Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Niemieccy Zieloni pod lupą. Trampolina Annaleny 

Annalena Baerbock, rzutka liderka Zielonych, która we wrześniowych wyborach do Bundestagu zawalczy o fotel po Angeli Merkel, zdominowała szpalty niemieckich gazet i czołówki portali. Już wiadomo, że jeżeli Zieloni wygrają wybory, to każdy nowo wybudowany dom w Niemczech obowiązkowo będzie musiał mieć panele fotowoltaiczne, prędkość na niemieckich autostradach zostanie ograniczona do 130 km/godz., a z oferty linii lotniczych mogą wyparować połączenia na krótszych dystansach. Pozostałe mają docelowo zostać „opodatkowane zgodnie ze sprawiedliwością klimatyczną”. To jednak nie wszystko. Zieloni mają jeszcze więcej pomysłów.

Christophe Dumortier/pixabay.com/service/license/

Annalena Baerbock przebojem wdarła się na czołówki niemieckich mediów. Przy czym traktuje się ją hasłowo: 40 lat, matka dwójki dzieci, kiedyś mistrzyni skoków na trampolinie. Żaden materiał o Baerbock nie obywa się bez ujęć w sali gimnastycznej, jak wdzięcznie podskakuje. Wyobraźmy sobie tego typu materiały o Angeli Merkel. Obecna kanclerz co najwyżej wędruje po górach w praktycznej odzieży, o skokach nie ma mowy. 

Satyrycy twierdzą, że kandydatka na przyszłego kanclerza Niemiec w każdym wywiadzie mówi to samo, tu i ówdzie zmieniając słówko czy dwa. Przeciwnicy polityczni z CDU gromią niebezpiecznie rosnących w siłę rywali za ich „antyniemiecką postawę” (300 członków Zielonych zażądało niedawno od Baerbock usunięcia słowa „Niemcy” z programu wyborczego partii). Socjaldemokraci zarzucają im odrealnienie ich programu klimatycznego.

W „Neue Zürcher Zeitung” sekretarz generalny CDU Paul Ziemiak zastanawiał się, jak Annalena Baerbock jednym tchem może postulować ostrzejszy kurs wobec Rosji i jednocześnie odrzucać podniesienie wydatków na obronę do postulowanych w NATO 2 proc. PKB. I trudno mu odmówić racji. Mimo że CDU również ma na tym polu sporo do wyjaśnienia, a zabawa z Rosją i lawirowanie w kwestii podniesienia nakładów na obronę to już polityczna telenowela. Takie są jednak prawa kampanii. Zdaniem Sahry Wagenknecht (Linke) Zieloni wcale nie są tak anty­systemowi, na jakich się kreują, a główną siłą napędową partii są jej wizerunek „zbawiciela klimatycznego” i poczucie, że już spożywając ekologiczne batoniki, każdy sympatyk Zielonych zwalcza klimatyczne zło i nieprawość. A to daje poczucie dobrze spełnionego obowiązku. Coś w tym jest. Szał na Zielonych trochę przypomina wyśmiewane w 2019 r. przez redakcję programu „Realne szaleństwo” („Realler Irrsin”) rejsy wycieczkowe dla wegan: zatroskani stanem planety obywatele świata z Kanady, Japonii, USA lecą do Hamburga, by następnie wyruszyć statkiem z Kiel do Sankt Petersburga i z powrotem. A na pokładzie wyłącznie wegańska dieta, koszulki z ekobawełny, kosmetyki bio, wszystko dla dobra klimatu. Zostawmy jednak wegan z ich statkami. Może gromione przez nich emisje CO2 są mniej szkodliwe w wersji wegańskiej. Tak czy inaczej postulat Annaleny Baerbock, by zlikwidować połączenia lotnicze na krótkich dystansach w trosce o klimat, nie przełożą się na wegańską turystykę Calgary–Hamburg czy Tokio–Kiel.

Jest pani Realo?

