Nawrocki w wywiadzie dla #GP: Silna Polska liderem Europy i kluczowym sojusznikiem USA Czytaj więcej w GP!

Miłość i obowiązek

Tegoroczna, VIII edycja Festiwalu „Niepokorni Niezłomni Wyklęci” miała w pewnej mierze inny wymiar niż wszystkie poprzednie.

Tegoroczna, VIII edycja Festiwalu „Niepokorni Niezłomni Wyklęci” miała w pewnej mierze inny wymiar niż wszystkie poprzednie. Po raz pierwszy impreza została dofinansowana przez państwo, brali w niej udział, jako paneliści, członkowie elit rządzących (ministrowie Piotr Gliński, Wojciech Kolarski, Jan Dziedziczak), obecna była Telewizja Publiczna. Po raz pierwszy nie trzeba było sobie mówić i myśleć: „tu jest Polska”, bo Polskę w końcu mamy także w obiegu oficjalnym. Albo – by być bardziej precyzyjnym – jesteśmy na dobrej drodze, by ją mieć. Bo przecież jeśli chodzi o przestrzeń dotyczącą kultury oraz środków prowadzenia szerokiej polityki historycznej i tożsamościowej, to największym kłopotem jest samo środowisko związane z kulturą i filmem oraz sposób, w jaki ono funkcjonuje. Najlepszym dowodem jest pominięcie filmu Smarzowskiego „Wołyń” w werdyktach gdyńskiego festiwalu, który odbył się kilkanaście dni temu.

Produkcje filmowe pokazane w trakcie Festiwalu „NNW”, a także wielość poruszanych tematów – od Żołnierzy Niezłomnych przez lotników Dywizjonu 303 po ciągle szerzej nieznane tematy związane z ludobójstwem dokonywanym na Polakach przez dwa totalitaryzmy – Sowietów oraz Niemców (np. zapomniany obóz koncentracyjny Gusen na terenie Austrii, opisany w filmie Rafała Geremka) – pokazują, że praca związana z budową tożsamości Polski, jej wizerunku na świecie oraz w naszym kraju to olbrzymi projekt cywilizacyjny, który wymaga wieloletniego wysiłku organizacyjnego i finansowego. To zadanie dla oficjalnych instytucji polskiego państwa. Produkcje takie jak film o Jedwabnem autorstwa Elżbiety i Wacława Kujbidów z TV Niezależna Polonia powinny powstawać za państwowe pieniądze i być szeroko promowane. Przy czym nie wystarczy walczyć o prawdę o Jedwabnem, gdyż nie będzie ona zrozumiała i jasna dla widza, jeśli ten nie ma szerokiej wiedzy o Polsce i jej historii. Opowieść o Jedwabnem i niemieckim sprawstwie tej zbrodni musi opierać się na szerszym fundamencie, musi pokazywać kontekst – np. losy miejscowości pod oboma okupantami, a także dawać obraz działań niemieckich, dotykać takich spraw jak formacje Einsatzkommando czy psychopatycznych morderców w rodzaju Hermanna Schapera. Co więcej, stan zaniedbań w sferze budowania świadomości historycznej samych Polaków wydaje się zatrważający, a co dopiero, gdy mowa jest o percepcji naszego kraju i jego historii za granicą. Musimy więc zacząć od siebie i nas samych nauczyć dobrze rozumieć własną historię. Wbrew temu, co do głów wkładali przez dziesięciolecia „specjaliści” z Czerskiej, realizując program tzw. pedagogiki wstydu i czynienia z ofiar katów oraz wybielania prawdziwych morderców.

Na festiwalu w Gdyni pojawili się prawdziwi bohaterowie, Żołnierze Niezłomni, Powstańcy Warszawscy. To obecność Lidii Lwow, Juliana Kukulskiego czy Weroniki Sebastianowicz powoduje, że festiwal ma tak wielkie znaczenie. Mamy to szczęście, że jeszcze możemy spotkać ostatnich żyjących świadków historii, że możemy z nimi porozmawiać. Festiwal od lat robi to, o czym mówi prezydent Andrzej Duda – pomaga przywracać godność państwu polskiemu, gdyż sami bohaterowie nigdy jej nie utracili. Ci wspaniali ludzie, bojownicy o wolną Polskę, nagradzani Sygnetami Wolności, czasem mówili kilka słów do mikrofonu. Wtedy serce zamierało ze wzruszenia. Bo mówili prosto, pięknie, w duchu pokory. Bez słów „ja”, „mnie”, „mój”. Mówili o Polsce. O miłości do ojczyzny. O poczuciu obowiązku. I to właśnie poczucie obowiązku wobec tych bohaterów i ich dziedzictwa każe teraz nadal walczyć o Rzeczpospolitą. O jej kształt, wizerunek, wymiar. Jesteśmy to winni przeszłym i przyszłym pokoleniom.
 

Autor jest szefem działu Historia "Gazety Polskiej"

 



Źródło: Gazeta Polska

#Festiwal „Niepokorni Niezłomni Wyklęci”

Tomasz Łysiak