Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

​Samotne wilki na smyczy islamu

Zamach, do jakiego doszło w centrum Londynu w środę, każe po raz kolejny stawiać pytania o to, czy i jak da się zwalczyć radykalny islamski terroryzm.

Zamach, do jakiego doszło w centrum Londynu w środę, każe po raz kolejny stawiać pytania o to, czy i jak da się zwalczyć radykalny islamski terroryzm. Pewne jest jedno – trzeba nazywać go po imieniu i wskazywać palcem.

W ubiegłym roku w Wielkiej Brytanii udaremniono 12 zamachów terrorystycznych. Jeśli doszłyby do skutku, zaatakowano by centra handlowe, kluby nocne, samoloty. Pozwolono do naszego kraju wjechać co najmniej 450 bojownikom Państwa Islamskiego, którzy byli wyszkoleni w obozach treningowych, oraz brali udział w wojnie na Bliskim Wschodzie. Gwałcili ludzi, ścinali im głowy, a dziś chodzą po ulicach naszej stolicy – mówił tuż po zamachu w Londynie Tommy Robinson. – Człowiek, który dokonał ataku, został zradykalizowany na naszych ulicach lub w więzieniu (…). Sposób, w jaki dokonano tego zamachu, jest dokładnym odwzorowaniem tego, co opublikowano w islamskim magazynie propagandowym, który był pobrany z internetu w ubiegłym roku przez 50 tys. brytyjskich muzułmanów – dodał aktywista.

Tommy Robinson to były lider organizacji English Defence League i członek brytyjskiej Pegidy, organizacji uznawanych w Wielkiej Brytanii za skrajnie nacjonalistyczne i radykalne. Tak jest (oficjalnie) postrzegana na Wyspach również przytoczona wypowiedź Robinsona. Czy jednak nie jest ona zgodna z rzeczywistością?

Z samolotu do ciężarówki

Problem radykalnych islamskich terrorystów działających w Europie Zachodniej jest wielowymiarowy. Zmianie ulega taktyka i forma przeprowadzania zamachów. Dziś w zasadzie niemożliwe jest, by, ze względu na zaostrzone procedury bezpieczeństwa oraz wytężoną pracę wszelkiego rodzaju służb, powtórzyła się sytuacja choćby z 11 września 2001 r. – skoordynowany atak na nowojorskie World Trade Center oraz Pentagon. To oczywiście nie zwalnia nas z czujności. Przypadek Andreasa Lubitza, pogrążonego w depresji pilota niemieckich linii Germanwings, który w marcu 2015 r. rozbił w Alpach pilotowany przez siebie samolot ze 150 pasażerami, każe ostrożnie podchodzić do zapewnień o „całkowitym bezpieczeństwie”. I choć Lubitz nie był powiązany z terrorystami, jego przypadek pokazuje możliwość działania na „dużą skalę” także „samotnych wilków”. A pewne jest, że terroryści będą atakowali i wykorzystają do tego wszelkie dostępne środki, np. samochody ciężarowe i osobowe, czego dowodów mamy aż nadto, by wspomnieć choćby Niceę i Berlin.

W internecie łatwo można znaleźć podręcznik Al-Kaidy czy profesjonalnie wydane pismo tzw. Państwa Islamskiego (IS) „Rumiyah”, w którym precyzyjnie opisano, jak dokonać zamachu przy użyciu ciężarówki i jak atakować nożem, by jak najdotkliwiej zranić jak największą liczbę ofiar. „Rumiyah” ukazuje się w 10 językach: francuskim, angielskim, rosyjskim, niemieckim, bośniackim, indonezyjskim, kurdyjskim, paszto, tureckim i języku ujgurów. Pokazuje to doskonale, że oprócz krajów postrzeganych jako mateczniki terrorystów, samozwańczy kalifat IS liczy też na „uruchomienie” mieszkańców Europy Zachodniej.

Organizacja samotników

I ma na co liczyć. To nie tylko kwestia uchodźców, wśród których do Europy dostają się ukryci bojownicy. To także ludzie, którzy żyją w miastach „starej Unii” od lat. Są pełnoprawnymi obywatelami i członkami, a nie marginesem, społeczności, w których żyją. A przynajmniej tak się wydaje do chwili ataku. Jak dowodzi w swoim opracowaniu poświęconym samotnym terrorystom, „samotnym wilkom”, Tomasz Czapiewski, badacz z Uniwersytetu Szczecińskiego: „Aktualne informacje wskazują, że na terenie Europy i Ameryki Północnej nie funkcjonuje żadna aktywna i zorganizowana grupa terrorystyczna”.

Rzeczywiście? Jak bowiem określić sytuację, gdy w społeczeństwie znajduje się niemożliwa do określenia liczba potencjalnych terrorystów, połączonych ze sobą niewidoczną siecią powiązań o charakterze ideowym i religijnym? Ludzie, którzy de facto nawet nie musieli nigdy widzieć się na oczy, a złączeni są duchem radykalnego islamu, otrzymujący polecenia z niewidocznej „centrali”, karmiący się propagandą i odbierający za pomocą mass mediów inne bodźce? 