– Jest pani bardziej Fundi czy Realo? – zapytał w 2019 r. Annalenę Baerbock telewizyjny komik, Jan Böhmermann. – Realo – odpowiedziała z uśmiechem Baerbock. Chwilę wcześniej gospodarz programu dociekał, czy posłance Zielonych zdarza się uciąć pogawędkę z posłami Alternatywy dla Niemiec (AfD), a komentując wizerunek „alternatywnych”, zażartował, że ich garnitury „pewnie szyją gdzieś w Europie Wschodniej”. Salwy śmiechu. AfD jako czarna owca, posłanka Zielonych jako okaz nowoczesnej myśli politycznej. Żadnych pogawędek w parlamentarnym bufecie, żadnego kontaktu. I kluczowe pytanie. Jest pani fundamentalistką czy realistką? Czy Zieloni nadal bawią się w podział na frakcje? Owszem. Podziały istnieją, tak samo zresztą jak w CDU i SPD, gdzie konserwatyści i liberałowie przy każdej możliwej okazji okładają się zgryźliwymi komentarzami. 

Zieloni też mają swoją tradycję walk frakcyjnych z korzeniami sięgającymi roku 1981. To wtedy we Frankfurcie nad Menem Joschka Fischer z Danielem Cohn-Benditem i członkami lewicowego ruchu tzw. Spontis założyli Grupę Roboczą Polityki Realnej. Grupa spotykała się w redakcji magazynu „Pflasterstand”, którego wydawcą był wtedy Cohn-Bendit. Tak zaczęła się historia zielonych realistów – Realos, tworzących opozycję do Zielonych fundamentalistów – Fundis. Osią podziału był stosunek do ewentualnego współrządzenia z innymi partiami. Fundis, którzy sami lubili się też przedstawiać jako „ekosocjaliści”, byli przeciwni wchodzeniu w koalicje z innymi partiami, uważając to za zdradę partyjnych ideałów, Realos aż rwali się do rządzenia. Kiedy w grudniu 1985 r. Zieloni weszli w koalicję z SPD w Hesji, fundamentaliści dostali szału.

Członkowie Fundis wywodzili się albo z (pierwotnie) maoistycznego Związku Komunistycznego, albo z antyrewizjonistycznego skrzydła młodzieżówki SPD. W ich opinii SPD, CDU i FDP uprawiały antydemokratyczną politykę i wchodzenie w jakiekolwiek układy z tymi partiami przekreślało zieloną wykładnię. W czasie gdy między frakcjami pojawiły się pierwsze nieporozumienia, Joschka Fischer nie należał jeszcze do partii, a jego grupa stanowiła zaplecze intelektualne mniej radykalnych jej członków. Kiedy w drugiej połowie 1982 r. Zieloni odnieśli regionalnie sukcesy wyborcze we Frankfurcie i Hesji, Realos zaczęli dostrzegać plusy oficjalnej działalności politycznej. Fischer wstąpił do Zielonych. I pociągnął za sobą innych. 

Pierwsze tygodnie od deklaracji Fischera upłynęły Zielonym na rejestrowaniu masy nowych członków. To ci ludzie poparli następnie kandydaturę Fischera na listę wyborczą do Bundestagu. Fundamentaliści nie byli zachwyceni. Lider Realos dostał się do Bundestagu, ale pierwsze lata zielonej polityki na szczeblu federalnym przebiegały w atmosferze sporu między wrogimi frakcjami i skutecznie uniemożliwiały konstruktywną pracę parlamentarną. Od 1987 r. fundamentaliści zaczęli się wykruszać. Ich liderzy zakładali nowe formacje, rozpływali się w mikropartiach śniących o komunizmie. Partię opanowali Realos, którzy tak jak Joschka Fischer nie postrzegali koalicji z SPD jako ujmy na zielonym honorze. To na dobrą sprawę od wyzbycia się pierwiastka fundamentalizmu Zieloni z pozycji radykalnych zaczęli się przesuwać do środka niemieckiego systemu politycznego. Przestali upatrywać zagrożenia w komputerach (programowo odmawiali ich używania) i przestawili się na cyfryzację, pierwotne hasła anarchistyczne zamienili na wygodne ławy Bundestagu. A oddany idei federalizmu europejskiego współzałożyciel Grupy Spinellego Joschka Fischer po odejściu z polityki zarabia dziś na lobbingu, doradza kanadyjskiemu producentowi marihuany i cieszy się opinią post­zielonego milionera z licznymi kontaktami. 

