Dzień przed katastrofą do Smoleńska przybył były komunistyczny szpieg Tomasz Turowski, który dokonał tam kontroli przygotowania wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Dwa tygodnie wcześniej Turowski spotkał się w Rosji z funkcjonariuszami rosyjskich służb zabezpieczających wizytę. Niemal wszyscy polscy świadkowie tej rozmowy zginęli 10 kwietnia 2010 r.
Od połowy lutego 2010 r. aż do samej katastrofy smoleńskiej Tomasz Turowski – w PRL-u groźny komunistyczny szpieg, w III RP agent wywiadu działający pod przykrywką dyplomaty – zajmował się przygotowaniem wizyty Lecha Kaczyńskiego w Rosji. Piotr Marciniak, zastępca ambasadora RP w Moskwie, zeznał: „Decyzją ambasadora RP w Moskwie przygotowania do wizyty Premiera RP w Katyniu w dniu 7 kwietnia 2010 r. i wizyty Prezydenta RP w Katyniu w dniu 10 kwietnia 2010 r. koordynował i nadzorował Tomasz Turowski”.
Pierwszy ślad działalności dyplomatycznej eksszpiega pochodzi już z 26 stycznia 2010 r., gdy jeszcze nie przywrócono go nawet do pracy w MSZ. Kolejny etap to rozmowy w sprawach przygotowania i zabezpieczenia wizyty prezydenta. Ostatni – to pobyt na smoleńskim lotnisku w dniu katastrofy.
Podchody pod Kancelarię Prezydenta
Na podstawie zapisów w kalendarzu prowadzonym przez sekretariat prezydenckiego ministra Mariusza Handzlika ustalono, że 1 lutego 2010 r. planowane było jego spotkanie z właśnie Tomaszem Turowskim. „Wcześniej spotkanie takie planowane było w dniu 26 stycznia 2010 r., ale ten zapis jest przekreślony. Zapis zawierał ponadto wskazanie numeru telefonu identycznego z tym, jaki Tomasz Turowski podał do protokołu przesłuchania w dniu 15 lipca 2011 r. Przesłuchany na tę okoliczność Tomasz Turowski zeznał, iż spotykał się często z ministrem Handzlikiem, także na gruncie prywatnym, mógł się z nim spotkać także w dniu 1 lutego 2010 r., ale szczegółów nie pamięta” – czytamy w uzasadnieniu umorzenia śledztwa.
Z zeznań złożonych w prokuraturze wynika, że Turowski znał od wielu lat zarówno Mariusza Handzlika, jak i Andrzeja Przewoźnika, sekretarza generalnego Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa.
Po rozpoczęciu pracy w MSZ-ecie (14 lutego 2010 r.) Tomasz Turowski brał udział w niemal wszystkich prowadzonych w Rosji rozmowach na temat wizyt Donalda Tuska i Lecha Kaczyńskiego. Został m.in. oddelegowany do pomocy grupie przygotowawczej, która 23 marca 2010 r. rozpoczęła pobyt w Moskwie, Smoleńsku i Katyniu. W jej skład wchodzili m.in. Andrzej Przewoźnik, pracownicy MSZ, urzędnicy Kancelarii Prezydenta i funkcjonariusze BOR-u.
Grupa spotkała się 24 i 25 marca z przedstawicielami władz Smoleńska, rosyjskimi dyplomatami i funkcjonariuszami FSO (Federalnej Służby Ochrony), odpowiednika polskiego Biura Ochrony Rządu. Co ciekawe, 25 marca najpierw omawiano wizytę premiera Tuska, a następnie wizytę Lecha Kaczyńskiego. Na tym drugim spotkaniu zabrakło jednak przedstawicieli... Kancelarii Prezydenta. Stronę polską, która rozmawiała z Rosjanami, reprezentowali za to Turowski, Andrzej Przewoźnik, Mariusz Kazana z MSZ-etu, Jarosław Florczak z BOR-u i Dariusz Górczyński z MSZ-etu. Wszyscy – oprócz Turowskiego i Górczyńskiego (którego ojciec Stanisław, były pracownik ambasady w Moskwie i dawny ochroniarz premiera PRL-u Piotra Jaroszewicza, to według naszych informacji dobry znajomy Turowskiego) – zginęli później w katastrofie smoleńskiej.
Dlaczego w spotkaniu nie wzięli udziału przedstawiciele kancelarii Lecha Kaczyńskiego, skoro omawiano sprawę wizyty głowy państwa?
