Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Wejście „dojrzałego” Rafała

Stało się to, co musiało nastąpić – zdruzgotana fatalną kampanią Małgorzata Kidawa-Błońska została zastąpiona w trakcie gry przez Rafała Trzaskowskiego. Koalicja Obywatelska tym manewrem próbuje ratować niepokojące sondaże. Każde miejsce w wyborach prezydenckich poza pierwszymi dwoma mogłyby doprowadzić do rychłej agonii partii Borysa Budki.

Małgorzata Kidawa-Błońska nie zamierzała się poddawać – to oczywista konstatacja, jeśli uznać za prawdzie wypowiedzi byłej już kandydatki oraz jej zaplecza politycznego. – Nie zamierzam rezygnować. Te notowania mnie nie dziwią, bo od samego początku mówiłam, że z powodu epidemii te wybory nie mogą się odbyć 10 maja. Nie mogły się odbyć także dlatego, że to nie były wybory tylko pseudousługa pocztowa – deklarowała wicemarszałek Sejmu jeszcze 12 maja, zaledwie trzy dni przed bezprecedensowym i desperackim krokiem sztabowców Platformy. Ci panowie robili zresztą dobrą minę do złej gry. Od tygodni zapewniali o pełnym wsparciu dla Kidawy-Błońskiej, nawet do ostatnich chwil przed wymianą kandydatki. Kiedy jednak pojawiła się dogodna, a w zasadzie ostatnia okazja na wbicie jej sztyletu w plecy, bez wahania dokonali publicznej egzekucji.

Zrezygnowana, samotna i niezbyt wiarygodna

Tak wyglądał pod względem wizerunkowym  samotny występ Kidawy-Błońskiej przed dziennikarzami, gdy ogłosiła, że jednak „została zrezygnowana”. Jej narracja opierała się na poczuciu złudnego sukcesu: oto heroicznie doprowadziła wraz z Koalicją Obywatelską do przełożenia „szatańskiego planu” Jarosława Kaczyńskiego, misję wypełniła, pora na powiew świeżej krwi w kampanii.

Tyle że Kidawa-Błońska była kompletnie niewiarygodna, gdy rezygnowała z walki wyborczej, z której tak naprawdę nie zamierzała się wycofać. Dziennikarze zaczęli dociekać, dlaczego Borys Budka i politycy KO pozwolili jej na samotny występ przed kamerami. Sama zainteresowana odpowiedziała, że o to poprosiła kierownictwo ugrupowania, co również – zważywszy na widoczne podenerwowanie i z trudem kryte emocje – nie brzmiało zbyt prawdziwie.

W kuluarach pojawiła się plotka, że jeśli Trzaskowski pokona Andrzeja Dudę, wówczas była kandydatka na prezydenta zostanie wystawiona do gry o Warszawę. Nie byłoby lepszego podsumowania stopnia oderwania od rzeczywistości największej partii opozycyjnej. Powiedzmy sobie szczerze: Kidawa-Błońska po tej kampanii jest politykiem wypalonym, de facto skończonym. Wzbudza żal, bo przykro się patrzyło, jak Koalicja Obywatelska, tak bardzo domagająca się parytetów, gdy to dla niej wygodne, znęca się nad własną kandydatką. Zdziwiłbym się, gdyby Kidawa-Błońska w ogóle po zakończonej kadencji posła miała ochotę startować na jakikolwiek urząd z ramienia formacji, która w tak spektakularny sposób wystawiła ją do wiatru.

Restart kampanii

Kampania wyborcza po wejściu do gry Trzaskowskiego rozpoczyna się na nowo. To truizm, ale sztab Andrzeja Dudy musi też przemyśleć strategię. Czy warto poświęcać tyle uwagi kontrkandydatowi, który stał się siłą rzeczy politykiem „zastępczym”, czy jednak skierować wszystkie siły na przekonywanie wyborców o sukcesach rządu Zjednoczonej Prawicy we współpracy z Pałacem Prezydenckim? Głowa państwa powinna też zaproponować główny motyw w kampanii i narzucić ton. Pomysł podwyżki zasiłku dla bezrobotnych do 1200 zł to pierwszy krok. Nie chodzi o szastanie pieniędzmi na lewo i prawo, ale skupienie się na największej sile Andrzeja Dudy, czyli na polityce społecznej. W tej materii polityk ubiegający się o reelekcję jest przecież wiarygodny.

