GaPol: TRUMP wypowiada wojnę cenzurze » CZYTAJ TERAZ »

„Mowa o rzekach krwi”. Słowa brytyjskiego ministra sprzed 50 lat okazały się prorocze

Chciałbym, by podczas wizyty Donalda Trumpa w Polsce padły nie tylko słowa, ale by sojusz amerykańsko-polski jeszcze bardziej się umocnił i by Stany Zjednoczone wspomogły Polskę w&nb

jihadwatch.org
jihadwatch.org
Chciałbym, by podczas wizyty Donalda Trumpa w Polsce padły nie tylko słowa, ale by sojusz amerykańsko-polski jeszcze bardziej się umocnił i by Stany Zjednoczone wspomogły Polskę w tworzeniu jej potencjału militarnego. Powinniśmy być partnerami i wspólnie budować na Wschodzie wał obronny przeciwko rosyjskiej ekspansji. - mówi prof. Bruce Thornton, amerykański wykładowca California State University, Fresno, członkek Hoover Institution, publicysta i pisarz w rozmowie z Olgą Doleśniak-Harczuk.

Podczas szczytu NATO w Brukseli prezydent Donald Trump po raz kolejny wezwał państwa członkowskie do podniesienia wydatków na obronność, a następnie wycofał USA z paryskiego porozumienia klimatycznego. Angela Merkel nie była zadowolona z takiego obrotu sprawy. Jaki będzie finał przepychanek między nową administracją w Białym Domu a Berlinem?

Dopóki USA będą w NATO, bezpieczeństwu Niemiec nic nie zagrozi, nie przewiduję więc zmiany status quo w relacji obu państw. Być może gdyby USA rozpoczęły proces wystąpienia z NATO, co umożliwia art. 13 Traktatu Północnoatlantyckiego, Berlin podniósłby wydatki na obronność, ale to jest mało prawdopodobny scenariusz. Co do porozumienia paryskiego, każde z państw sygnatariuszy wie, że jest to pusty dyplomatyczny zabieg pozbawiony mechanizmów egzekwowania prawa. Niemcy będą kręciły nosem i uderzały w wysokie tony, ale wątpię, by Merkel drążyła temat. W Niemczech na skutek forsowania alternatywnych źródeł energii bardzo podrożała energia elektryczna, co z kolei zmusiło Berlin do spalania większej ilości węgla. Rozgłos w tej sprawie jest raczej pani kanclerz nie na rękę.

Czy odnosi Pan wrażenie, że sprzeciwiając się podniesieniu wydatków na obronność, Niemcy zachowują się trochę tak, jakby zapomniały, że powojenny Wirtschaftswunder byłby niemożliwy bez planu Marshalla?

Niemcy dobrze o tym pamiętają i ich antyamerykanizm wynika w dużej mierze właśnie z pamięci o zależności od USA. Oni wciąż mają kompleks wyższości, tyle że dziś nie wyrasta on z fantazji rasistowskich i militaryzmu, ale z poczucia moralnej wyższości nad „amerykańskimi cowboyami”, którzy dwukrotnie przyczynili się do ich porażki. Niemcy zamienili poczucie winy za swoją agresję i ludobójstwo na pacyfistyczną plakietkę i prawo do osądzania i potępiania narodu, który sfinansował ich gospodarczy rozkwit.

Niemieckie media negatywnie oceniają poczynania Donalda Trumpa. Według Harvard University’s Shorenstein Center w trakcie pierwszych 100 dni urzędowania Trumpa 98 proc. wiadomości o nim podawanych przez ARD było negatywnych. Czy mainstreamowe media w USA również relacjonują newsy dotyczące prezydenta USA w podobnym stylu?

Światowe elity są zgodne w swojej antypatii do wiary i patriotyzmu, a także w przekonaniu, że technokraci mogą lepiej pokierować życiem ludzi niż oni sami. Populizm Trumpa i jego pragmatyczne, biznesowe podejście do życia stanowią dla tych elit nie lada wyzwania, podważają bowiem ich wpływy.

W lipcu odbędzie się szczyt G20 w Hamburgu, Donald Trump znowu spotka się z Angelą Merkel. Widzi Pan szansę na porozumienie między zwaśnionymi stronami?

Nie sądzę, by porozumiano się w jakichś istotnych kwestiach. Tak jak w wypadku Davos, Banku Światowego i innych tego typu teatrów dyplomatycznych, G20 wyprodukuje zdjęcia grupowe, pustą retorykę, niejasne obietnice i protesty lewackiego gangu nierobów, którzy egzystują tylko i wyłącznie dlatego, że system kapitalistyczny im na to pozwala. A Merkel może obiecać nieznaczne podniesienie wydatków na obronność, a obietnica ta oczywiście nigdy się nie zmaterializuje.

Polska to jedno z pięciu państw NATO przeznaczających na obronność co najmniej 2 proc. swojego PKB i wydatki te mają wzrosnąć do 2,5 proc. PKB. Często słyszymy o Europie dwóch prędkości, o silnym jądrze i jego obrzeżach. Może nadszedł czas, by rozpocząć dyskusję o NATO dwóch prędkości?