Wracając do Baerbock, fakt, że już trzy lata temu stanowczo powiedziała o sobie „Jestem Realo”, wskazuje na jej skłonność do negocjacji z SPD, ale i Linke. A tak całkiem poważnie: Zieloni mogą współrządzić z każdym, byle nie z AfD. Baerbock musiałaby przecież czasem porozmawiać z Gaulandem, i to nie tylko w bufecie Bundestagu. Wykluczone. 

Wszystkie barwy koalicji

Sama zaś Linke, mimo nieprzychylnych komentarzy Sahry Wagenknecht (ikonicznej już postaci Linke) pod adresem obecnych sukcesów sondażowych Zielonych, również nie wyklucza sojuszu z partią Baerbock. Linke też miało i ma swoich Fundis, dostających wysypki na samą myśl o zawiązaniu koalicji z Zielonymi i SPD, ale wraz z odejściem Sahry Wagenknecht z pozycji współprzewodniczącej frakcji Linke w Bundestagu zastąpili ją towarzysze bardziej skłonni do negocjacji. Potencjalna koalicja SPD, Zielonych i Linke – biorąc pod uwagę obecne sondaże – mogłaby zebrać 303 mandaty poselskie (na 598 w Bundestagu) i byłaby pierwszą tego typu konstelacją na szczeblu federalnym. Szans na taką opcję nie widzi mentor Fischer, upatrujący w Linke „rozdarcie między Zachodem a romantyczną wizją Rosji”. Zdaniem Fischera Zieloni spokojnie mogliby raz jeszcze porządzić z SPD, bez przystawek.

16 mandatów więcej przyniosłaby koalicja Zielonych z chadekami (zielono-czarna), w Hesji i Badenii-Wirtemberdze takie koalicje rządzą i idzie im całkiem sprawnie. Zarówno CDU, jak i Zieloni wielokrotnie dawali do zrozumienia, że wyobrażają sobie taki układ, wyzwaniem byłoby jednak pogodzenie zwaśnionej z Zielonymi CSU. Na pewno akceptacja społeczna dla takiej koalicji jest dziś w Niemczech bardzo duża, nawet jeżeli doły partyjne po obu stronach barykady sceptycznie zapatrują się na ten mariaż. Również takiej konstelacji nie widziano jeszcze na szczeblu federalnym. 

Kolejna opcja to koalicja „sygnalizacji świetlnej”, czyli sojusz FDP, Zielonych i SPD (żółto-zielono-czerwona). Ten wariant mógłby zamknąć się w 331 mandatach, co wydaje się kuszące, zwłaszcza że taka koalicja rządzi w Landtagu Nadrenii-Palatynatu. Na poziomie federalnym podobno największym hamulcowym tego rozwiązania jest szef FDP Christian Lindner. Teza karkołomna, ponieważ Christian Lindner tęskni za FDP w rządzie i chyba tym razem, nauczony doświadczeniami z negocjacji koalicyjnych 2017 r., tak szybko nie odda pola kolegom z SPD i CDU. A ci byliby też skłonni porwać Zielonych do czarno-czerwono-zielonej koalicji z 415 mandatami – twierdzą optymiści w Berlinie. Nie, to nie miałoby najmniejszego sensu, przecież chadecy z Zielonymi i bez SPD osiągnęliby większość parlamentarną, po co im socjaldemokraci – odpowiadają realiści. A obserwując przepychanki między dzisiejszymi koalicjantami, trudno sobie wyobrazić, by mieli ochotę na współpracę w kolejnej kadencji. 

