Do 17 razy sztuka. Koszykarze Legii w końcu wygrali pierwszy mecz po awansie do PLK. Po pierwszej kwarcie Wojskowi prowadzili z Czarnymi Słupsk aż 28:3, ale nie uchroniło ich to przed arcynerwową końcówką spotkania. Mecz rozstrzygnął się dopiero w ostatniej sekundzie.
Sezon 2017/18 w PLK zaczął się dla Legii koszmarnie - przed spotkaniem z Czarnymi warszawianie mieli na koncie 16 porażek i z zazdrością spoglądali w tabeli w stronę GTK Gliwice (4 wygrane), czy AZS-u Koszalin (6 zwycięstw).
Władze Legii dopiero w trakcie sezonu zaczęły poważnie wzmacniać zespół, naciskane przez Tanego Spaseva, który zastąpił na stanowisku trenera Piotra Bakuna. Strzałem w dziesiątkę okazało się sprowadzenie Anthony'ego Beana, który z marszu został liderem w ataku Wojskowych. Zieloni Kanonierzy w ostatnim czasie zakontraktowali też Andrejsa Selakovsa i Chaunceya Collinsa, rezygnując jednocześnie z usług Mateusza Jarmakowicza, Michała Aleksandrowicza i Naadira Tharpe. Wydaje się, że na PLK te wzmocnienia i tak są za małe i - mimo pierwszej wygranej - stołecznym będzie niezmiernie ciężko utrzymać się w najwyższej klasie rozgrywkowej.
O słabości składu świadczy paradoksalnie pierwszy wygrany mecz. Przy prowadzeniu 28:3 utrzymanie wygranej powinno być formalnością, ale już od drugiej kwarty goście zaczęli sukcesywnie odrabiać straty, a w końcówce kibice Legii przeżyli prawdziwy horror. Trenerzy Czarnych uwidaczniali swoim zawodnikom słabość defensywy Legii, a ci skrzętnie te wskazówki wykorzystywali. Na szczęście dla Wojskowych bardzo skuteczny był Beane (29 pkt), a double-double (12 pkt, 12 zbiórek) zaliczył Hunter Mickelson. Amerykanin siedmiokrotnie blokował też rywali, wyrównując rekord obecnych rozgrywek w tej kategorii. Kiedy na 41 sekund przed końcem Czarni wyszli na prowadzenie 75:74, na Bemowie zapachniało kolejną klęską. Beane trafił jednak z półdystansu, dorzucając jeszcze punkt z rzutu wolnego. W ostatniej sekundzie, przy stanie 77:75 dla Legii, na dogrywkę rzucał Daniel Wall, lecz na szczęście dla gospodarzy spudłował.
- Nigdy nie miałem okazji prowadzić zespołu w takim meczu, żeby prowadzić 25 pkt i doprowadzić do takiej końcówki. Przed spotkaniem powiedziałem sobie w pokoju trenerskim, że będę szczęśliwy z każdej wygranej w tym spotkaniu. Wygraliśmy, więc jestem szczęśliwy - z ulgą stwierdził po końcowej syrenie Spasev.
Następny mecz w hali na Bemowie, z Anwilem Włocławek, już w czwartek o godzinie 19:00.