Zakaz mowy nienawiści jest ograniczeniem konstytucyjnej wolności słowa, ale wynika z wartości demokratycznego społeczeństwa – orzekł ostatnio Sąd Najwyższy Kanady. Podkreślił, że używanie mowy nienawiści nie pozwala dojść do głosu dyskryminowanym grupom.
Sąd Najwyższy orzekał w sprawie mężczyzny z Saskatchewan, który dziesięć lat temu roznosił własnej roboty ulotki, nawołujące z powodów religijnych do zwalczania homoseksualistów.
Sprawę przeciwko autorowi ulotek wniósł wówczas do
komisji praw człowieka prowincji Saskatchewan
m.in. wierny, który znalazł ulotki w kościele. Pozwy wniosły też trzy inne osoby. Wszyscy poczuli się urażeni użyciem przez antygejowskiego działacza takich słów jak
„plugastwo”, „propaganda” czy „sodomia”.
Komisja orzekła na korzyść skarżących, wymierzyła też autorowi ulotek grzywnę w wysokości 17,5 tys. dolarów. Sąd apelacyjny odrzucił to postanowienie i sprawa trafiła w końcu do Sądu Najwyższego Kanady.
Kodeks karny określa, czym jest „hate crime”, przestępstwo powodowane nienawiścią, gdy dochodzi do niego wyłącznie z powodu tego, kim jest ofiara. Karalne jest
namawianie do przemocy wobec grupy wybranej z powodu koloru skóry, rasy, religii, pochodzenia etnicznego lub orientacji seksualnej.
Sąd Najwyższy orzekł, że „
mowa nienawiści kładzie podwaliny pod późniejsze, szersze ataki na zagrożone grupy, ataki, które mogą się przejawiać na różne sposoby – od dyskryminacji, przez ostracyzm, segregację, deportację, przemoc do, w skrajnych przypadkach, morderstwa”.
Skazany mężczyzna sam o sobie mówi, że jest
„nawróconym na chrześcijaństwo” gejem – jak podają media. Twierdzi, że będzie kontynuował swoje wystąpienia, nie zapłaci zasądzonej grzywny i może pójść do więzienia.
Źródło: PAP
kp