Dopóki państwa próżniacze nie podniosą swoich nakładów na obronność i tym samym nie dotrzymają podjętych zobowiązań, NATO powinno zostać albo przekształcone w inny twór, albo zastąpione nowym, który będzie zrzeszał tylko i wyłącznie państwa, które przeznaczają na obronność tyle, ile trzeba. I te kraje staną się wtedy jądrem, ale już sojuszu jednej prędkości, takiego, gdzie wszyscy członkowie podchodzą poważnie do swojej obronności i respektują zobowiązania traktatowe. W tym momencie większość państw NATO narusza art. 3 traktatu, który mówi, że dla skuteczniejszego osiągnięcia celów traktatu każde z państw członkowskich będzie utrzymywało i rozwijało swoją indywidualną i zbiorową zdolność do odparcia zbrojnej napaści.

W analizie dotyczącej art. 5 NATO  („Frontpage” 08.06.2017) pisze Pan: „Promowanie art. 5 jako najważniejszego wału obronnego chroniącego Zachód przed agresją jest najlepszym przykładem myślenia magicznego, że rytualna afirmacja […] międzynarodowych traktatów zapewni pokój i odstraszy wrogów”. Tak się składa, że w Polsce wierzymy w wagę art. 5, sugeruje Pan, że powinniśmy zrewidować nasze oczekiwania?

Żadne państwo nie powinno cedować odpowiedzialności za bezpieczeństwo swoich mieszkańców wyłącznie na obietnice art. 5. Tak jak tłumaczyłem w mojej analizie, art. 5 nie jest równoznaczny z żądaniem militarnej odpowiedzi w wypadku agresji na jedno z państw członkowskich. Radziłbym więc stworzenie najnowocześniejszej i najskuteczniejszej armii, na jaką was stać i wynegocjowanie z sąsiadami, którzy również są zainteresowani podniesieniem wydatków na obronność, wzajemnych paktów obronnych. W wypadku NATO pułapka polega na złudnej pewności, że ma się samych wiernych sojuszników, którzy na jedno skinienie przeleją za nas krew. Nie wolno nam nigdy zapomnieć o tym, jak tak zwani sojusznicy zdradzili w 1938 r. Czechosłowację, a rok później Polskę. Biorąc pod uwagę mizerny stan europejskich armii i mimo wszystko dystans, jaki dzieli Europę od USA, nie sądzę, by Władimir Putin kształtował swoją politykę zagraniczną jednokierunkowo i opierając się na pustej retoryce zachodnich polityków. Putin tylko obserwuje, co poszczególne państwa robią, a czego nie robią. Miał w głębokim poważaniu przemądrzałe mowy Baracka Obamy, kiedy poszerzał swoje wpływy na Bliskim Wschodzie i wypychał stamtąd Stany Zjednoczone, stając się największym graczem w regionie. Nieudolny Obama nigdy nie przekuł swojej retoryki w czyn.

6 lipca Donald Trump przyjedzie z wizytą do Warszawy. Czego możemy się spodziewać po tych odwiedzinach?

Chciałbym, aby podczas wizyty Donalda Trumpa padły nie tylko słowa, ale żeby coś się zdarzyło, by sojusz amerykańsko-polski jeszcze bardziej się umocnił i by przede wszystkim Stany Zjednoczone wspomogły Polskę w tworzeniu jej potencjału militarnego. Powinniśmy być partnerami i wspólnie budować na Wschodzie wał obronny przeciwko rosyjskiej ekspansji, w ramach NATO i poza nim. Stany Zjednoczone muszą pójść w swoim działaniu dalej niż wykładnia art. 5 i postawić sprawę jasno, że Polska jest dla nas istotnym sojusznikiem, którego będziemy bronili. Powiem więcej, państwa chrześcijańskie raz jeszcze muszą się zjednoczyć solidarnie przeciwko herezjom sekularystycznego materializmu i przeciwko islamowi. Obawiam się jednak, że w wypadku Europy Zachodniej sprawy zaszły już za daleko.

Barack Obama wycofał instalacje tarczy antyrakietowej z Polski i Czech i zafundował nam reset z Rosją, Hillary Clinton pomogła rosyjskiemu Rosatomowi przejąć kontrolę nad 20 proc. złóż uranu na terenie USA, ale to Trumpowi zarzuca się słabość do Moskwy. Może Pan to wyjaśnić?

Kiedy Trump wygrał, Demokraci, a w ślad za nimi większość mediów, dostali szału. Zaczęło im jednak brakować logicznych argumentów. Są niczym wyznawcy kultu broniący swojego upadłego mesjasza. Fakty się dla nich nie liczą.

Jakie poparcie ma dziś w USA Donald Trump?

