10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!

Do katastrofy doszło w powietrzu

Podobnie jak prawda o mordzie katyńskim nie mogła – dopóki istniał PRL – stać się publiczna w Polsce, a nawet do dziś, za rządów PO, próbuje się kwestionować charakter ludobójczy tego mordu, t

Podobnie jak prawda o mordzie katyńskim nie mogła – dopóki istniał PRL – stać się publiczna w Polsce, a nawet do dziś, za rządów PO, próbuje się kwestionować charakter ludobójczy tego mordu, tak będzie z kłamstwem smoleńskim. Jedyną możliwością ujawnienia tej prawdy i ukarania winnych jest odsunięcie od władzy premiera Donalda Tuska i PO – z Antonim Macierewiczem, szefem zespołu parlamentarnego ds. wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej, rozmawiają Leszek Misiak i Grzegorz Wierzchołowski.

Podczas konferencji prasowej, na której prezentował Pan ustalenia zawarte w Białej Księdze, zapowiedział Pan, że za kilka tygodni ujawni nowe, bardzo ważne materiały w sprawie katastrofy. Czego będą dotyczyły?

Dotarliśmy do źródeł amerykańskich, uzyskując materiały na temat badań komputera pokładowego Tu-154 M 101. Oddaliśmy je do analizy naszych ekspertów w Polsce, w Niemczech, a także w USA. Zawierają one informacje m.in. dotyczące wysokości, na jakich znajdował się w ostatnich fazach lotu polski samolot. Te materiały jednoznacznie potwierdzają, że do katastrofy doszło w powietrzu. Ostateczne, szczegółowe wnioski sformułujemy za około półtora miesiąca, po otrzymaniu wyników badań naszych specjalistów.

W części Białej Księgi opisującej odpowiedzialność za przegotowanie i bezpieczeństwo wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu podkreśla Pan, że jej organizację powierzono jednemu z najgroźniejszych agentów SB, Tomaszowi Turowskiemu.

Tomasz Turowski nie był jedynym agentem SB wysoko umocowanym przy organizowaniu wizyty prezydenta Kaczyńskiego w Katyniu i niejedynym, który pośredniczył w omawianiu szczegółów organizacyjnych między rządem premiera Tuska a władzami Federacji Rosyjskiej. Były inne osoby, i to bardzo ważne, o przeszłości agenturalnej, które odegrały kluczową rolę w politycznym przygotowaniu wizyty i w grze prowadzonej wespół z Rosją, której celem było wyeliminowanie prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Może Pan wymienić ich nazwiska?

Teraz jeszcze nie chcę rozwijać tego wątku. Ale jest to problem o wiele głębszy, niż można było sądzić.

Czy rozwinie Pan to w raporcie zespołu badającego przyczyny katastrofy?

Tak, podamy, kto i jaką rolę pełnił w tej grze.

O czym świadczy udział tych ludzi w kluczowych przygotowaniach wizyty Lecha Kaczyńskiego 10 kwietnia 2010 r.?

O pełnej zależności premiera Tuska od dyktatu władz rosyjskich. Ludzi, którzy są w rękach rosyjskich, przeznacza się do tak ważnych negocjacji wówczas, gdy żąda tego druga strona, czy też chcąc udowodnić drugiej stronie swoją pełną lojalność. Świadczy to, że rząd premiera Tuska wyraził zgodę, by rosyjska agentura kontrolowała działania polskich przygotowań wizyty.

Rozmaici eksperci, cytowani przez media sprzyjające władzy PO, obrzucili Białą Księgę nieprzychylnymi komentarzami. Nie odnoszą się oni jednak do tez księgi merytorycznie, rzucają jedynie określenia: nonsens, spekulacje, manipulacje, wymysły itp. Można odnieść wrażenie, że ta wrzawa ma na celu zagłuszenie czegoś. Czego?

Jedyny prawdziwy ekspert, który się na ten temat wypowiadał, to Krzysztof Zalewski. Podkreślił on, że informacje i wnioski zawarte w księdze są rzeczowe. Pozostali to nie tyle eksperci, ile ludzie zatrudnieni przez różne media bądź inne instytucje, związani z nimi m.in. poprzez świadczenie różnych usług. A strach tych ludzi wynika z ich zaangażowania przez miniony rok w przekonywaniu Polaków o słuszności tez rosyjskich dotyczących przyczyn katastrofy. Biała Księga pokazuje, że te tezy nie mają żadnego potwierdzenia w faktach. Kampania propagandowa prowadzona przez tych ludzi i większość mediów pod dyktando Rosji legła w gruzach. Atakując Białą Księgę, ci rzekomi eksperci bronią dziś własnej skóry.