SPD jak może podkłada nogę chadekom. Zieloni na fali rewelacyjnych sondaży mogą przebierać w kandydatach do ręki. Pytanie, jak długo utrzyma się efekt świeżości Annaleny Baerbock i czy partia „dobrego samopoczucia”, jak złośliwie określiła Zielonych Sarah Wagenknecht (vide: podcast byłej liderki Linke), której wyborcy rzekomo przez samą deklarację sympatyzowania z miłośnikami ochrony klimatu czują się, jakby sami ratowali świat, poradzi sobie z czarnym PR (ukazującym ją jako odrealnionych wielkomiejskich ekowujów, chcących podpiłować fundament niemieckiej gospodarki). I tutaj Linke zgadza się ws. Zielonych z CDU. Chadecy nie zostawili suchej nitki na gospodarczym programie rywali, nadając mu nazwę „Muchomor”. Czyli ładnie się prezentuje, ale jest absolutnie niejadalny.

The Greens uśmiechają się do liberalnej Ameryki

Żarty żartami, ale skoro chcemy iść po władzę, to trzeba się przedstawić tym, którzy się liczą – i to niezależnie od tego, że nasi wyborcy raczej nie przepadają za ważniakami zza oceanu. Dlatego u progu maja Annalena Baerbock wystąpiła podczas EU-US Future Forum organizowanego przez wpływowy waszyngtoński think-tank Atlantic Council. Rozmowę prowadził Fareed Zakaria (m.in. CNN i „Washington Post”). Fareed to esencja globalistycznego komentariatu Ameryki, wykształcony, błyskotliwy i zarazem powierzchowny, ale jako przybysz z Indii pozwalający sobie na więcej niż inni – więc czasem otwarcie pisze, że „liberalna” demokracja musi bronić się przed „nieliberalną”, a elita musi pilnować, żeby wyborcy nie pobłądzili. Jednym słowem, ważne forum i ważny rozmówca. Angielski uśmiechniętej rozmówczyni był dobry, a o jej partii mówiono „The Greens”, więc od razu zrobiło się fajnie, bo przecież wszyscy – no, prawie wszyscy – po obu stronach Atlantyku jesteśmy fajni i chcemy budować The New Green Deal. 

Przekaz jasny – wszyscy razem, po obu stronach Atlantyku, chcemy budować świat bez węgla, oparty na sprawiedliwości społecznej. Przecież chcemy tego samego – my, The Greens, i wy, Ameryka Bidena. Zakaria – publicysta naprawdę rasowy – nie domaga się wyjaśnień, czy ten zielony ład uwzględnia na przykład energię atomową. Nie brnijmy więc w szczegóły. A jak tam z NATO? Co z 2 proc., o których wspominał jeszcze Trump?  – podchwytliwie dopytuje pan z Ameryki. Kiedyś byliście przeciw zbrojeniom… Kiedyś to kiedyś, 40 lat temu, NATO jest dla nas kluczowe. 2 proc… Cóż, nie trzymajmy się tak sztywno tych kwestii budżetowych, przecież mamy kryzys. Dobrze, żarty na bok. Zieloni naprawdę chcą iść po władzę. Nie na darmo pada w rozmowie nazwisko Joschki Fishera, który przeszedł drogę od lewackiego demonstranta do ministra spraw zagranicznych. Ale Joschka, którego Annalena wspomina jako polityczny autorytet, to jednak symbol dwuznaczny – i to wcale nie przez te młodzieńcze koktajle Mołotowa. Z jednej strony przełamał pacyfizm Zielonych, godząc się na interwencję NATO na Bałkanach, a z drugiej razem z Gerhardem Schröderem prowadzili asertywną politykę często wbrew Waszyngtonowi (sprzeciw wobec interwencji w Iraku). Już nie wspominając o późniejszych aktywnościach… Pani Annalena spieszy z zapewnieniem Amerykanów o swojej jednoznacznie proatlantyckiej postawie – US Army w Bundesrepublice niech zostanie oczywiście, głosi potrzebę mocniejszej (nie do końca wiadomo jakiej, ale to tylko półgodzinny wywiad) postawy wobec Rosji i pomocy Ukrainie. Ba, sama uprzedza pytanie o Nord Stream 2, który jest absolutnie fatalną inicjatywą i nie powinien zostać uruchomiany. Sęk w tym, że prawie już skończony. Zatem co? Annalena nie konkluduje, Fareed nie dociska i nadal jest miło. Zwłaszcza że Ukrainy nie zostawimy, może będziemy sprowadzać z niej wodór potrzebny do budowy bezwęglowego raju. 

