Nawrocki w wywiadzie dla #GP: Silna Polska liderem Europy i kluczowym sojusznikiem USA Czytaj więcej w GP!

UE pękająca na trzy obozy (cz. 2)

Wprowadzane przez rządy środki izolacyjne zamroziły gospodarki państw członkowskich UE i pozbawiły wiele firm możliwości działania, a więc i dochodów. Pozostawienie ich samym sobie groziłoby masowymi bankructwami, bezrobociem i w ślad za tym buntem społecznym. 20 marca Komisja Europejska radykalnie złagodziła więc ograniczenia zasad udzielania pomocy publicznej z budżetów państw członkowskich dla firm prywatnych. Był to powszechnie oczekiwany krok, umożliwiający jakąkolwiek poważną walkę z gospodarczymi skutkami pandemii. Jego efekty okazują się jednak dramatycznie groźne dla spoistości UE, a drogi odwrotu nie widać.

Obowiązujące do tego momentu przepisy ograniczające pomoc publiczną w UE nie wynikały z kaprysu – miały głęboką przyczynę. Było nią dążenie do utrzymania zasad uczciwej konkurencji w ramach jednolitego rynku europejskiego.

Pomoc publiczna jako zagrożenie dla jednolitego rynku UE

Obowiązujące cztery swobody europejskie (swoboda przepływu ludzi, dóbr, usług i pieniędzy) nie byłyby możliwe, gdyby zostawiono rządom poszczególnych państw wolną rękę w zakresie dotowania ze środków publicznych firm będących własnością rodzimego kapitału. Silne państwa o dużych budżetach, wobec braku w ramach jednolitego rynku barier celnych, kontyngentów importowych itp. instrumentów ochrony rynku wewnętrznego państw słabszych przed silniejszą konkurencją zewnętrzną, byłyby bez tych zakazów zawsze w stanie przelicytować w swoich dotacjach kraje uboższe i zniszczyć ich przedsiębiorców, zapewniając własnym pozycję monopolisty. Pandemia tego nie anulowała.

Głębokie zliberalizowanie zasad pomocy publicznej, obok pożądanych, a co więcej niezbędnych skutków pozytywnych – tzn. umożliwienia rządom ratowania gospodarek narodowych, rujnowanych skutkami epidemii – przyniosło i skutki negatywne. Postawiło najbogatsze kraje UE w uprzywilejowanej pozycji, wydatnie zwiększając róż-nice między państwami członkowskimi Unii. Jak długo obowiązywały surowe ograniczenia w zakresie pomocy publicznej, tak długo, przynajmniej w teorii, firmy polskie, portugalskie, greckie czy rumuńskie rywalizowały w ramach jednolitego rynku z firmami niemieckimi, francuskimi, holenderskimi czy skandynawskimi. Po zniesieniu tych ograniczeń nawet teoretycznie nie jest to możliwe. Istnieją dwie drogi rozwiązania tego problemu. Pierwszą jest hojniejsze wspieranie z Funduszu Odbudowy krajów biedniejszych, drugą zaś zrewidowanie dotychczasowych zasad pomocy publicznej, biorąc pod uwagę zróżnicowane możliwości finansowe państw członkowskich.

Realność wskazanego problemu potwierdzają dane dotyczące zatwierdzonej do końca kwietnia 2020 r. przez KE pomocy publicznej w poszczególnych państwach UE. Osiągnęła ona łączną wielkość 1,95 bln euro i potwierdziła oczywistość – nikt potęgą budżetu nie może równać się z Niemcami i Francją. Już pod koniec kwietnia pakiet niemiecki stanowił aż 56 proc. całej zatwierdzonej przez KE unijnej pomocy publicznej, francuski 18 proc., włoski 11 proc., a belgijski 3 proc. Wśród pozostałych pakietów poszczególnych państw członkowskich żaden nie przekraczał 1 proc. łącznie przyznawanej w UE pomocy publicznej. Akceptowanie przez KE tej sytuacji grozi wytworzeniem miażdżącej przewagi konkurencyjnej firm z najbogatszych państw UE nad tymi z biedniejszych krajów, których budżety nie pozwalają na podjęcie wyścigu na dotacje z unijnymi gigantami i rozerwaniem jednolitego rynku.

