10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!

Kto skorzysta na śmierci smoleńskiego świadka

Kluczowy świadek w śledztwie smoleńskim zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach.

Kluczowy świadek w śledztwie smoleńskim zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach. Chorąży Remigiusz Muś, technik pokładowy Jaka-40, którego zeznania wskazywały na manipulację nagrań z kokpitu Tu-154, został znaleziony martwy w piwnicy swojego domu. Śmierć lotnika może przekreślić szanse na wyjaśnienie tego fałszerstwa.

Ciało Remigiusza Musia, wiszące na linie żeglarskiej w piwnicy jego domu, znalazła żona. Było to wieczorem w sobotę, 27 września, dwa tygodnie przed 42. urodzinami chorążego.

Według wstępnych wyników sekcji zwłok nie znaleziono śladów na to, by do jego śmierci przyczyniły się osoby trzecie. Remigiusz Muś nie zostawił jednak listu pożegnalnego, a na niedzielę miał umówione spotkanie ze znajomym – członkiem rodziny jednej z ofiar katastrofy smoleńskiej. Osierocił dwie kilkuletnie córki.

Jeden z ważniejszych świadków

Muś jako jedyny z załogi jaka widział nieudane lądowanie rosyjskiego Iła-76; rozmawiał również tuż po katastrofie z rosyjskimi kontrolerami, którzy wybiegli z wieży lotów. Technik Jaka-40 mówił też w prokuraturze, że na lotnisku w Smoleńsku słyszał wybuchy – co ma szczególne znaczenie w świetle ostatnich wystąpień wybitnych naukowców na Konferencji Smoleńskiej.

Ale chorąży był jednym z ważniejszych świadków w śledztwie smoleńskim z innego istotnego powodu: to on jako jedyny słyszał, że rosyjscy kontrolerzy wydali pilotom Tu-154 komendę o możliwości zejścia do 50 m nad ziemią. Muś przysłuchiwał się tej korespondencji między smoleńską wieżą a załogą tupolewa, siedząc przy radiostacji Jaka-40 (już po wylądowaniu w Smoleńsku tego samolotu). Jego koledzy – Artur Wosztyl i Rafał Kowaleczko, piloci jaka – opuścili już wówczas samolot. „Artur i Rafał mogli tylko potwierdzić moją wersję” – mówił w 2010 r. Muś telewizji TVN24.

Zeznania technika – potwierdzone w publikowanej obok rozmowie z „Gazetą Polską” – podważały wiarygodność wszystkich wersji stenogramów rozmów Tu-154 z wieżą na Siewiernym. Tym samym uderzały w wiarygodność całego postępowania zarówno komisji Anodiny i Millera, jak i rosyjskich oraz polskich prokuratorów.

Głównym dowodem na prawdziwość słów Musia jest zapis z magnetofonu pokładowego, zainstalowanego w Jaku-40. To tam nagrały się komendy, jakie wieża wydawała załodze jaka i rosyjskiego Iła-76 (rozmowy pilotów tego ostatniego samolotu z kontrolerami słychać było przez radiostację). Brzmiały one identycznie jak w przypadku Tu-154: „Odejście na drugi krąg z wysokości nie mniejszej niż 50 metrów” (tyle że komenda wydana załodze tupolewa nie nagrała się, gdyż magnetofon został przedtem wyłączony).

Zapis na taśmę został dokonany prawidłowo, bo wiemy, że Remigiusz Muś odsłuchał ją po katastrofie. To magnetofonowe nagranie stanowi niezwykle ważny dowód, ponieważ zapis rozmów z kokpitu dokonany na rejestratorze CVR został „nadpisany” w trakcie powrotnego lotu Jaka-40 do Polski.

Co dzieje się z tak istotnym dla śledztwa nagraniem z magnetofonu? Już w dniu katastrofy – po powrocie Jaka-40 do Warszawy – zostało ono zarekwirowane przez Żandarmerię Wojskową i do dziś – jak twierdzi prokuratura wojskowa – jest badane przez krakowski Instytut Ekspertyz Sądowych. Od kwietnia 2010 r. mija właśnie 31 miesięcy. Dlaczego zwykła magnetofonowa taśma, w dodatku oryginał, a nie kopia, badana jest tak skandalicznie długo?

Śledczy tłumaczą (powiedzieli to w rozmowie z dziennikarzem RMF FM), że winni tak gigantycznych opóźnień są Rosjanie, bo – mimo wniosków z Polski – do tej pory nie przysłali materiałów z lotniska w Smoleńsku. Biegli twierdzą, że bez tej dokumentacji – a chodzi o kopię zapisu rozmów z wieży kontroli lotów na Siewiernym – nie jest możliwe wydanie pełnej opinii dotyczącej nagrań z Jaka-40.