Teorię „dżihadu bez liderów” wprowadził Marc Sageman. Jego zdaniem charakteryzuje się on tym, że terroryści „formują płynne, nieformalne sieci, które same się finansują oraz same się szkolą. Nie posiadają oni fizycznie istniejącej centrali, ale otwarte wirtualne środowisko internetu daje im swoiste poczucie jedności i celowości. Stanowią rozproszoną i zdecentralizowaną strukturę społeczną”. Cóż, taką strukturę można chyba uznać za organizację terrorystyczną, ponadnarodową, ale jednocześnie dającą się w poszczególnych krajach zamknąć w pewnych ramach.

O ile przed laty „samotne wilki” to były jednostkowe przypadki szaleńców, którzy z powodu zaburzeń psychicznych, ideologii lub środowiskowego nacisku decydowali się na dokonanie ataku, o tyle dziś działający w ramach „globalnego dżihadu” sprawcy nie dość, że czują się częścią wielkiej światowej organizacji, to jeszcze otrzymują jednostronne instrukcje, płynące z nieznanej centrali, nieskierowane przecież bezpośrednio do nich. Puszczone w przestrzeń medialną z piwnicy w syryjskiej Racce (lub wieżowca na Manhattanie) wezwanie do „zabijania niewiernych” może uruchomić zarówno drobnego sklepikarza spod Londynu, naukowca z uniwersytetu w Brukseli czy żołnierza na Kaukazie. Jeśli połączymy to z wpływem radykalnych imamów, swobodnie działających w meczetach niemal całego świata, otrzymujemy przepis na „samotnego wilka”. Część z nich, owszem, szkoli się w boju. Ale innym wystarczy do „walki” jedynie prawo jazdy. To całkowicie zmienia sytuację.

Mieszkał wśród nas

Tak też pewnie było z zamachowcem, który w środę wjechał w tłum ludzi w centrum Londynu. Brytyjska policja poinformowała, że to 53-letni obywatel Wielkiej Brytanii. Wielokrotnie karany. Co więcej, służby na Wyspach miały go na oku ze względu na podejrzenia o ekstremizm. Zdaniem policji radykalnym islamem zaraził się w więzieniu. Podejrzewa się także, że pozostawał pod wpływem jednego z imamów – Anjema Choudarego. To znany na Wyspach islamski ekstremista, który w swoich kazaniach wprost nawoływał do wstępowania w szeregi IS. Choudaremu przypisuje się m.in. wywarcie wpływu na zamachowców, którzy w maju 2013 r. zamordowali żołnierza na ulicy w brytyjskim Woolwich. 

Jak mówił na antenie TVP Info Witold Gadowski, reporter zajmujący się tematyką terroryzmu, kluczem do walki z islamskim terroryzmem jest przede wszystkim pozbycie się (wydalenie, izolacja) z krajów Europy Zachodniej właśnie radykalnych imamów, potencjalnych liderów, pełniących funkcję katalizatorów tendencji terrorystycznych. Nie jest to jednak proste, skoro samo mówienie o ich destrukcyjnym wpływie jest postrzegane jako „mowa nienawiści”? Kolejną kwestią jest ograniczenie napływu „świeżej krwi” w postaci niekontrolowanej liczby uchodźców niewiadomego pochodzenia. Po trzecie – zniszczenie widocznych elementów Państwa Islamskiego na Bliskim Wschodzie. Wreszcie zmuszenie mieszkających w Europie muzułmanów, deklarujących się jako przeciwnicy terrorystów, do zajęcia twardego stanowiska wobec – będących rzekomo w mniejszości – radykałów. Także do współpracy w wyplenieniu zarazy, która rozlewa się po Europie, zbierając raz po raz krwawe żniwo. Jak to jednak zrobić, jeśli np. badania przeprowadzone wśród młodych muzułmanów dowodzą, że 32 proc. z nich określa siebie jako osoby o „fundamentalistycznych poglądach”, 33 proc. uważa, że przemoc ze względów ideologicznych jest dopuszczalna, a aż 24 proc. nie potępia masakry w redakcji „Charlie Hebdo”?

Tymczasem pewne jest jedno: choć działania służb odnoszą skutek, nie są wystarczające. Udaremnione zamachy ratują życie setkom osób, ale leczą tylko skutki, a nie przyczyny. Bez stanowczych posunięć przeciw wrogom nie wygra się wojny. Bo to jest wojna, o czym wiedzą w zasadzie wszyscy, a głośno mówią tylko ci, którzy nie boją się łatki „radykałów”. 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#islamski terroryzm #muzułmanie #terroryzm #Islam #zamach

Wojciech Mucha