Problem Funduszu Odbudowy i kwestia charakteru „koronaobligacji”

UE długo nie była w stanie rozstrzygnąć o charakterze postulowanego Funduszu Odbudowy gospodarek, choć obietnica jego utworzenia padła wyraźnie na spotkaniu ministrów finansów eurogrupy już 9 kwietnia. Projekt nabiera kształtów, ale nadal jest przedmiotem debaty. Spór dotyczy charakteru pożyczek. Klub skąpców żąda, by były one obwarowane polityczną kontrolą instytucji UE nad wdrażaniem programów uzdrawiania gospodarek kredytobiorców oraz by ich celem było uniknięcie kumulacji wydatków w czasie, a nie redukcja wydatkowanych sum, tzn. by pożyczki były spłacane. Państwa Południa (w tym Francja), już silnie zadłużone, żądają zaś uwspólnotowienia długów poprzez wprowadzenie „koronaobligacji”, czyli pożyczek bezzwrotnych (grantów) z łagodnymi warunkami ich uzyskania.

18 maja Niemcy i Francja ogłosiły wspólny projekt powołania Funduszu Odbudowy (Recovery Fund) wielkości 500 mld euro. Jest on politycznie i gospodarczo korzystny dla Północy i dla Południa, ale zupełnie nie do przyjęcia dla Wschodu. Nie wiadomo jeszcze, co będzie podstawą kalkulacji udzielanego wsparcia – straty gospodarcze mierzone skalą spadku PKB w 2020 r. czy kombinacja dwóch czynników – skali spadku PKB i skali wzrostu bezrobocia. Nie wymienia się w tym kontekście jednak generalnej zamożności danego kraju i zupełnie pomija problem wynikający z liberalizacji zasad pomocy publicznej, czyli zdolność finansowania odbudowy przez poszczególne budżety narodowe. System spłat pożyczek opiera się na proporcjonalności do składek danego państwa do wspólnego budżetu UE prognozowanych na rok 2029 z założeniem, że poszczególne państwa będą się rozwijały w kolejnej dekadzie w tym tempie, w którym rozwijały się w minionej, co maksymalizuje składki krajów środkowoeuropejskich. W obu wariantach największym płatnikiem netto w sumach bezwzględnych pozostawałyby Niemcy, ale w wariancie pierwszym największym płatnikiem netto w stosunku do PKB stałaby się Polska.

W rezultacie uboższe państwa Wschodu UE finansowałyby odbudowę bogatszego od nich Południa, którego rządy reagowały gorzej na wyzwanie pandemii i które po-niosły z tego tytułu większe straty. Spełnione zostałyby jednak w ten sposób polityczne cele Północy – redukcja transferów na Wschód, a nawet odwrócenie ich kierunku, redukcja wkładów własnych poprzez ich częściowe zastąpienie funduszami państw Wschodu i uzyskanie poparcia Południa dla tak skonstruowanego programu.

Propozycja francusko-niemiecka została oprotestowana 19 maja przez oszczędną czwórkę (Austria, Dania, Holandia, Szwecja), która odrzuciła koncepcję bezzwrotnych grantów i domaga się, by kredyty na odbudowę gospodarek miały formę pożyczek preferencyjnych, ale były oprocentowane i musiały być spłacane przez te państwa, które je zaciągnęły.

Wnioski

Batalia o kształt unijnego mechanizmu zwalczania ekonomicznych skutków pandemii koronawirusa jest równaniem o wielu niewiadomych. Nieznane negocjującym są ostateczna skala i czas trwania epidemii, jej ewentualne nawroty, ich liczba, rozmiar, geografia i częstotliwość występowania. Podobnie nieznana jest ostateczna skala i natura problemów gospodarczych wywołanych ową infekcją, ani unijnych, ani światowych.

Obraz wyżej przedstawiony jest tylko statyczną „fotografią”, ukazującą obecną sytuację. Jak ona się dalej rozwinie, nie wiemy. Jak w perspektywie długookresowej wpłynie na gospodarkę słabszych państw praktyczne zniesienie zakazu udzielania pomocy publicznej firmom prywatnym przez rządy? Czy w tych warunkach budżet np. portugalski podejmie rywalizację o dotacje do rodzimych firm z budżetem niemieckim i kto ją wygra? To oczywiście pytanie retoryczne. Czy cięższym ciosem dla gospodarki Włoch, Hiszpanii, Grecji lub Chorwacji będzie załamanie się turystyki (czy któreś z wymienionych państw zdoła go uniknąć?), czy też dla nastawionych na eksport gospodarek rdzenia unijnego załamanie się zdolności nabywczych mieszkańców południa UE, a nie są oni przecież jedynymi klientami tych państw. Załamanie takie przeżyją zapewne rozmaite rynki na świecie, będące rynkami zbytu dla Niemiec, Holandii, Austrii itd. Największa gospodarka Unii – czyli niemiecka, której kondycja rozstrzyga o generalnych zdolnościach UE do tworzenia i finansowania rozmaitych programów – odmiennie niż w trakcie kryzysu strefy euro lat 2008–2012, także jest przecież dotknięta skutkami obecnego załamania, wynikającego z pandemii.

 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Gazeta Polska Codziennie

Przemysław Żurawski vel Grajewski