Mógłbym wziąć przykład z Rafała Trzaskowskiego i, nie hańbiąc się przesadnie pracą, skopiować swój tekst sprzed roku, niczego w nim właściwie nie zmieniając. Okoliczności mamy właściwe te same. Kończy się lato, dzieci cieszą się ostatnimi dniami wakacji, a w Warszawie pęka rura w Oczyszczalni Ścieków „Czajka”, co skutkuje masowym zrzutem komunalnych ścieków do Wisły. Sympatycy prezydenta stolicy winy szukają, oczywiście, w decyzjach PiS sprzed kilkunastu lat. Tak jakby fakt zignorowania przez warszawski ratusz zaleceń i pism Wód Polskich nie miał żadnego wpływu na to, co dzieje się teraz.
Politycy Koalicji Obywatelskiej, a za nimi usłużni internauci, niektórzy być może nawet bezinteresownie, uważają bowiem, że głównym odpowiedzialnym za awarie w Czajce w 2019 i 2020 r. jest Mirosław Kochalski, który jako komisarz kierujący warszawskim ratuszem w zastępstwie Lecha Kaczyńskiego podpisał umowę na budowę obiektu. Tyle że miało to miejsce 14 lat temu, zarazem zaś rok 2006 był ostatnim rokiem rządów Prawa i Sprawiedliwości w Warszawie. 2 grudnia 2006 r. funkcję prezydenta miasta stołecznego Warszawy objęła Hanna Gronkiewicz-Waltz. 12 lat później, w listopadzie 2018 r., zastąpił ją Rafał Trzaskowski. Pełniący tę funkcję, o czym łatwo zapomnieć, do dziś.
Zapomnieć zaś łatwo, bo tak jak Ryszard Petru swoją sejmową rozpoznawalność na początku poprzedniej kadencji zbudował dzięki wnioskom o przerwę, tak cechą charakterystyczną Trzaskowskiego jest nieobecność. Wiele razy mówiło się jeszcze w czasach kampanii poprzedzającej wybory samorządowe, że dla polityka Platformy warszawski ratusz nie jest wcale obiektem westchnień, widzi się on bowiem raczej w europarlamencie. Po drodze stał się, trochę z przypadku, a trochę z braku laku, ostatnią nadzieją Platformy, a momentami (choć dziś już nie wszyscy wczorajsi koledzy o tym pamiętają) całej polskiej centrolewicowej opozycji. Ponieważ temu akurat zjawisku poświęciłem chyba więcej tekstów niż jego bohater swojej uwagi, przypomnę tylko, że od poprzedniej awarii Czajki minęło 12 miesięcy, z których ponad połowę zajęła kampania przed wyborami prezydenckimi i późniejszy urlop.
Miasto i sam prezydent byli tymczasem świadomi zagrożenia, co jednoznacznie wynika z korespondencji ujawnionej przez prezesa Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie Przemysława Dacę. Trzaskowski rady i polecenia ekspertów najwyraźniej ignorował, ograniczając się do prowizorycznej naprawy skutków poprzedniej awarii. Mógł sobie na to pozwolić, ponieważ doskonale wie, że większość warszawskich wyborców nie takie rzeczy jest mu w stanie wybaczyć. Wychodził też zapewne z założenia, że gdy dojdzie do powtórzenia się problemu, nie będzie to już jego zmartwienie, ponieważ zostanie wybrany na prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. A nawet jeśli nie, to przecież znów rząd za niego naprawi szkody w trosce o obywateli, a on co najwyżej krytycznie oceni tę współpracę ze swojego gabinetu w ratuszu, gabinetu znajdującego się przecież powyżej punktu zrzutu ścieków do Wisły. Bardzo znacząca i chętnie dziś przypominana była scena z kampanii przed wyborami prezydenckimi. Kiedy Rafał Trzaskowski został zapytany przez jednego z lokalnych dziennikarzy o Czajkę, najpierw otaczający go tłumek sympatyków zareagował głośnym buczeniem (oczywiście pod adresem pytającego), później sam kandydat powiedział, że nadchodzące wybory są właśnie po to, by takich pytań więcej nie było. Nie mają one bowiem nic wspólnego z rzeczywistością. Jak widać, nie udało się to podwójnie – Trzaskowski przegrał z Dudą, a pytania powróciły wraz z kolejną falą nieczystości.
