Kilkadziesiąt milionów złotych na utylizację martwych zwierząt trafiło z Agencji Rozwoju i Modernizacji Rolnictwa do firm, które według państwowych kontrolerów nigdy nie powinny otrzymać tych pieniędzy. Afera została zamieciona pod dywan za rządów koalicji PO–PSL. „Gazeta Polska” dotarła do dokumentów opisujących tę bulwersującą sprawę.
Od 2003 r. Agencja Rozwoju i Modernizacji Rolnictwa pokrywa za polskich rolników koszty związane z utylizacją padłych zwierząt gospodarskich. Polski rynek firm utylizacyjnych jest dość hermetyczny i według naszych informatorów ściśle związany z politykami Polskiego Stronnictwa Ludowego.
Gdy w latach 2006–2007, za rządów PiS, Agencja została skontrolowana przez Urzędy Kontroli Skarbowej i Głównego Inspektora Kontroli Skarbowej, okazało się, że śmierdzący biznes to okazja do wyprowadzania milionów złotych z państwowej kasy. Opinie kontrolerów były miażdżące dla firm utylizacyjnych i dla ARiMR:
z 24 podmiotów działających w 2003 r. na rynku i otrzymujących pieniądze z Agencji aż osiem nie kwalifikowało się do otrzymania pomocy z powodu prowadzenia jedynie uproszczonej księgowości. Ponadto ze skontrolowanych 19 firm w 18 urzędnicy skarbówki wykryli różne nieprawidłowości. Firmy miały m.in. zawyżać koszty przeprowadzanych usług, zawyżać ilości odebranej i zutylizowanej padliny, nieprawidłowo prowadzić dokumentację, składać fałszywe oświadczenia i informacje (sprawę opisywał Cezary Gmyz w „Rzeczpospolitej”).
Zgodnie z podpisanymi umowami przedsiębiorcy
w razie jakichkolwiek uchybień powinni zwrócić całość dotacji, czyli ponad 14 mln zł (z odsetkami aż 34 mln zł). Nie zwrócili – bo pozwolili im na to politycy PSL i PO.
PO i PSL w obronie padliniarzy
W związku z szokującymi wynikami kontroli w czerwcu 2007 r. Janusz Osuch, nowy (mianowany przez PiS) prezes ARiMR, podjął decyzję o wezwaniu firm do zwrotu z odsetkami wszystkich pieniędzy. Jednocześnie Agencja zapytała o zdanie Ministerstwo Finansów oraz Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi.
„Agencja jako jednostka sektora finansów publicznych działająca na zasadach określonych w przepisach o finansach publicznych powinna podjąć wszelkie działania mające na celu właściwe zabezpieczenia interesu Skarbu Państwa” – czytamy w piśmie z 13 września 2007 r., podpisanym przez wiceministra finansów Adama Pązioła. W podobnym tonie wypowiedział się Jan Ardanowski, wiceminister rolnictwa, w piśmie z 30 listopada 2007 r., który zobligował Agencję do
„wyegzekwowania od podmiotów pomocy finansowej, podległej zwrotowi”.
Ale już 24 listopada 2007 r. zaprzysiężony został pierwszy rząd Donalda Tuska, w którym tekę ministra rolnictwa otrzymał Marek Sawicki. Zmiany dotknęły również ARiMR, której prezesem (23 stycznia 2008 r.) został Dariusz Wojtasik. Nawet on był jednak zdania, że firmy utylizacyjne powinny zwrócić otrzymane pieniądze. Podpierał się przy tym opiniami ministerstw i analizami prawnymi, które przedkładały podobne wnioski, podkreślając jednoznacznie, że firmy naruszyły warunki umowy.
Wtedy ruszyła machina nieformalnych nacisków.
Lobby przedsiębiorstw reprezentował Związek Pracodawców Przemysłu Utylizacyjnego, a szczególnie Jacek Leonkiewicz, wtedy dyrektor organizacji. 16 lipca 2008 r. w siedzibie Ministerstwa Rolnictwa odbyło się spotkanie lobbystów, wiceministra Kazimierza Plocke, urzędników z ARiMR i resortu. Ustalono wówczas, że sprawa zostanie rozwiązana polubownie. Po spotkaniu przedstawiciele firm utylizacyjnych triumfowali.
„Zarząd ZPPU pragnie Panu serdecznie podziękować za Pańskie zaangażowanie w rozwiązaniu trudnych, narosłych od lat problemów związanych z umowami, jakie branża utylizacyjna podpisywała z ARiMR. Pragniemy Pana poinformować, że w wyniku m.in. i Pańskich starań znajdujemy się obecnie na ostatnim etapie i jesteśmy przekonani, że jest możliwe wypracowanie odpowiednich zapisów, w porozumieniu z Agencją, które definitywnie rozwiążą problem” – czytamy w piśmie ZPPU do Leszka Korzeniowskiego (PO), przewodniczącego sejmowej Komisji Rolnictwa z 2 września 2008 r.
