Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Jak Kidawa-Błońska zatapia opozycję

Fatalne wyniki sondażowe Małgorzaty Kidawy-Błońskiej zburzyły plany polityczne nie tylko Koalicji Obywatelskiej, lecz także całej opozycji. Nadspodziewanie słabe, choć jak najbardziej zasłużone rokowania wyborcze kandydatki KO łamią bowiem logikę przedwyborczych kalkulacji wszystkich sił uczestniczących w wyścigu po prezydenturę.

A to te kalkulacje, trzeba dodać, rozstrzygały o naturze wystawianych przez poszczególne partie kandydatów i ich rzeczywistych, a nie tylko oficjalnych celach politycznych (wszak PSL, Lewica i Konfederacja nie wierzyły, że zwyciężą, i nie o zwycięstwo chciały zagrać). Wszystkie te plany za sprawą marszałek Kidawy-Błońskiej właśnie ulegają unicestwieniu.

Kalkulacje PO/KO

KO w momencie startu kampanii wyborczej zajmowała na polskiej scenie politycznej pozycję wiodącej partii opozycyjnej. Górowała potencjałem nad Lewicą, PSL i Konfederacją. Jej celem maksimum było przejście do drugiej tury i zgarnięcie w niej wszystkich głosów anty-PiS-u w nadziei na zwycięstwo i zdobycie prezydentury, celem minimum zaś potwierdzenie roli największej siły opozycyjnej w Polsce, który to tytuł jeszcze kilka tygodni temu uważała za niezagrożony.

Szanse na zwycięstwo od początku były niewielkie i dlatego PO nie wystawiła jako swojego kandydata polityka walczącego o realne przywództwo w partii. Nikt z nich nie chciał bowiem ryzykować porażki, która byłaby obciążeniem w jego dalszych zmaganiach o fotel lidera PO (KO). W ten sposób ostatecznie zdecydowano się na Małgorzatę Kidawę-Błońską jako nieposiadającą takich ambicji. Żenująca kampania wyborcza w jej wykonaniu, nasycona licznymi gafami i groteskową wręcz komunikatywnością społeczną, nie tylko uniemożliwiła KO zagranie o cel maksimum, ale jak się okazuje, zniszczyła także możliwość osiągnięcia celu minimum. Tego się z całą pewnością w tej partii nie spodziewano.

Kalkulacje tzw. Lewicy

W koalicji SLD, Wiosny i Lewicy Razem dominującą siłą są postkomuniści z SLD pod wodzą Włodzimierza Czarzastego. Wiosna Biedronia ma znaczenie pomocnicze na froncie walki o permisywistyczny elektorat wielkomiejski, a grupa Adriana Zandberga – charakter kwiatka do kożucha, przydatnego w zacieraniu kompromitującej genealogii SLD w prostej linii będącej dziedziczką KPRP, KPP, PPR i PZPR.
Kalkulacje tego obozu wynikały z dwóch założeń. Pierwszym było realistyczne przyjęcie do wiadomości, że jego kandydat nie wygra tych wyborów i wszystko, o co może zagrać, to przejście do drugiej tury. Tego typu sukces dawałby tej formacji tytuł polityczny do ogłoszenia, że to ona jest główną – cieszącą się największym poparciem społecznym – siłą opozycyjną wobec PiS i że to wokół niej, a nie tracącej wiarę w siebie i siły życiowe PO powinna odbywać się konsolidacja anty-PiS-u. Był to cel maksimum, bardzo mało prawdopodobny do osiągnięcia, więc lider ugrupowania Czarzasty także nie zaryzykował swojej kandydatury, słusznie przewidując niski wynik wyborczy. Ryzyko to przyjął Biedroń, dobrze urządzony materialnie w Brukseli i zapewne także zdający sobie sprawę, że nie ma szans na prezydenturę ani przywództwo w całej formacji zjednoczonej lewicy. Czarzasty nie narażał się zatem na straty wynikające z wysoce prawdopodobnej porażki, Biedroniowi zaś nie zagradzały one drogi do kariery lidera lewicowej koalicji, gdyż i tak nie miał szans na to stanowisko.

Kalkulacje PSL

PSL (formalnie sprzymierzony z nim Kukiz’15 w istocie nie liczy się już w żadnych kalkulacjach) ma stały cel – nie dać się zatopić i przetrwać na scenie parlamentarnej. Musi więc wystawiać kandydata bez względu na jego realne szanse. W bieżącej kampanii – przynajmniej na jej początku – wydawało się jednak, że może tym razem zagrać o więcej.