Jak to możliwe, że opracowano rządowy raport komisji ministra Jerzego Millera, który ma wyjaśnić przyczyny katastrofy, bez zbadania w Polsce wraku i oryginałów czarnych skrzynek w polskich placówkach naukowych? Takie ekspertyzy to elementarz przy ustalaniu przyczyn każdej katastrofy, nie tylko samolotowej, ale nawet zwykłej stłuczki samochodowej.

Premier Tusk w obecności prokuratora generalnego zapowiedział, że można zakończyć śledztwo bez dostępu do wraku i oryginałów czarnych skrzynek. I przyjęto ten dyktat premiera. Grozi nam, że wnioski ze śledztwa będą formułowane bez dostępu do podstawowych dowodów. Wiem jednak, że w prokuraturze i w komisji ministra Millera jest wobec takich praktyk duży opór. Wielu wojskowych, ale także cywilnych członków komisji nie chce zgodzić się na takie praktyki. Raport będzie więc – jak można się spodziewać – wynikiem krakowskiego targu – zamiast stwierdzeń jednoznacznych będą hipotezy, zastrzeżenia, które w ogólnym obrazie będą miały bronić wiarygodności komisji. Równocześnie media będą przedstawiały hipotezy jako fakty. Tak by wilk był syty i owca cała... Komisja ministra Millera jest w bardzo trudnej sytuacji prawnej. Z chwilą, gdy premier Tusk zrezygnował z zastosowania przy wyjaśnianiu przyczyn katastrofy porozumienia między Polską i Rosją z 1993 r., pozbawił komisję Millera podstaw prawnych. Zgodnie z ustawą, Komisja Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego jest powoływana dla badania katastrofy, do której doszło za granicą, w dwóch przypadkach. Albo kraj, na którego terenie doszło do wypadku, zwróci się do nas z propozycją, byśmy to zbadali, co – jak wiadomo – nie miało tu miejsca. Albo wówczas, gdy możliwość zbadania przez nas wypadku jest przewidziana w porozumieniu międzynarodowym łączącym Polskę z tym państwem. Porozumienie z 1993 r. przewidywało badanie przez komisję polską takiej katastrofy w Rosji. Z chwilą rezygnacji premiera Tuska z zastosowania porozumienia z 1993 r. komisja Millera została zdelegalizowana...

Kluczowe instytucje państwowe, jak MSWiA, MSZ, BOR, po opublikowaniu Białej Księgi, w której znalazły się zarzuty bądź zastrzeżenia dotyczące jej kierownictwa, zakomunikowały, że nie będą się do ujętych w niej stwierdzeń odnosiły.

To prawda. Jestem przygotowany do polemiki, zaprezentowania dodatkowych dokumentów. Tymczasem wszyscy nabrali wody w usta, rzuca się tylko inwektywy. Widać bezradność zwolenników tez rosyjskich, którzy silni są jedynie propagandą, ale bezradni wobec faktów i dokumentów.

Dlaczego Pana zdaniem dotychczas nie znamy materiałów z USA, w tym zdjęć satelitarnych z 10 kwietnia 2010 r., które dostaliśmy już na początku śledztwa? Służby podległe premierowi Tuskowi wydają sprzeczne komunikaty, że przekazały te informacje prokuraturze, a ta, że dostała je z opóźnieniem, bo służby je przetrzymały, a gdy je dostała – utajniła.

Uważam za bulwersujący fakt nałożenia klauzuli „ściśle tajne” na tę dokumentację. Jest to bezprawne i sprzeczne z deklaracjami, jakie składał prokurator generalny Andrzej Seremet niedługo po tragedii. Wielokrotnie mówił, że wszystko, co nie zagrozi bezpieczeństwu państwa, będzie publicznie dostępne. Zdjęcia satelitarne ze Smoleńska nie grożą bezpieczeństwu państwa. Co więcej, Stany Zjednoczone nie przekazały nam ich z zastrzeżeniem, że są tajne. Nałożenie klauzuli tajności chroni ludzi odpowiadających za tę tragedię.