Ale biznesmenom od padliny pomógł także PSL. –
Mieliśmy wielokrotnie spotkania w ministerstwie. Trzeba przyznać, że pan Sawicki chciał rozstrzygnięcia polubownego, bez procesów sądowych. Tam, gdzie firmy ewidentnie zawaliły, poniosłyby konsekwencje, ale niewiążące się ze zwrotem całej pomocy. Opór jednak stawiał pan prezes Dariusz Wojtasik. Doszło do tego, że minister wręcz żądał jego deklaracji – mówi „Gazecie Polskiej” Jacek Leonkiewicz.
– Bardzo pomocny chciał być pan wiceminister Kazimierz Plocke. On się zajmował sprawami Agencji. Ja z nim miałem serię spotkań i widziałem dobrą wolę rozstrzygnięcia tego dylematu – dodaje Leonkiewicz. Swoim udziałem w rozwiązywaniu konfliktu pomiędzy Agencją a firmami utylizującymi nie chwali się za to sam minister.
– Nie uczestniczyłem w takim sporze. Byłem tylko organizatorem spotkania konsultacyjnego tych środowisk. Ostateczny spór rozstrzygnęły sądy – przekonuje „GP” b. minister Marek Sawicki.
Lobby naciska, prezes odchodzi
Mimo że lobbyści na lipcowym spotkaniu z politykami PSL już rozstrzygnęli kwestię roszczeń Agencji, jej prezes nie zamierzał zrezygnować. 24 września 2008 r. powołał zespół, który miał przygotować polubowne rozstrzygnięcie sporu. W piśmie do Jacka Leonkiewicza, które przekazano do Donalda Tuska, Waldemara Pawlaka, Jana-Vincenta Rostowskiego i Marka Sawickiego, podkreślił jeszcze raz prawne aspekty całej sprawy, a także ujawnił kulisy nacisków związku ZPPU. Wojtasik nie miał jednak wsparcia nawet swoich najbliższych współpracowników. Do kuriozalnej sytuacji doszło we wrześniu 2008 r. podczas targów „Polagra” w Poznaniu, gdzie zastępca szefa ARiMR Bogusław Nadolnik spotkał się bez wiedzy przełożonego z przedstawicielami branży utylizacyjnej.
Nakryty przez prezesa Wojtasika tłumaczył, że jest to spotkanie „towarzyskie”. Lobby z ZPPU uczestniczyło również aktywnie w pracy powołanego w ARiMR zespołu, gdzie decydowała się przyszłość całej branży i jednocześnie milionów dla przemysłu utylizacyjnego rozdanych z naruszeniem prawa.
Wojtasik jednak nie ustępował: w grudniu 2008 r. zapadła jego decyzja o kolejnej kontroli firm utylizacyjnych. Do akcji ruszyło 39 kontrolerów. W ciągu dwóch miesięcy zabezpieczyli olbrzymią liczbę dokumentów (w sumie 45 tys.), głównie faktur poświadczonych ze zgodnością z oryginałem. „Gazeta Polska” przypomina:
do tego, by firmy utylizacyjne musiały zwrócić otrzymane publiczne pieniądze, wystarczyło zgodnie z umową udowodnić jedną nieprawidłowość.
Sytuacja zaczęła być niekomfortowa dla padliniarskiego lobby. I wtedy, na początku marca 2009 r., Dariusz Wojtasik niespodziewanie zrezygnował ze stanowiska prezesa ARiMR. Sprawa jego odejścia jest do dzisiaj zagadką. Wiadomo jednak, że jego następcą został Tomasz Kołodziej. Z miejsca rozpoczął on czystkę wśród kontrolerów.
Z 39 osób, które kontrolowały firmy utylizacyjne, pracę straciło 20. Nowy prezes położył również rękę na zabezpieczonych dokumentach dotyczących firm utylizujących: 29 kwietnia 2009 r. wydał polecenie służbowe pracownikom, by ci oddali do Departamentu Pomocy Krajowej wszystkie dokumenty wiążące się ze sprawą. Podpierając się kodeksem karnym, kazał również oświadczyć podwładnym, że nie mają żadnych innych dokumentów oraz że nie uczestniczyli w żadnym spotkaniu dotyczącym pomocy udzielanej podmiotom zajmującym się utylizacją w okresie od 1 listopada 2008 r. do dnia złożenia oświadczenia
. „W przypadku uczestniczenia przez pracownika w przedmiotowych spotkaniach w oświadczeniu należy podać datę spotkania, listę uczestników oraz zakres spotkania” – napisał w poleceniu służbowym prezes Tomasz Kołodziej. Z informacji z Agencji wynika, że wszystkie dokumenty znajdują się w centrali, ściśle pilnowane w archiwum.
Więcej w tygodniku „Gazeta Polska”
Źródło: Gazeta Polska
Jacek Liziniewicz