Sondaże nie dają jeszcze Trzaskowskiemu żadnych szans na pokonanie faworyta w wyborach prezydenckich. Trzeba jednak zauważyć, jak w krótkim czasie – bez prowadzonej kampanii, programu, konkretnych obietnic – zdołał swoim nazwiskiem podnieść notowania po Kidawie-Błońskiej z dna. Była kandydatka mogła liczyć na maksymalnie 4 proc. poparcia w sondażach, a na Trzaskowskiego chce zagłosować od 11 do 16 proc. respondentów. To pozornie dobra informacja dla Andrzeja Dudy, bo topnieją szanse Władysława Kosiniaka-Kamysza na wejście do drugiej tury, a efekt wystawienia prezydenta Warszawy zrówna rezultaty rywali z opozycji. Z drugiej strony, trudniej będzie PiS odbić duże miasta, gdzie faworytem pozostanie Trzaskowski. Kandydat Koalicji Obywatelskiej wygrał w cuglach wybory samorządowe w Warszawie w pierwszej turze z Patrykiem Jakim, a poziom kampanii w wykonaniu obu był nieporównywalny. W stolicy liczyło się to, by PiS nie miało wpływów w ratuszu. Wybory prezydenckie też będą plebiscytem nad rządami Zjednoczonej Prawicy. Z Trzaskowskim jako rywalem trudniej będzie Dudzie pozyskać elektorat wielkomiejski.

Co w praktyce znaczy dojrzałość i parytet płci

Ale nowy gracz w batalii politycznej też ma swoje za uszami. Przecież wszyscy pamiętają – łącznie z wyborcami Platformy – obietnice Trzaskowskiego, że nie opuści mieszkańców Warszawy na rzecz Pałacu Prezydenckiego. – Od wielu, wielu miesięcy koncentruję się na Warszawie, w związku z tym nie będę startował na kandydata opozycji w tych wyborach. Dojrzałość polega na tym, żeby wiedzieć, że można się skupić dobrze na jednym zadaniu – zapowiadał, po czym zaledwie po trzech dobach zmienił zdanie. Czy zatem brać dosłownie deklarację o „dojrzałości”, czy też był to wytrych na potrzeby wyborcze? Odpowiedź nasuwa się sama.

Dalej Trzaskowski przestrzegał przed „PiS-owskim komisarzem” w Warszawie. – Gdybym się zdecydował, żeby w tych wyborach uczestniczyć i udałoby mi się wygrać, to moje ukochane miasto trafiłoby w ręce komisarza z PiS, a na to nie można pozwolić – usłyszeliśmy.

Czas zweryfikował buńczuczne teorie kandydata Koalicji Obywatelskiej, które będą wracać jak bumerang w kampanii wyborczej. Oczywiste jest, że PiS wykorzysta zamieszanie i niewiarygodne tłumaczenia największego rywala. Oliwy do ognia dolała była wiceminister finansów w rządzie PO-PSL Izabela Leszczyna. Z rozbrajającą szczerością wyznała, że „Polska nie jest gotowa na Kidawę-Błońską”. – Nie jesteśmy gotowi na polityka zupełnie uczciwego, który nie kombinuje – dodała, co zabrzmiało jak laurka dla Trzaskowskiego à rebours. W odwodzie była jeszcze brana pod uwagę kandydatura Radosława Sikorskiego. Być może Leszczyna miała na myśli byłego szefa MSZ?

Platforma Obywatelska ma usta pełne frazesów, gdy na potrzeby podbicia emocji zwraca uwagę na konieczność parytetów i zwiększenia roli kobiet w polityce. Kiedy opinia publiczna mówi „sprawdzam”, okazuje się, że „prawdziwa prezydent” zostaje spektakularnie wycofana. Nawiasem mówiąc, płeć piękna ma pod górkę w wyborach prezydenckich. Magdalena Ogórek z ramienia Lewicy zdobyła ledwie 2,4 proc. w poprzedniej elekcji. W 2010 r. żadna kobieta nie zdecydowała się na start, podobnie jak pięć i dziesięć lat wcześniej. Ostatnią kandydatką w wyborach prezydenckich była Hanna Gronkiewicz-Waltz w 1995 r. z rezultatem wiele mówiącym – 2,7 proc. Czy Polska nie jest gotowa na kobietę w roli głowy państwa?
Płeć nie ma znaczenia, chodzi o osobowość, silne struktury i skuteczną kampanię wyborczą. Tych czynników zabrakło kandydaturze Kidawy-Błońskiej i żadne zaklinanie rzeczywistości o Polsce nieprzygotowanej na uczciwą prezydenturę nie pomoże.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Gazeta Polska Codziennie

Grzegorz Wszołek