Przy okazji rozmowy o agresywnej polityce Rosji pojawia się też temat Polski, która jako kraj graniczny słusznie oczekuje wsparcia od Unii i NATO. I w tym momencie musi, po prostu musi pojawić się deklaracja typu: Polskę trzeba popierać, mimo że nie zgadzam się z częścią polityki jej rządu. To już chyba standard w nowomowie liberalnych salonów. Nawet jak wypada jakoś uwzględnić polskie interesy, to trzeba dystansować się od polskich władz. Czy polityka polska o tym wie i potrafi sobie radzić z takim podejściem do nas? Niezależnie od tych retorycznych zabiegów Zieloni składają dziś deklarację bardziej zdystansowanej postawy wobec Rosji. To jest jakiś punkt wyjścia, także dla Polski. W kwestii Chin kandydatka odcina się od ekonomicznego podejścia i postuluje, żeby Unia nie sprowadzała towarów produkowanych np. na terenach, gdzie chińskie władze prześladują Ujgurów. Bardzo słusznie, ale może poczekajmy, aż ewentualna nowa pani kanclerz uzgodni to z niemieckimi koncernami… 

Ciekawie zabrzmiała odpowiedź na pytanie o nieudolną politykę Brukseli w sprawie szczepionek. – Czy Komisja nie wyszła poza swoje kompetencje? – pyta Zakaria. Ależ skąd – odpowiada uśmiechnięta Niemka. Przecież nie było innego wyjścia. Gdyby Unia nie kupiła sama szczepionek – no trochę tam błędów po drodze było, zdarza się – to państwa, które same nie produkują, jak kraje bałtyckie czy Polska, zostałyby bez pomocy. Państwo już rozumieją? Nie krytykujmy Komisji, bo to wszystko dla nas było… Przecież – sympatyczna kandydatka na urząd kanclerski tego wprost nie powie, ale sens jest jasny – Niemcy by sobie poradzili.

W całej tej niewątpliwie ciekawej rozmowie najważniejsza jest cienka i nieco zatarta granica między tym, co unijne, europejskie, nasze, oczywiście zielone, a tym, co niemieckie. Unia musi być aktywna, no więc Niemcy muszą być aktywne. No bo, przyznaje cały czas z czarującym uśmiechem liderka The Greens, to akurat Niemcy są największe w całej Unii. Nie możemy nikomu niczego narzucać, ale jak nie będziemy aktywniejsi w budowie świata opartego na „carbon-neutral economy” i „social justice”, to inni mogą poczuć się niepewne. Zresztą wy, ci fajni Amerykanie od Bidena, doskonale to rozumiecie.

Kiedyś, u progu lat 90., prezydent Bush senior proponował niemieckiemu kanclerzowi (któremu? To było tak dawno, kto by tam pamiętał), żeby Niemcy podjęli z USA wyzwanie „partnership in leadership”. Wtedy jeszcze nie byliśmy gotowi, kraj nie był zjednoczony, świat wciąż pamiętał o niedobrej przeszłości. A dziś? Dziś – mówi dalej z uśmiechem Annalena Bearbock – jesteśmy gotowi. Będzie zielono i sprawiedliwie. 

Szanowni Państwo, nadchodzą nowe, radosne Niemcy. Bardzo chcą, tym razem do spółki z USA, pomalować świat na zielono. Czy zajęci jak zawsze własnym podwórkiem jesteśmy przygotowani na to wyzwanie?


Szanowni Państwo! Zapraszamy co tydzień do wysłuchania naszego podcastu „Berlińskie espresso”. Dostępne na VOD „Gazety Polskiej” i na portalu Niezalezna.pl

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Gazeta Polska Codziennie #Niemcy #Unia Europejska

Olga Doleśniak-Harczuk,Antoni Opaliński