Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
Polska

Polskę zżera gigantyczny deficyt. Portfele odczują tąpnięcie

Dziura w kasie państwa nie tylko rośnie. Ona przybiera niespotykane dotąd rozmiary. Według prognoz ekspertów deficyt w 2025 roku może osiągnąć aż 6,4 proc. PKB. To jeden z najwyższych wskaźników w historii. I niestety realne zagrożenie dla naszych oszczędności, pensji czy emerytur.

Niepokój ekonomistów jest coraz większy. Powód? Polskie finanse publiczne znalazły się na niebezpiecznej ścieżce.

Reklama

Według najnowszych prognoz, w bieżącym roku deficyt sektora instytucji rządowych i samorządowych sięgnie 6,4 proc. PKB. To więcej niż zakładano jeszcze kilka miesięcy temu, kiedy mówiono o 5,8 procent. Różnica wydaje się niewielka, ale w praktyce oznacza miliardy złotych dodatkowego długu, które państwo będzie musiało zaciągnąć, aby domknąć budżet. Ten wskaźnik jest jednym z najwyższych od początku transformacji i stawia Polskę w grupie krajów najbardziej zadłużających się w Europie.

Jakby tego było mało, równolegle rośnie dług publiczny. Jeszcze w 2024 roku relacja długu do PKB wynosiła 55,3 procent. Teraz ekonomiści ostrzegają, że w 2025 roku zbliży się do 58 procent. To oznacza, że "puka" już do konstytucyjnego progu 60 procent. Przekroczenie tego limitu mogłoby oznaczać konieczność wprowadzenia drastycznych oszczędności, a w praktyce przełożyłoby się na ograniczenie wydatków socjalnych i inwestycyjnych. Innymi słowy, jeszcze mniej pieniędzy na służbę zdrowia, edukację czy politykę prorodzinną. Może np. zabraknąć pieniędzy na wypłatę świadczeń w obecnej formule.

W budżecie pustki

Przyczyn takie stanu rzeczy jest kilka. Przede wszystkim wciąż rosną koszty obsługi zadłużenia. Każda pożyczona złotówka musi zostać spłacona z odsetkami, a te przy wysokich stopach procentowych, stają się coraz bardziej dotkliwe. Ponadto wpływy z podatków nie rosną w takim tempie, jak zakładano. Spowolnienie gospodarcze, słabsze wyniki wielu firm i mniejsza konsumpcja powodują, że w budżecie brakuje pieniędzy.

Ekonomiści ostrzegają, że skutki tego deficytu odczują zwykli obywatele. Im większa dziura w finansach państwa, tym większa presja na podnoszenie podatków. W praktyce może to oznaczać jeszcze wyższe ceny paliwa, alkoholu, papierosów czy energii, a także ograniczenie ulg podatkowych, z których korzystają miliony Polaków. Jednocześnie państwo, szukając oszczędności, może wstrzymywać inwestycje infrastrukturalne, które poprawiają komfort życia i tworzą nowe miejsca pracy.

Raty kredytów w górę

Kolejnym problemem jest ryzyko wzrostu kosztów kredytów. Jeśli Polska będzie musiała pożyczać coraz więcej na międzynarodowych rynkach, inwestorzy zaczną domagać się wyższej premii za ryzyko. To przełoży się na rentowność obligacji, a w konsekwencji na oprocentowanie kredytów, jakie biorą polskie banki i klienci indywidualni. W efekcie raty kredytów hipotecznych mogą pójść w górę, a to uderzy w tysiące polskich rodzin.

Niepokój budzi także perspektywa kolejnych lat. Szacunki mówią, że deficyt na poziomie około 6 proc. PKB może utrzymywać się także w następnym roku. To oznacza, że zamiast szybkiego powrotu do równowagi finansowej, czeka nas długotrwałe życie na kredyt. W takiej sytuacji każdy wstrząs gospodarczy, kolejna fala kryzysu, nagły wzrost cen energii czy problemy z eksportem mogą okazać się szczególnie bolesne.

Źródło: niezalezna.pl
Reklama