Jest to tłumaczenie zupełnie absurdalne. Z jakich powodów mamy bowiem uwiarygadniać oryginalne polskie nagrania rosyjskimi kopiami nagrań z wieży?

Śmierć Musia uratuje fałszerzy?

Teraz, gdy Remigiusz Muś nie żyje, może nagle okazać się, że taśma z magnetofonu będzie miała „luki” albo została wysłana rosyjskim specom, by ci „zsynchronizowali” ją z rosyjskimi stenogramami. Niewykluczone zatem, że prokuratura ogłosi, iż chorąży Remigiusz Muś po prostu się mylił, a ten nie będzie mógł już ustosunkować się do tych „rewelacji”. Stenogramy znów mogą okazać się „wiarygodne”.

Prokurator Bogdan Święczkowski, były szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, nie ma wątpliwości, że śmierć Musia może mieć duże znaczenie dla śledztwa. – Zeznania świadka mają bardzo duże znaczenie, nie tylko na początku śledztwa, ale także w jego późniejszej fazie. W przypadku zeznań Remigiusza Musia są równoważnym dowodem do nagrań z magnetofonu Jaka-40. Tym bardziej że, jak wiadomo, zeznania chorążego Musia stały w sprzeczności z fragmentami końcowego nagrania, które znamy ze stenogramów rozmów z Tu-154 z wieżą. To ogromna strata dla śledztwa. Co prawda zeznania chorążego Musia istnieją, prokuratura będzie musiała się do nich odnieść, ale o wiele łatwiej prokuratura mogłaby wykonywać dalsze czynności z jego udziałem – mówi Święczkowski.

– Niemożność dalszego przesłuchiwania świadka ma tym większe znaczenie, że nie znamy jeszcze opinii Instytutu Ekspertyz Sądowych w sprawie taśm z magnetofonu Jaka-40. Remigiusz Muś nie będzie mógł odnieść się do tego, co znajdzie się w tej ekspertyzie, gdy zostanie dołączona do śledztwa, a więc np. wskazać miejsca, gdzie zapis o komendzie rosyjskiego kontrolera, mówiącej o zejściu do 50 m, według niego powinien się pojawić, które fragmenty budzą jego wątpliwości itd. Jeśli zaistniałyby takie rozbieżności, zmieniałoby to wartość jego zeznań jako materiału dowodowego, który, przypomnę, podważał wartość rosyjskiego stenogramu, w którym kontroler mówi nie o 50 m, lecz 100 – dodaje były szef ABW.

Smoleńska pętla zaciska się

Jak mówili nam pełnomocnicy rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej, zeznania Musia prokuratorzy ocenili jako strategiczne dla śledztwa, dlatego był on przesłuchiwany więcej niż jeden raz. Dlaczego w takim razie nie uczyniono z owych strategicznych zeznań użytku? Czy decyzje w tej sprawie podejmował szef Naczelnej Prokuratury Wojskowej, gen. Krzysztof Parulski?

Zajmujący się katastrofą smoleńską bloger E2RDO zauważył, że dokładniejsze przesłuchanie Musia mogłoby wykazać jeszcze jedno fałszerstwo Rosjan. Chodzi o zapis rozmów wieży w Smoleńsku z Iłem-76. Jak zeznał bowiem Muś w prokuraturze: „to załoga IŁ-a podawała kontrolerowi meldunki o położeniu, tzn. mówiła o odległości i wysokości do pasa. Kontroler mówił tylko o tym, że mają kontynuować podejście i że mają być gotowi do odejścia na drugi krąg z wysokości nie niżej niż 50 m”. Tymczasem w rosyjskich stenogramach to kontroler strefy lądowania podaje pilotowi Ił-a (a nie odwrotnie) komunikaty o odległości oraz obecności na kursie i ścieżce.

Remigiusz Muś był w rozmowie z nami całkowicie pewien, że się nie myli w sprawie komendy zezwalającej pilotom na zejście do 50 m. Złożył w tej sprawie zeznania, a jego słowa potwierdzali koledzy lecący z nim Jakiem-40. To – wraz z przetrzymywaną od 2,5 roku taśmą magnetofonową – jeden z najbardziej przekonujących dowodów na całkowite zmanipulowanie przez Rosjan fundamentalnego dla śledztwa zapisu rozmów z 10 kwietnia 2010 r. Na niewyjaśnionym zgonie chorążego skorzystają więc prawdopodobnie ci, dla których tak ważny materiał dowodowy – wskazujący na karygodne zachowanie kontrolerów, na fałszerstwa zapisów rozmów z kokpitu, a także na możliwość eksplozji – stanowi śmiertelne zagrożenie.

 



Źródło: Gazeta Polska

Grzegorz Wierzchołowski,Leszek Misiak