Tomasz Turowski próbował w zeznaniach zrzucić winę na Katarzynę Doraczyńską, urzędniczkę Kancelarii Prezydenta. Fakt ten podkreślili prokuratorzy w uzasadnieniu umorzenia śledztwa: „Jak wspomniano, w spotkaniu nie uczestniczyli przedstawiciele KPRP. W toku śledztwa Tomasz Turowski zeznał jednak, że w rozmowie z A. Przewoźnikiem Katarzyna Doraczyńska ustaliła, że nie weźmie udziału w przewidywanym po śniadaniu spotkaniu w Białym Domu z przedstawicielami administracji Premiera Władimira Putina. (...) Strona rosyjska konsekwentnie uznawała wizytę Prezydenta RP za prywatną wizytę wysokiej osobistości wraz z zaproszonymi przez nią gośćmi w odróżnieniu od statusu zaproszonego przez nią Premiera. Stąd zapewne decyzja K. Doraczyńskiej i za nią pozostałych reprezentantów KPRP (...). Relacja T. Turowskiego nie znajduje potwierdzenia w żadnym innym dowodzie, gdyż wszystkie dowody jednoznacznie wskazują, iż udział przedstawicieli KPRP nie był brany pod uwagę w kontekście tego spotkania i nie zależał od ich woli”.
„Wszystko zostało przygotowane”
Tomasz Turowski tak oto opisywał w rozmowie z prokuratorami swój udział w „zabezpieczaniu” wizyty w dniach 24–25 marca 2010 r.: „Przejechaliśmy trasą od Katynia obok budynku administracji aż do lotniska, odtwarzając przewidywaną drogę kolumny z gośćmi obu wizyt. Dojechaliśmy do bramy, próbowaliśmy się dogadać z ochroną, ale nic to nie dało. Nikt z grupy przygotowawczej, także przedstawiciel ataszatu i BOR-u, nie wyraził zainteresowania zlustrowaniem lotniska”.
5 kwietnia do Katynia i Smoleńska Turowski wyruszył z kolejną polską grupą mającą sprawdzić stan przygotowań do wizyt premiera i prezydenta. Znów nie sprawdzono lotniska – ale za to raz jeszcze z udziałem Turowskiego „odbyło się spotkanie polskiej grupy przygotowawczej z przedstawicielami strony rosyjskiej. Obecni byli przedstawiciele władz lokalnych i przedstawiciele protokołu rządu Federacji Rosyjskiej”.
Po wizycie Donalda Tuska w Katyniu, która odbyła się 7 kwietnia, Turowski wrócił do Moskwy. Pojawił się z powrotem dwa dni później z ważnym zadaniem. Jak stwierdziła prokuratura, „9 kwietnia 2010 r. do Smoleńska przyjechał Tomasz Turowski, który dokonał kontroli przygotowania uroczystości przez pracowników Ambasady. Tego dnia odbyło się również spotkanie z przedstawicielami władz lokalnych oraz Federalnej Służby Ochrony, na którym omawiano techniczne kwestie związane z bezpieczeństwem wizyty”.
W innym miejscu prokuratorskiego uzasadnienia czytamy: „W dniu 9 kwietnia 2010 r. świadek (Tomasz Turowski – przyp. red) uczestniczył w ostatnich spotkaniach związanych z organizacją wizyty prezydenckiej. W ramach sprawdzenia gotowości pracowników Tomasz Turowski przeprowadził rozmowy z pracownikami zarówno tymi, którzy mieli oczekiwać na lotnisku, jak i tymi, którzy brali udział w zabezpieczeniu strony logistycznej, a więc z administracją ambasady. Zdaniem świadka wszystko zostało przygotowane”.
10 kwietnia 2010 r. Turowski stał na płycie lotniska wraz z kilkunastoma przedstawicielami polskich i rosyjskich władz. Na lotnisku nie było żadnego funkcjonariusza BOR-u, nawet nieuzbrojonego. Niedługo przed podejściem Tu-154 do lądowania na płycie pojawiali się niezidentyfikowani rosyjscy żołnierze (wiemy to z nagrań ze smoleńskiej wieży), co powinno skutkować zamknięciem lotniska – nikt z obecnych na lotnisku na to jednak nie zareagował.
Fragmenty zeznań Turowskiego dotyczące tego, co działo się po katastrofie, są przerażające. Wynika z nich m.in., że jeden z funkcjonariuszy FSB przekazał mu, iż trzy ofiary tragedii okazywały „oznaki życia”.
Ponadto według Turowskiego tuż po katastrofie karetki pogotowia wywoziły na sygnale do kostnicy... szczątki ludzkie. „Karetki pogotowia, których kierowcy i sanitariusze wobec ogromu katastrofy byli także w stanie ostrego stresu, zaczęli przewozić szczątki ofiar do miejscowej kostnicy. Karetki jechały na sygnale” – zeznał były komunistyczny szpieg. Wszystko działo się, zanim na miejscu pojawili się prokuratorzy. Jeśli Turowski nie skłamał, doszło do nieprawdopodobnego, szokującego złamania wszelkich procedur śledczych i kryminalistycznych. Zwłoki lub fragmenty ciał powinny bowiem zostać przed wywiezieniem obfotografowane, dokładnie zbadane i zabezpieczone. Karetkami, zwłaszcza na sygnale, wywozi się z miejsc wypadków tylko żyjące osoby.
Źródło:
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Grzegorz Wierzchołowski,Leszek Misiak