Gdy przysłuchiwałem się wczorajszemu wystąpieniu premier Beaty Szydło, podsumowującemu rok rządów Prawa i Sprawiedliwości, zrobiło mi się smutno. Tak wiele słów poświęcono rzeczom prozaicznym, sprawom pierwszej potrzeby, kwestiom fundamentalnym.
To jednak niesamowite, że po 27 latach wolnej Polski wciąż są w naszym kraju obszary, gdzie marzeniem mieszkańców jest sprawna komunikacja do najbliższego centrum. Że pomimo ogłaszanego wielokrotnie „złotego okresu dla Polski” ten „złoty wiek” nie był w stanie powstrzymać milionów Polaków przed ucieczką za chlebem, a innych spychał pod próg ubóstwa. O tym mówiła wczoraj premier.
Zabrać pasażerów
Rząd Prawa i Sprawiedliwości postawił sobie tyle ambitne, co prozaiczne zadanie – zmienić Polskę. Zmienić ten stan rzeczy, który powodował, że lokomotywy wielkich miast mknęły samotnie, zostawiając w poczekalni pasażerów z peryferii. Nierównomierny rozwój, brak strategicznego planowania i reformy – plomby, często podejmowane ad hoc pod naciskiem nielicznych grup wpływu i fanaberii polityków. To zmora III RP nie mniejsza niż kostyczność układów, samoreprodukcja „elit” oraz oderwanie się państwa od obywatela. „By było normalnie” – powtarzali Polacy przed wyborami. A cóż to znaczy „normalnie”? Cóż, chodzi o zgodność z normą, za którą przyjęliśmy poziom życia niczym od nas przecież nie lepszych mieszkańców Europy Zachodniej. Często mniej i gorzej pracujących, nierzadko gorzej wykształconych, o czym przekonał się każdy, kto choć kilka chwil miał okazję dorabiać na saksach. Ekipa Beaty Szydło obiecała wsłuchać się w prozę życia Polaków. To dało PiS‑owi wyborczy sukces i nałożyło jednocześnie na partię Jarosława Kaczyńskiego jarzmo zobowiązań. Czy po roku rządów można mówić o sukcesie?
Plusy na plus
Sztandarowe plusy – programy Mieszkanie+ i Rodzina 500+. Choć na razie tylko ten drugi działa w pełni, to tysiące rodzin nie muszą z niepokojem wypatrywać pierwszego i ważyć, czy kupić dzieciom ubranie, czy lepsze jedzenie. Dostrzeżono Polaków, dostrzeżono ich potrzeby, wreszcie dano im oddech. Można się oczywiście zastanawiać, czy skala programu jest odpowiednia – kłujące w oczy luksusowe samochody z naklejkami „Sfinansowano z Rodzina 500+”, które można spotkać na ulicach Warszawy, każą stawiać pytanie, czy rzeczywiście nie powinna to być pomoc celowa dla najbiedniejszych rodzin lub czy części środków nie przesunąć choćby na dzieci niepełnosprawne.
Przywrócić ciągłość
W swoim fundamentalnym dla zrozumienia III RP „Eseju o duszy polskiej” prof. Ryszard Legutko pisał, że w Polsce nastąpiło zerwanie ciągłości pomiędzy pokoleniami Polaków. Że po 1989 r. nasz kraj żył niejako w częściowym oderwaniu od swojej spuścizny historycznej, kulturowej i tożsamościowej. Znajdowało to potwierdzenie w wielu słowach tzw. elit, przekonujących że „polskość to nienormalność”. W wymiarze realnym zyskiwało postać przewartościowania pojęć, ograniczania lekcji historii lub deprecjonowania Polski w kulturze masowej, sztuce czy za naszymi granicami. I choć sztuka powinna i musi budzić kontrowersje i stawiać pytania, trudno nie odnieść wrażenia, że w pewnym momencie ten nurt libertynizmu światopoglądowego przedstawiano jako dominujący, jeśli nie jedyny. To się zmienia. Podobnie było, gdy staraniem prof. Krzysztofa Szwagrzyka i jego zespołu podniesiono, a następnie złożono w grobach bohaterów podziemia niepodległościowego, gdy stali się oni bohaterami wspólnej pamięci, a ich święto zyskało państwowy charakter, gdy żyjący bohaterowie zyskują pomoc państwowych instytucji. To właśnie powrót do „ciągłości”.
