Zamach antydemokratyczny. Ryszard Kalisz i postkomunistyczna hydra » CZYTAJ TERAZ »

"Komeda, osobiste życie jazzu". KSIĄŻKA

Popularność, otoczka artysty już nie legendarnego, ale wręcz kultowego sprawia, że pojawiają się liczne, często sprzeczne relacje z jego życia. Kto zna dotychczas wydane książki biograficzne odnoszące się do Krzysztofa Trzcińskiego-Komedy, otworzy oczy ze zdziwienia, czytając najnowszą autorstwa Magdaleny Grzebałkowskiej. Właśnie „Komeda, osobiste życie jazzu” wydaje się najlepszym, najprawdziwszym, choć chwilami bolesnym opisem życia artysty.

Marek Hłasko i Krzysztof Komeda
Marek Hłasko i Krzysztof Komeda
fot. Marek Nizich-Niziński - Wiadomości Nr 26/1971/ commons.wikimedia.org

Dlaczego tak się dzieje? Otóż odnoszę wrażenie, że dotychczasowe biografie opisujące życie wybitnego jazzowego pianisty i genialnego kompozytora w pewien sposób miały za zadanie ogrzanie się w cieple słońca bijącego od legendar-nego jazzmana. Wszyscy najlepiej znali jego postać, dokonania, mogło się zdawać, że nawet myśli. Wydana przez Znak książka Grzebałkowskiej idzie pod prąd.

Scenariusz na film

To w zasadzie efekt czegoś, co można nazwać dziennikarskim śledztwem – zmierzenie się z mitami i postawienie tychże w świetle reflektorów. Pisarka nie musi nic udowadniać, bowiem pozycja Komedy i jego dorobek w historii polskiej kultury, ba!, światowej kultury, są utrwalone. Amerykański wątek trudny jest do przemilczenia, a fakt zauroczenia nim i Romanem Polańskim w wielu kręgach tamtejszego przemysłu filmowego – nieprzesadzony.

Grzebałkowska pokazuje Komedę takim, jakim był, docierając do faktów niemal kompletnie nieznanych. Czy zatem podobnie jak w wypadku jej poprzedniego best-selleru, biografii „Beksińscy” (na jej kanwie powstał równie przebojowy film), mamy tutaj gotowy scenariusz do kolejnego frapującego filmu? Mówię wprost – tak. Bo Grzebałkowska ma wspaniały styl narracji sprawiający, że gdy czytamy, stają nam przed oczami obrazy.

Kiedy opisuje jazzową rewoltę drugiej połowy lat 50. minionego wieku, czyniąc to w kontekście obecności Ko-medy w centrum wydarzeń – festiwalu sopockiego roku 1956, migracji jazzu i nadmorskiego festiwalu znad Bałtyku do Warszawy, powstania Jazz Jamboree, całej tej swingującej kontrkultury – nie robi tego na klęczkach. Ale robi to tak, że jakoś dziwnie żałujemy, iż nas w tym tyglu nie było. Podobnie opisuje to wszystko, co działo się w Los Angeles.

Mierzenie się z mitami

Pisarka stosuje wspaniały zabieg warsztatowy. Właśnie tam, gdzie inni zapewne ulegliby pokusie barwnych opisów libacji, wszystkich niekończących się balang, dziwacznych zachowań, frustracji Marka Hłaski, żywotności i wszechobecności duszy towarzystwa, Romana Polańskiego, Grzebałkowska wprowadza rygor chronologiczny: data, godzina, fakty. Gdzieś na czterechsetnych stronach biografia nabiera szybkości, która czytelnika zniewala.

Autorka odważnie mierzy się z mitami, w tym najważniejszym – okolicznościami śmierci Komedy. Chylę czoło, bowiem Grzebałkowska pojechała pod dom, w którym doszło do tragicznego wypadku. Wydarzenia relacjonuje ostatni z żyjących świadków – Andrzej Krakowski. Tak powstaje „wersja pierwsza”, stojąca w sprzeczności z jedyną dotąd obowiązującą, głoszoną przez żonę Komedy Zofię. Co istotne, sama Komedowa przyznaje, że opis wydarzeń zna z relacji Hłaski. Rozbieżności nie zdradzam. Dlaczego Krakowski do tej pory milczał? To wszystko znajdą Państwo w książce.

Historia Orione Lanew West Hollywood, domu Komedy, zdaje się przepowia-dać tragiczność losów innych osób z jego kręgu: rodziny Polańskiego, Wojciecha Frykowskiego i Gibby Folger, Marka Hłaski, Marka Nizińskiego, Jerzego Abratowskiego. Pojawiają się też tam Elżbieta Krakowska i Elana Eden, w tragicznych dniach partnerka Komedy, którą poznał na przyjęciu u Bronisława Kapera, kompozytora muzyki filmowej. Co tu ukrywać, niechęci Zofii Komedowej do kobiety, która zajęła miejsce u boku genialnego pianisty, nie sposób było zamazać. Kilka zawartych w książce zdań ukazuje tragizm sytuacji, w której Komedowa schodzi na drugi plan w czasach, gdy Krzysztof Trzciński-Komeda podbija Amerykę, a jego muzyka gości na szczytach wpływowych rankingów. A może wyjazd do Ameryki był dla Komedy również ucieczką przed żoną?

NIE PRZEGAP: Cała recenzja Piotra Iwickiego w dzisiejszym wydaniu "Gazety Polskiej Codziennie"!

\"\"

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Komeda #Krzysztof Komeda #Magdalena Grzebałkowska

Piotr Iwicki