Jeżeli wierzyć sondażom, poparcie jest niskie jak na prezydenta na początku pierwszej kadencji. Podejrzewam, że sondaże nie uwzględniają wciąż utrzymującego się poparcia w kręgach żelaznego elektoratu. Trump cofa rozbuchane regulacje pozostawione przez Baracka Obamę, ludzie coraz bardziej optymistycznie patrzą na gospodarkę państwa. Poza tym zabiega o wzrost prestiżu USA za granicą, istotnym krokiem było nominowanie gen. Jamesa Mattisa sekretarzem obrony USA, a gen. Herberta Raymonda McMastera doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego, następnie decyzja o zbombardowaniu syryjskich baz lotniczych i kompleksu tuneli w Afganistanie. To dopiero początek działań, które musi kontynuować, by utrzymać poparcie na właściwym poziomie. W kolejce czekają już kolejne zadania, tj. uporanie się z Obamacare, reforma kodeksu podatkowego, zwłaszcza podatku dochodowego od osób prawnych oraz wzmocnienie obrony granic. Jeżeli Trump chce zadowolić swój żelazny elektorat, musi dotrzymać złożonych obietnic.

Wróćmy do Europy, w wydanej w 2007 r. książce prognozował Pan powolne samobójstwo Europy. Mamy rok 2017. Wciąż zmierzamy ku katastrofie?

Przede wszystkim chodzi o Unię Europejską, projekt, który od początku budowano na chwiejnych fundamentach. Usiłowano podporządkować tożsamość narodową ponadnarodowej elicie, wciąż pojawia się hasło „deficytu demokracji”, państw członkowskich nie łączy wspólna płaszczyzna wiary. Europa powstała i została zjednoczona dzięki chrześcijaństwu – odrzucając wiarę, Unia Europejska pozbawiła się wartości, która zapewniłaby lojalność jej mieszkańców, czegoś, co byłoby warte, by za to ginąć. Nikt nie będzie chciał umierać za flagę UE czy w obronie krótszego tygodnia pracy. Ludzie potrafią oddać życie w imię spraw duchowych, ale nie za wydłużone wakacje. Jedyne, co spaja dzisiejszą Unię Europejską, to jej antyamerykanizm.

W jednym z wywiadów dotyczących kryzysu imigracyjnego w Europie przypomniał Pan postać brytyjskiego parlamentarzysty – Enocha Powella. Co łączy Powella z aktualną sytuacją w Europie?

W 1968 r. Enoch Powell, członek Partii Konserwatywnej i minister, wygłosił przemówienie, które przeszło do historii jako „Mowa o rzekach krwi”. Powell ostrzegał przed lekkomyślną polityką imigracyjną, która doprowadzała do tworzenia się separatystycznych enklaw wewnątrz państwa, ponieważ od przybyszów nie wymagano dostosowania się do brytyjskich wartości i zasad życia społecznego. Słowa Powella okazały się prorocze, wystarczy spojrzeć na Europę Zachodnią i dżihadystyczny terror zadomowiony w wielu dzielnicach europejskich miast.

Dostrzega Pan związek między kryzysem imigracyjnym, napływem muzułmańskich imigrantów a wzrostem liczby aktów terrorystycznych w Europie?

Jak najbardziej. Separatystyczne enklawy zlokalizowane w samym centrum zachodniej Europy, ale odcięte od wszystkiego, co dziś reprezentuje sobą Zachód, ze swoją polityką, równouprawnieniem, tolerancją etc., przyciągają nowych przybyszów. Wielu z nich zdobyło doświadczenie bojowe w Syrii i ludzie ci rekrutują nowych dżihadystów. Enklawy odcięte od zachodniej cywilizacji to ocean, w którym pływają dżihadyści.

Polski rząd stanowczo odmówił przyjmowania imigrantów z Bliskiego Wschodu. Komisja Europejska zareagowała groźbą sankcji finansowych. Powinniśmy w imię „europejskiej solidarności” dać za wygraną?

Absolutnie nie! Polska jest suwerennym narodem i ma prawo bronić swojej tożsamości, która jest jedyna w swoim rodzaju. Jeżeli zboczycie z tej drogi, zakończy się to kulturowym samobójstwem. […] W starożytnej Grecji tyran zawsze dążył do wyeliminowania takich instytucji jak Kościół, rodzina, lokalne organizacje obywatelskie, tradycja. UE jest w tym sensie klasycznym przykładem tyranii. Nie wolno jej ulec. Albo Polska jest suwerennym narodem z prawem do obrony swoich granic, albo jest jedną z brukselskich prowincji.

Jak będzie wyglądała Europa w roku 2020?

W XVIII w. historyk Edward Gibbon wyobrażał sobie, co by się stało z Anglią, gdyby w 732 r. Zachód przegrał bitwę pod Poitiers. Fantazjował o arabskiej flocie bez przeszkód wpływającej na wody Tamizy, o szkole koranicznej w Oksfordzie i studentach głoszących prawdziwość objawień Mahometa. I właśnie takiego scenariusza obawiam się dla dzisiejszej Europy.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Thornton #Powell

Olga Doleśniak-Harczuk