Dziś do kin wszedł „Pasażer” z Liamem Neesonem w roli głównej. Specjalizujący się w kinie akcji reżyser Jaume Collet-Serra funduje widzom ulotny, ale solidny dreszczyk emocji.
To zdecydowanie nie jest najszczęśliwszy dzień dla Michaela (Liam Neeson): mężczyzna zostaje zwolniony, gubi telefon i … zostaje wplątany w kryminalną zagadkę. Okazuje się, że pociąg, którym bohater dzień w dzień od wielu lat dojeżdża do pracy, został przejęty przez groźnych bandytów. Tajemnicza kobieta (Vera Farmiga), która dosiada się do Michaela podczas podróży zdaje się wiedzieć o nim więcej, niżby sobie tego życzył, i znając jego policyjną przeszłość, wyznacza go do odnalezienia i wydania poszukiwanego przez gangsterów niewygodnego świadka. Nagrodą za wskazanie właściwej osoby ma być pokaźna suma.
Wmanipulowany w sytuację Michael rozpoczyna śledztwo i klucząc po wagonach, niczym Hercules Poirot w „Morderstwie w Orient Expressie” usiłuje ustalić tożsamość pasażerów. Film spełnia wszystkie standardy gatunkowe - mamy tu morderstwa, skorumpowanego glinę, duże pieniądze w tle i wreszcie jego: bohatera „z ludu”, który będzie musiał w pojedynkę stawić czoło groźnej szajce, a to wszystko wewnątrz pędzącego pociągu. „Pasażer” to film do obejrzenia na raz - i zapomnienia tuż po seansie, co przecież jest zaletą w kinie mającym dostarczyć rozrywki. Plus Liam Neeson, na którego zawsze warto popatrzeć.