Pandemia stała się faktem. Otwarte pozostaje pytanie, jak zdadzą ten trudny test poszczególne narody, rządy, Kościół. Świadomie nie wymieniam w tym kontekście Unii Europejskiej, bo to dostojne ciało, skłonne ingerować w każdy element życia Europejczyków, tutaj zachowuje przeraźliwą niemrawość, pasywność, nieobecność. Gdzie podziały się slogany o solidarności narodów? Dziś obowiązuje praktyka: ratuj się, kto może, a kto nie może, sam jest sobie winien. Nie ma europejskich programów, nikt nie kwapi się iść z pomocą Włochom (z wyjątkiem Chińczyków). Czasami myślę sobie, że gdyby zamiast pakować miliardy w wydumane ocieplenie klimatu, przeznaczyć więcej pieniędzy na europejskie zdrowie, nie byłoby dziś problemów ze sprzętem do ochrony i ratowania życia. Nie pozwolono by na całkowite wyprowadzenie produkcji leków do Azji. Broniono tylu praw człowieka, że zapomniano o najważniejszym – prawie do życia i zdrowia. Zresztą i dziś dominująca w elitach europejskich lewica próbuje wykorzystać sytuację do ostatecznego wyrugowania Kościoła z życia publicznego. Świątynie pojawiają się na pierwszym miejscu szczególnego zagrożenia, podobnie jak praktyki religijne, komunia czy spowiedź. Na szczęście polski Kościół staje na wysokości zadania – dyspensa dla osób z grup podwyższonego ryzyka to najlepszy z przykładów. Wzrost emisji mszy w mediach.
Europa zdaje się zapominać, że pociecha duchowa to potężny element terapeutyczny, dający nadzieję i pomagający ludziom na równi z antybiotykami czy respiratorami. W tej walce sojusznikami wirusa są lęk, zwątpienie, panika, a na końcu chaos. Wsparciem dla ludzi – wiara i nadzieja. Możliwość modlitwy, uczestnictwa w nabożeństwach. Nie wiem, czy możliwa jest, nawet w trakcie kwarantanny, spowiedź zdalna. Ale z pewnością ludzie bardzo jej potrzebują. Trudno powiedzieć, jak długo potrwa stan pandemii, może miesiące, może lata. Z całą pewnością łatwiej będzie przechodzić go nie w pojedynkę, lecz we wspólnocie i z pomocą zapomnianego lub wyrzuconego na margines w czasach dobrobytu Pana Boga.