Przy okazji podpisania przez Polskę i USA kontraktu na zakup 32 samolotów F-35 podniósł się krzyk polityków opozycji, atakujących rząd. Z grubsza chodzi o to, że kontrakt za drogi i że nie ma offsetu. Na miejscu polityków PO i PSL tego ostatniego argumentu jednak bym unikała. Korzyści związane z produkcją lub serwisowaniem F-35 otrzymały tylko państwa biorące udział w programie jego budowy. Teraz jest on zamknięty. Gdy jednak powstawał, Polska dostała propozycję, by do niego przystąpić. Było to w 2009 r., gdy rządziła koalicja PO-PSL, a szefem MON był Bogdan Klich.
Mogliśmy być w gronie krajów NATO uczestniczących w produkcji F-35 i dziś czerpalibyśmy z tego korzyści, nie tylko w postaci wzmocnienia możliwości obronnych kraju, lecz także korzystnego offsetu – nasze zakłady zbrojeniowe w ramach tego programu miałyby zlecenia. Niestety rządziła wtedy POstkomuna – oferta przystąpienia do programu budowy F-35 została przez min. Klicha odrzucona. Powiedzieć, że to był wielki błąd, to nie powiedzieć nic. Nie wolno stawiać na czele państwa ignorantów – ich decyzje kosztują kraj zbyt dużo. Po prostu nie stać nas na rządy ludzi z PO-PSL. Warto o tym pamiętać w nadchodzących wyborach prezydenckich.