W sprawie katastrofy smoleńskiej istnieje wiele zbiegów okoliczności. Wymienia je Pan w Białej Księdze, m.in. rola Turowskiego, rozdzielenie wizyt, remont – po raz pierwszy – w firmie Olega Dieripaski, powierzenie pośrednictwa w remoncie po wyeliminowaniu państwowych firm spółkom, w których są ludzie kojarzeni z rosyjskimi służbami, tajemniczy przebieg katastrofy czy wspólne działanie polskich i rosyjskich władz po tragedii, by śledztwo przejęła Rosja…

Tych zbiegów okoliczności można wymienić więcej. Nie uważam jednak, by były to zbiegi okoliczności.

Było to celowe działanie?

Na pewno celowe, choć nie wiadomo, czy celowość dotyczy poszczególnych wydarzeń, czy też mamy do czynienia z celowym ciągiem wydarzeń. Nagromadzenie tych wydarzeń jest tak duże, że nie można tego uznać za bałagan, niedopatrzenie. Trudno uwierzyć, że nie zdawano sobie sprawy, że to wszystko może doprowadzić do tragedii.

Podaje Pan jako pierwszy w Białej Księdze informację dotyczącą firmy Technical and Commercial Centre (TKC), która na zlecenie firmy serwisowej ulokowanej w Pradze serwisowała niektóre agregaty autopilota Tu-154 M 101.

To firma rosyjska. Na obecnym etapie nie mogę rozwinąć tego wątku.

Ekspert lotnictwa, z którym rozmawialiśmy, uważa, że w rządowym tupolewie mogło dojść do eksplozji, na co wskazuje stan wraku i rozrzucenie jego części. Przy wykorzystaniu dostępnych metod badawczych można tę tezę potwierdzić lub też wykluczyć. „GP” prezentowała szczegółową analizę kilka tygodni temu. Została przemilczana.

Wciąż mamy trudności z określeniem natury wstrząsów, które doprowadziły do katastrofy. Nie mając dostępu do wraku, do oryginałów czarnych skrzynek, bez zbadania ciał ofiar, mimo profesjonalnych obliczeń, analiz będziemy poruszali się w sferze hipotez, silnych, ale hipotez.

Można odnieść wrażenie, że – używając terminologii ministra Sikorskiego – dopóki wataha trzyma się razem, trudno będzie poznać prawdę. Gdyby doprowadzono do osądzenia niektórych ministrów i szefa BOR, ta solidarność mogłaby pęknąć.

Nie mam żadnych wątpliwości, że tak długo jak Donald Tusk będzie premierem, zrobi wszystko, by prawda o Smoleńsku nie ujrzała światła dziennego i użyje do tego wszystkich dostępnych narzędzi administracyjnych, medialnych i politycznych. Pan premier uniemożliwi postawienie kogokolwiek przed sądem, a także prawdopodobnie nie zdymisjonuje nikogo w związku z niedopełnieniem obowiązków w organizowaniu i zabezpieczeniu wizyty Lecha Kaczyńskiego w Katyniu. Uczyni tak dlatego, że sam jest najbardziej odpowiedzialny za wszystko, co działo się w związku z wizytą w Katyniu i ze śledztwem wokół smoleńskiej tragedii. Przecież pierwsze decyzje już zapadły. Jednych ukarano, innych awansowano. Nagrodzono awansami odpowiedzialnych za tragedię i matactwa: gen. Mariana Janickiego i ministra Jerzego Millera. Ukarano prokuratora Marka Pasionka, który nadzorował śledztwo smoleńskie i chciał je uczciwie prowadzić. Uznał on, że zebrany przez prokuraturę materiał jest tak wstrząsający, że trzeba postawić zarzuty ministrom rządu premiera Tuska. Prokurator Pasionek stracił pracę i wszczęto postępowanie przeciwko niemu. To dokładnie taki sam scenariusz, jaki premier Tusk przeprowadził w stosunku do byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego po aferze hazardowej. Uczestników afery uniewinniono, Mariuszowi Kamińskiemu postawiono zarzuty. Ktoś może powiedzieć, że to sowiecka metoda rządzenia. Ale posługuje się nią premier Donald Tusk i rząd Platformy Obywatelskiej w Polsce XXI wieku!

Co musi w Polsce się stać, by opinia publiczna mogła poznać prawdę o Smoleńsku?

Podobnie jak prawda o mordzie katyńskim nie mogła – dopóki istniał PRL – stać się w Polsce publiczna, a nawet do dziś, za rządów PO, próbuje się kwestionować charakter ludobójczy tego mordu, tak będzie z kłamstwem smoleńskim. Jedyną możliwością ujawnienia tej prawdy i ukarania winnych jest odsunięcie od władzy premiera Donalda Tuska i PO.

 



Źródło:

Leszek Misiak,Grzegorz Wierzchołowski