To nie znaczy oczywiście, że tej ciągłości nie było całkowicie, trzeba jednak pamiętać, że wiele wcześniej działo się to „pomimo”, a nie „dzięki” władzom. Ilu obietnic nie spełniono, ile planów utknęło w powijakach. Tak wiele spraw pozostawiono ad Kalendas Graecas, że myśleliśmy, iż nigdy nie doczekają się realizacji – by wspomnieć choćby ustawę dekomunizującą polskie ulice. Okazuje się, że jednak dało się to przeprowadzić.
Dobre zmiany
Podobnie było z innymi działaniami i planami, które wdrażane są w życie. Plan przekopu Mierzei Wiślanej i przywrócenia żeglugi śródlądowej, uszczelnienie finansów publicznych, stopa bezrobocia – najniższa od 25 lat. Programy socjalne, w tym zakaz odbierania rodzicom dzieci ze względu na biedę, czy darmowe leki dla seniorów. Wreszcie minimalna stawka godzinowa, podwyższenie minimalnej płacy i emerytury. Tym i innymi kwestiami chwalił się wczoraj rząd Beaty Szydło. I choć – jak powiedziano na wstępie – nie są to kwestie z gatunku kolonizacji Marsa czy budowy kolei ponaddźwiękowych prędkości, to są to rzeczy, które należało zrobić natychmiast, bo nie zrobiono ich dotychczas. Reformowane są siły zbrojne, wraz z planem ich poszerzenia o jednostki Obrony Terytorialnej, co wciągnie rzeszę Polaków do służby ojczyźnie. Suchą stopą przeszedł rząd przez próby wewnętrzne – Światowe Dni Młodzieży, szczyt NATO i Święto Niepodległości, wieczną okazję do zadym i prowokacji.
Nie ma przeciwnika, ale…
W tym tkwi siła obecnej ekipy i z tego wynika poparcie, jakim według sondaży darzy rządzących większość Polaków. Niezmiennie PiS jest na czele, a po roku rządów nie ma mowy o tym, by tłumaczyć to „efektem wyborów”. Polacy mu zaufali i te nadzieje w dużym stopniu są wypełniane.
Ale siła rządu wynika również z kompletnej słabości opozycji. Partie polityczne z Platformą Obywatelską na czele nie mają poza kontestacją nic do zaoferowania. Podzielona na frakcje Platforma Obywatelska, w której Grzegorz Schetyna – przez lata kreowany na „wielkiego rozgrywającego” w typie serialowego Franka Underwooda – zmienił się w nijakiego, uwikłanego w walki partyjne polityka drugiego garnituru. Podobnie Nowoczesna, której lider ze statecznego komentatora zmienił się w krynicę bon motów w typie opowieści o „święcie sześciu króli” czy ciskania gromów, jakoby „Jarosław Kaczyński wjechał czołgami do połowy Polski”. Na temat PSL‑u nie ma w zasadzie czego powiedzieć, podobnie jest z posłami ruchu Kukiz’15. O pozycji obu partii świadczą zresztą sondaże – oba ugrupowania zamykają stawkę.
Nie sposób jednak do pozytywnego opisu rządów nie dodać choć łyżki dziegciu. Na spełnienie czekają obietnice – podniesienie kwoty wolnej od podatku, obniżenie VAT‑u i wieku emerytalnego. Na rozliczenie czekają afery – reprywatyzacyjna czy Amber Gold. Rząd musi zwiększyć wysiłki w relacjach zagranicznych. Musimy być obecni tam, gdzie Polska ma swój interes. I tak niedopuszczalna jest sytuacja, w której Sławomir Nowak i Jerzy Miller pełnią wysokie funkcje w ukraińskiej administracji. Minister spraw zagranicznych nie może być zdziwiony wynikiem wyborów w Stanach i przyznawać, że w otoczeniu nowego prezydenta nie ma żadnych kontaktów. Polska musi utrwalać i budować sojusze, być aktywnym graczem, wymagać dotrzymywania umów – jak choćby ustaleń szczytu NATO w Warszawie. Partykularne interesy polityków nie mogą ważyć na decyzjach, także personalnych (o czym przekonano się wraz z aferą wokół odwołania ministra skarbu). Należy poprawić komunikację ze społeczeństwem, by pchający się przed kamery politycy nie stwarzali wrażenia kakofonii. A to, że nie ma przeciwnika, nie może być powodem do pychy i samozadowolenia.
Ludzie zaufali PiS‑owi, jednak nie bezkrytycznie. Mandat wciąż jest trwały. Czy to był dobry rok, jak twierdzi ekipa Beaty Szydło? Być może i dobry, a w porównaniu z poprzednimi bardzo dobry. Ale my w quasi-szkolnej skali dajmy mu „dostatecznie dobry”. Na zachętę i ku przestrodze.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
#Beata Szydło
#rząd
#PiS
Wojciech Mucha