Pierwsze sankcje, jakie prezydent USA Joe Biden nałożył na kremlowski reżym, wiele osób uznało za zbyt słabe. Portal The Hill informuje jednak, że politycy z obu partii naciskają na niego na bardziej zdecydowane działanie.
Temat sankcji pojawił się w USA na długo przed rosyjską agresją na Ukrainę. Obydwie strony były zgodne, że ich groźba może skłonić Putina do przemyślenia swoich planów.
Nie udało im się jednak osiągnąć porozumienia co do ich formy. Demokraci pod przewodnictwem szefa senackiej komisji spraw zagranicznych Boba Menendeza chcieli przygotować ustawę z bardzo poważnymi sankcjami, nazwaną „matką wszystkich sankcji”, które jednak byłyby aktywowane wyłącznie w wypadku inwazji.
Republikanie uważali, że część tych sankcji powinna być aktywowana od razu. Amerykańskie media donosiły też, że spornym tematem okazały się sankcje na Nord Stream II.
Ostatecznie amerykańscy politycy nie zdążyli się dogadać przed wejściem rosyjskich wojsk na Ukrainę. Kiedy już to się stało, po początkowym zawahaniu, administracja Bidena zaczęła w końcu obkładać Kreml sankcjami, ale wiele osób uznało, że to co dotychczas zrobił Biden, to zdecydowanie za mało w stosunku do powagi sytuacji. The Hill donosi, że teraz politycy z obu partii naciskają na niego, aby zaostrzył swój kurs.
Jak donoszą dziennikarze portalu takie naciski na Bidena mają miejsce nawet ze strony jego sojuszników z Partii Demokratycznej. Ich zdaniem inwazja na Ukrainę to wystarczający powód aby użyć najostrzejszych środków w amerykańskim arsenale. Chcą m.in. odcięcia Rosji od systemu komunikacji bankowej SWIFT – czego USA nie mogą zrobić bez porozumienia z UE – a także przejęcia willi, jachtów itp. należących do rosyjskich oligarchów. Domagają się także obłożenia sankcjami samego Putina.
Menendez, który według plotek od początku miał naciskać na Bidena w sprawie zdecydowanej reakcji na rosyjską agresję, powiedział, że to co dotychczas zrobił Biden, to były „krytyczne kroki”. Dodał jednak, że pozostało wiele rzeczy, które amerykańscy politycy „mogą i powinni zrobić”, aby nałożyć „maksymalny koszt na Putina”. „Kongres i Putin nie mogą unikać żadnej z opcji” - podkreślił, sugerując obłożenie sankcjami rosyjskiego banku centralnego, odcięcie rosyjskich instytucji finansowych od SWIFT i „podjęcie wszelkich kroków mających pozbawić Putina i jego wewnętrzny krąg ich aktywów”.
Menendez nie był osamotniony w takiej opinii. „Muszą poczuć ostry ból za swoje zbrodnie i horror, jaki spowodowali. Odbierzcie ich majątki. Aresztujcie ich jachty. Sprzedajcie ich własność na aukcjach. Obalcie ich giełdę. Obłóżcie embargiem ich paliwo. Wyrzućcie ich dzieci z naszych uczelni” - powiedział demokratyczny kongresman z New Jersey Bill Pascrell - „Władimir Putin może być jednym z najbogatszych ludzi na ziemi, z miliardami, które zrabował swojemu narodowi: zabierzcie mu każdy grosz, jaki da się zabrać”. „Jeśli 20 wiek czegoś nas nauczył, to tego, że jeśli ciągle dokarmiasz wilka, to nie zatrzyma się, dopóki cię nie pożre” - dodał.
Także Republikanie są zwolennikami zdecydowanych działań wobec agresji Putina. Lider senackiej mniejszości Mitch McConnel po spotkaniu z Bidenem i innymi liderami Kongresu powiedział w Kentucky, że namawiał prezydenta do bardziej zdecydowanych sankcji i do przekazania Ukrainie wszelkiej pomocy, która będzie potrzebna do walki z rosyjskim najeźdźcą. „Moją radą dla prezydenta, zarówno prywatnie jak i publicznie, jest zwiększanie sankcji tak mocno, jak się da” - podkreślił.
Podobną do Menendeza opinię wygłosił też Pat Toomey, najwyżej postawiony republikański członek senackiej komisji bankowości. Stwierdził, że dotychczasowe działanie Bidena, chociaż właściwe, jest niewystarczające, aby zniechęcić Putina od dalszej agresji. Wezwał do obłożenia znacznie ostrzejszymi sankcjami rosyjskiej ropy i gazu, źródła głównych zysków z eksportu reżymu Putina. Zauważył też, że rosyjskie banki powinny być objęte wtórnymi sankcjami „na wzór irański”, które zmusiłyby świat do wyboru, czy chce robić interesy z Kremlem, czy z USA. Coraz głośniej mówi się również o nałożeniu dotkliwych sankcji na tzw. 35-kę Nawalnego, czyli przygotowaną przez lidera rosyjskiej opozycji listę osób – oligarchów, polityków, dziennikarzy itp. - umożliwiających Putinowi korupcję i łamanie praw człowieka. „Endemiczna korupcja i okradanie rosyjskiego narodu napędza represje Putina i militarną agresję” - zauważyli kongresmani Tom Malinowski (D) i John Curtiss (R), którzy prowadzą wspólnie antykorupcyjny caucus w Izbie Reprezentantów.
Na razie nie wiadomo, czy nacisk ze strony kongresmanów faktycznie sprawi, że Biden jeszcze mocniej przykręci Rosji śrubę. On sam utrzymywał, że te, które już wprowadził, są wystarczająco silne, i Rosja odczuje wkrótce ich efekt. „To tak bardzo osłabi jego kraj, że będzie musiał podjąć bardzo, bardzo trudną decyzję, czy chce kontynuować drogę w stronę bycia drugorzędną potęgą” - mówił w czwartek po nałożeniu drugiej transzy. Niemal otwarcie twierdził też, że zależy mu na utrzymaniu jedności Zachodu wobec agresji Putina – a wobec sprzeciwu niektórych europejskich państw nie chce samodzielnie eskalować sankcji. „To zawsze jest opcja” - tłumaczył - „ale na razie nie jest to pozycja, którą chce zająć reszta Europy”.
Amerykańscy komentatorzy zauważają, że Biden znalazł się w bardzo trudnej politycznie sytuacji w roku wyborczym. Wszelkie sankcje na tyle silne, żeby faktycznie mieć wpływ na Rosję, będą miały wpływ także na gospodarkę USA, która i tak pogrążona jest w post-pandemicznym kryzysie i szalejącej inflacji. Z drugiej strony, jeśli Putin wygra, to po kompromitacji w Afganistanie utrwali to wizerunek Bidena jako słabego przywódcy, co też może odbić się na wyniku wyborczym Demokratów. Fakt, że naciski na ostrzejsze sankcje płyną także z lewej strony, może jednak świadczyć, że uznali, iż ta druga opcja jest dużo groźniejsza, nie tylko przy wyborczych urnach.