Elektorat rozczarowany nieudacznictwem PO i jej kandydatki, a twardo anty-PiS-owski, a przy tym jednak wstydzący się głosować na postkomunistów i lewicę obyczajową, był kuszony oddaniem głosu na formalnie PSL-owskiego, ale faktycznie wielkomiejskiego Kosiniaka-Kamysza. Gdyby to on przeszedł do drugiej tury wyborów, PSL zyskałoby tytuł polityczny do głoszenia, że wobec rozkładu PO to ono jest teraz główną siłą anty-PiS-owską i wokół niego powinna się konsolidować opozycja.

Konfederacja

Ta partia grała o autoreklamę. Życzliwie przyjęta przez resztę opozycji jako siła, która może uszczknąć kilka procent głosów PiS. Niegdyś siły ją tworzące pomagały utożsamiać w propagandzie mainstreamu PiS z „radykalną prawicą narodową typu ONR-owsko-endeckiego”. Obecnie Konfederacja wspiera ataki obozu III RP na „robienie przez PiS łaski Amerykanom”, pod którym to stwierdzeniem autorstwa Radosława Sikorskiego podpisaliby się zapewne z chęcią Konfederaci, a która to krytyka odpowiada tak potrzebom niemieckim, jak i rosyjskim i ponad podziałami łączy Konfederację z resztą opozycji. Urwanie przez Konfederację kilku procent głosów urzędującemu prezydentowi w pierwszej turze uprawdopodabniało turę drugą, w której o wyżej wskazane stawki zagrałby inny kandydat opozycji.

Szymon Hołownia

Jest kandydatem mediów opozycyjnych występujących jako osobna siła manewrująca między partiami w poszukiwaniu skutecznego anty-PiS. Jego pierwotnie sugerowany wizerunek „letniego katolika” miał w pierwszej turze odciągnąć od kandydata PiS część niezdecydowanego elektoratu czułego na akcenty religijne. Jest to zapewne grupa mityczna, tzn. realnie nieistniejąca, ale wszystko wskazuje na to, że funkcjonowała ona w umysłach planujących tę akcję. Czy to z powodu przebłysku świadomości, czy też z uwagi na fakt, że sam kandydat nie wytrzymał w tej roli, czy może pod wpływem odpływania wyborców od Kidawy-Błońskiej i narastającej konieczności ich zagospodarowania Hołownia skręcił bardziej na lewo. Kombinacja tych trzech czynników ze słabością Kidawy-Błońskiej jako elementem rozstrzygającym skutkowała tym, że ów pierwotnie „dywersyjny” kandydat medialny stał się najpopularniejszym kandydatem opozycyjnym.

Bojkot

W chwili, gdy stało się jasne, że kandydatka KO nie jest w stanie osiągnąć nawet celu minimum – tzn. nie potwierdzi roli PO (KO) jako wiodącej siły opozycyjnej – jedynym wyjściem dla całej jej formacji okazało się odłożenie wyborów, a w ostateczności ich bojkot. Klęska byłaby wówczas przykryta tezą o nieuczestniczeniu w wyścigu wyborczym i rzekomo niedemokratycznym charakterze samych wyborów, w których jakoby z tego właśnie powodu partia nie wzięła udziału. Jest to rozwiązanie dla PO fatalne, ale jedyne możliwe. Nie ma szansy, by zostało poparte przez pozostałe ugrupowania opozycyjne, te bowiem poprzez zejście Platformy z ringu mają wolne pole do gry o tytuł największej siły opozycyjnej i byłyby nieudacznikami politycznymi, gdyby z takiej okazji nie skorzystały. Ani PSL, ani Lewica, ani Konfederacja, która ku powszechnemu zaskoczeniu ma szansę wygrać z kandydatką PO, nie przyłączą się więc do platformerskiego bojkotu. Zagrają o drugie miejsce i związany z nim tytuł anty-PiS-u, który właśnie wypada z rąk PO (KO), najprawdopodobniej bezpowrotnie.

Jak Kidawa-Błońska zatopiła plany opozycji

Wyżej przedstawione pierwotne kalkulacje i nadzieje poszczególnych ugrupowań zostały przez kandydatkę PO wysadzone w powietrze. Groteskowość kandydatury Kidawy-Błońskiej w połączeniu z medialną promocją pozapartyjnego Hołowni, który okazał się dywersją, ale skierowaną nie w tę stronę, pokrzyżowała szyki pozostałym partiom. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że drugie miejsce na podium zajmie właśnie formalnie bezpartyjny Szymon Hołownia. To z nim przegrywają i Kosiniak-Kamysz (czyli PSL), i Biedroń (a wraz z Biedroniem cała Lewica). Jego względny sukces nie wzmocni zaś żadnej z partii opozycyjnych, ale wszystkie je osłabi. Z punktu widzenia obozu rządzącego nie może być lepiej.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Gazeta Polska Codziennie

Przemysław Żurawski vel Grajewski