewolucji, opowieści o tym, że w Polsce jest gorzej niż u Putina, że panuje nazizm. Przykłady tej psychozy można mnożyć, jest ona dominującą narracją tego środowiska. Charakterystycznym wyrazem opisywanego tu szaleństwa jest ostatnia wypowiedź Lisa, który oświadczył, że jeśli PiS trzeci raz wygra wybory, to Polska nie zasługuje na dalsze trwanie.
Jak widać, każdy element rzeczywistości, nawet kwestia istnienia Polski, zostaje przez sympatyków PO sprowadzony do prymitywnej i brutalnej walki politycznej. Nie ma żadnej przestrzeni, która miałaby immunitet od tego konfliktu, który jest podstawowym zjawiskiem organizującym całość życia leminga. Nie ma nawet chwili oddechu, nawet wesela, Wigilie, niedzielne obiady czy inne rytuały, wydawałoby się oderwane od polityki, muszą się odbywać w cieniu haseł z ośmioma gwiazdkami. Opisywana tresura PO wytworzyła naprawdę przerażający typ człowieka, który nie ma nic wspólnego z zachodnimi demokracjami, raczej wygląda na spełnione marzenie Urbana o tym, jak powinien wyglądać Polak, którym można dowolnie manipulować.
Tygodnik "Gazeta Polska" dostępny w wygodnej prenumeracie cyfrowej
Sprawdź ofertę prenumeraty cyfrowej TUTAJ » prenumerata.swsmedia.pl oraz pod numerem telefonu 605 900 002 lub 501 678 819