Skoro jednak głównym argumentem obrońców Rafała Trzaskowskiego i – szerzej – rządzącej Warszawą od kilkunastu lat Platformy jest fakt, że Czajkę budować chciał Lech Kaczyński, umowę podpisywał zaś Mirosław Kochalski, warto spytać, czy ten jeden element dziedzictwa nieżyjącego prezydenta jest dla nich tak święty, że szacunek nie pozwolił ani na kontrolę przy odbiorze, ani późniejsze naprawy. I czemu cenią sobie tylko ten jeden fragment spuścizny prezydenta Kaczyńskiego, który zresztą przypisują mu bardzo na wyrost i od niedawna. Trzeba przypomnieć, że Czajkę otwierał w swoim czasie sam Donald Tusk, a inwestycja ta była dla niego wizerunkowo tak ważna, że zdecydował się na to przedstawienie, pomimo że kilka miesięcy wcześniej taką samą uroczystość zorganizowała Hanna Gronkiewicz-Waltz. Co zabawne, sami urzędnicy przyznawali wówczas, że nie ma żadnego racjonalnego powodu, by drugi raz świętować tę samą okazję, ale trafił się akurat Dzień Wody. Wtedy Czajka nie była dziedzictwem Lecha Kaczyńskiego ani winą Mirosława Kochalskiego, była jednym z wielu modernizacyjnych sukcesów Donalda Tuska i Hanny Gronkiewicz-Waltz. – Jestem dumny z tego, że te pieniądze zostały tak dobrze wydane. To zasługa wielkiego zaangażowania wszystkich uczestników procesu inwestycyjnego, a także niezwykłej determinacji pani Hanny Gronkiewicz-Waltz, która walczyła o ten projekt w Komisji Europejskiej od chwili objęcia funkcji prezydenta miasta. Dzięki temu to, co było niemożliwe za jej poprzednika, stało się realne i dziś możemy świętować ten wielki sukces – mówił ówczesny premier, który dziś akurat w tej sprawie nie wysyła żadnych (w swoim mniemaniu) błyskotliwych tweetów. Zapewne przez przeoczenie, bo przecież nie z przyzwoitości.
Kiedy Rafał Trzaskowski zaczynał swoją kampanię prezydencką, kreował się na polityka próbującego wznieść się ponad podział PO-PiS, a przynajmniej budującego mosty między sobą a PiS-owskim elektoratem. Podczas wiecu w Poznaniu 30 maja Trzaskowski przypomniał o wyprawie Lecha Kaczyńskiego do Gruzji i zdziwionym wyborcom mówił: „Pamiętam, jaki byłem z niego dumny. Pamiętam, jak w Tbilisi bronił gruzińskiej demokracji, byłem z niego dumny”. Za tymi słowami poszła deklaracja uczczenia prezydenta Kaczyńskiego ulicą w Warszawie, co, jak wiemy, dotąd było za rządów PO w stolicy niemożliwe. Że obietnica ta nie doczeka się spełnienia, było oczywiste od pierwszej chwili, gdy Rafał Trzaskowski odłożył rzecz, jako temat polityczny, na czas po wyborach. Po wyborach, jak wiemy, żadnej decyzji nie podjęto, a gdy radni Prawa i Sprawiedliwości chcieli spełnić ją niejako w zastępstwie, zgłaszając pod obrady Rady Warszawy stosowny projekt, został on natychmiast odrzucony przez prezydencką większość. Sam Trzaskowski zapowiada złożenie propozycji na wrzesień, mówiąc dziennikarzom: „Nie rozumiem tej presji, komu się spieszy. Ja przez cały czas mówiłem o tym jasno. (...) Zakończy się maraton wyborczy, będzie czas, żeby się naradzić z radnymi i będzie poważna propozycja. Nie powinna być ta propozycja pospieszana, nie powinno być zadawanych pytań co tydzień, bo one kompletnie niczemu nie służą”. Od katastrofy smoleńskiej minęło przecież zaledwie 10 lat! Gdyby jednak Rafał Trzaskowski był człowiekiem przesądnym, równocześnie zaś wierzył w powtarzane przez siebie i swoich współpracowników naciągane oskarżenia w sprawie Czajki formułowane wobec Lecha Kaczyńskiego, mógłby skojarzyć ze sobą fakt niedotrzymania obietnicy i powtarzające się awarie oczyszczalni. Ponieważ jednak Trzaskowski zapewne ani w żadne sprawy nadprzyrodzone, ani w winę Kaczyńskiego nie wierzy, nie doczekamy się zapewne ani gruntownej naprawy Czajki, ani tym bardziej ulicy jego wybitnego poprzednika.