Przeszkadzanie uczniom podczas pisania egzaminów gimnazjalnych, wywieranie presji na nauczycieli, którzy zgłosili się do pracy w komisjach nadzorujących przebieg testów, a także groźby, że strajkujący nie dadzą swoim podopiecznym promocji do następnej klasy – to metody biorących udział w proteście nauczycieli oraz ich sympatyków. Ciekawe jest, że Sławomir Broniarz z ZNP o mobbing oskarża policję oraz resort oświaty. Ci natomiast zdecydowanie dementują te doniesienia.
Od kilku dni jednym z głównych tematów w Polsce jest trwający od poniedziałku strajk nauczycieli. Wbrew wcześniejszym groźbom dotyczącym sparaliżowania egzaminów ósmoklasistów i gimnazjalnego, które formułowali przedstawiciele ZNP ze Sławomirem Broniarzem na czele, do tej pory tylko w jednej szkole w całej Polsce test się nie odbył. Resort edukacji narodowej oraz kuratoria oświaty natychmiast reagują na każde zgłoszenia dyrektorów szkół, którzy mają problem ze skompletowaniem komisji na egzaminy.
Taka reakcja jest oczywiście nie na rękę ZNP. Jeszcze w środę Sławomir Broniarz w rozmowie z dziennikarzami próbował przekonywać, że przeprowadzenie egzaminów było możliwe dzięki odpowiedzialności całego środowiska nauczycieli.
Chciałem przy tej okazji nauczycielom, dyrektorom szkół podziękować. To była chwila prawdy, a także ogromnej odpowiedzialności nauczycieli za losy dzieci.
- mówił.
Co ciekawe, dodał również, że „nigdy od ucznia nauczyciel nie odszedł”. Jednak niedługo później zmienił narrację do tego stopnia, że wprost zainsynuował, jakoby w skład komisji na egzaminach mogli wejść pedofile.
Wczoraj natomiast prezes ZNP poszedł o krok dalej i oskarżył przedstawicieli resortu oświaty i policję o mobbing.
Kuratoria oświaty wbrew ustawie rozpoczęły zbieranie informacji dotyczących liczby i nazwisk nauczycieli, którzy uczestniczą w akcji strajkowej. Każdy dyrektor został zobowiązany do przedstawienia imiennej listy osób, które w każdym kolejnym dniu powstrzymują się od pracy.
- mówił Broniarz podczas konferencji prasowej w czwartek rano.
Dodał również, że w województwie świętokrzyskim do jednej ze szkół weszła policja i wypytywała o strajkujących.
Te doniesienia szybko zdementowała zarówno minister Anna Zalewska, jak i policja.
„Szanowny Panie Broniarz, proszę nie wprowadzać ludzi w błąd i nie włączać policji do protestu. Policjanci nie kontrolują protestujących nauczycieli. Jak zawsze dbamy o porządek i bezpieczeństwo”.
- tej treści post opublikowała wczoraj Komenda Główna Policji na jednym z portali społecznościowych.
Z kolei minister Zalewska podkreśliła: „nie zdarzają się sytuacje, które byłyby inspirowane przez ministerstwo edukacji, kuratorów oświaty czy też policję”.
Nie, nie ma żadnych list imiennych z PESEL-ami.
- powiedziała zdecydowanie minister edukacji narodowej.
Anna Zalewska poinformowała również, że w czwartek rano wszystkie szkoły przystąpiły do egzaminów, za co bardzo dziękuje dyrektorom, kuratorom i wojewodom.
Warto też zaznaczyć, że w internecie w ciągu ostatnich dwóch dni ukazały się materiały, które pokazują, że to właśnie strajkujący nauczyciele i ich sympatycy dopuszczają się przemocy wobec osób, które zdecydowały się pomóc przy organizacji egzaminów. W środę rano przy wejściu do jednej z sosnowieckich szkół ustawił się szpaler ubranych na czarno protestujących pracowników placówki, którzy w milczeniu witali tych, którzy zgłosili się do pracy w zespole nadzorującym przebieg testów. Organizatorzy tej manifestacji twierdzą, że miała ona symbolizować żałobę po zniszczonej godności nauczycieli.
Do skandalicznej sytuacji doszło również w Gorzowie Wielkopolskim, gdzie pod jedną ze szkół, w której uczniowie pisali egzamin, grupka aktywistów KOD zaczęła głośno puszczać odgłosy trzody chlewnej i krów przez megafon. Filmem z demonstracji pochwalili się na swoich profilach w mediach społecznościowych.
Na koniec musimy również przypomnieć wypowiedź pani Iwony Jarockiej, nauczycielki z Białegostoku, która na antenie TVN24 podała instrukcję, jak zaostrzyć trwający protest.
Nie dopuścić uczniów, nie klasyfikować ich, nie wydać świadectw kończących szkołę.
- powiedziała pani pedagog, na co dzień pracująca z dziećmi.
Do redakcji „Codziennej” wpłynęła korespondencja z informacjami dotyczącymi nieetycznego zachowania nauczycieli biorących udział w proteście. Będziemy je weryfikowali i w niedalekiej przyszłości opiszemy na naszych łamach.