Trwa walka o prawdę historyczną. Niemieckie media bez pardonu nazywają niemieckie fabryki śmierci takie jak KL Auschwitz - polskimi obozami.
W rozmowie z tygodnikiem Marek Łuszczyna, autor książki „Mała Zbrodnia” opowiada o powojennych obozach, do których „stworzenia wykorzystano nienaruszoną infrastrukturę nazistowską, porzuconą przez wycofujące się załogi niemieckie". Dalej w tekście czytamy:W obozach działających w Polsce po 1945 roku zamęczono nawet 60 tysięcy osób. „Auschwitz to pestka, przy tym, co wam tu zgotuję” - witał więźniów komendant obozu w Świętochłowicach Salomon Morel".
Kontekst artykułu w „Newsweek Polska” nawiązuje do walki, jaka toczy się w sądach między Polakami a niemieckimi mediami. Tygodnik Tomasza Lisa stara się lansować teraz tezę o polskich obozach mordujących Niemców, choć wiadomo, że były one komunistycznymi miejscami kaźni, gdzie ginęli głównie żołnierze niepodległościowego podziemia. Tam niemieccy zbrodniarze wojenni byli lepiej traktowani niż Polacy.Polskie obozy koncentracyjne znajdowały się niemal w całej Polsce. Powstały, bo Polacy chcieli się zemścić na Niemcach? – pytamy Marka Łuszczyny. – Nie ma mowy o spontanicznej zemście ludności polskiej. Można powiedzieć, że zemsta została zinstytucjonalizowana przez aparat państwowy i wykorzystana do tego, by wskazać nowego (po hitlerowcach) wroga. Polskie obozy były doskonale zorganizowane i podlegały Ministerstwu Bezpieczeństwa Publicznego i Centralnemu Zarządowi Przemysłu Węglowego. Była to sprytna polityka nowej władzy, grającej na emocjach Polaków i utrzymującej, że otwieranie obozów to zemsta w imieniu społeczeństwa.