GP: Za Trumpa Europa przestanie być niemiecka » CZYTAJ TERAZ »

​Kryzys w branży szarlatanów

Łatwo oswajamy się ze smakiem wygranej/sukcesu i z czasem zaczynamy traktować je jako coś oczywistego.

Łatwo oswajamy się ze smakiem wygranej/sukcesu i z czasem zaczynamy traktować je jako coś oczywistego. To całkiem normalne, ale kryje kilka pułapek – w tym uśpienie krytycznego myślenia o rzeczywistości, za którą w większym niż niegdyś stopniu się odpowiada. Warto w tym kontekście przypomnieć jeden prosty fakt: rząd Prawa i Sprawiedliwości miałby zdecydowane trudności z realizowaniem obecnego programu społeczno-gospodarczego, gdyby nie sprawował władzy samodzielnie.

I tylko takie zwycięstwo ma w przyszłości sens, żeby dalej iść podobnym kursem, nie narażając się na paraliżujące i wyniszczające wewnętrznie okołokoalicyjne spory, opłacane zwykle kiepskimi wizerunkowo kompromisami. Owszem, do wyborów jeszcze jest daleko, ale każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku.

Nigdy nie zagłosują na PiS

W żywotnym interesie PiS-u jest marginalizacja polityczno-ideologicznego układu sił zebranych wokół Komitetu Obrony Demokracji. Więcej jeszcze: w interesie obecnie rządzącej partii jest to, żeby niszowa partia Razem przejmowała elektorat starych sytych kotów. Wbrew pozorom, nie będą to jedynie wyborcy Sojuszu Lewicy Demokratycznej, ale również ludzie, których sympatie często oscylowały wokół Platformy Obywatelskiej i Twojego Ruchu, a nawet PO-Nowoczesnej. A to dlatego, że szczególnie wyborcy z młodszych roczników są dość niestabilni i niekonsekwentni światopoglądowo: nie do końca choćby wiedzą, czy mniejszy lub większy liberalizm obyczajowy godzić z bardziej wolnorynkową, czy bardziej solidarystyczną wizją rzeczywistości.

Jednym zdaniem: istnieją potencjalni wyborcy z nurtu liberalno-lewicowego, którzy nigdy nie zagłosują na PiS, ale coraz mniej zaufania będą skłonni okazać tzw. obrońcom demokracji. Znakomita część prominentnych działaczy KOD-u to twarze, które od zawsze firmowały III Rzeczpospolitą z jej patologiami i dysfunkcjami. Partia Razem jako „trzecia siła” to oczywiście ugrupowanie w kontrze do obecnie rządzących, ale równocześnie rozsadzające KOD-owską narrację o „jednym obozie przeciw PiS-owi” oraz cudownościach czasów, gdy władzę sprawowała czy to Platforma Obywatelska, czy to Sojusz Lewicy Demokratycznej.

Nazywając rzecz po imieniu: w obecnym układzie sił to właśnie Razem, oczywiście przede wszystkim w swoim własnym interesie, zabezpiecza skutecznie lewą flankę Prawa i Sprawiedliwości – rozbrajając samym swoim istnieniem na przykład publicystykę Sławomira Sierakowskiego na łamach liberalnych tygodników opinii oraz opiniotwórczą działalność ludzi zwyczajowo związanych z SLD. Stąd zresztą poirytowane głosy stołecznych liberalnych sitw pod adresem Razem: ktoś popsuł te elementy układanki, które zabezpieczały część dotychczasowego lokalnego ładu, w zgodzie z którym lewica żyrowała działalność gospodarczych liberałów z PO i okolic – w zamian za ich dość wątłe poparcie dla „obyczajówki”.

Dobić czerwonych

Oczywiście, Razem jest również partią programowo nowolewicową obyczajowo i dość antykościelną (choć równocześnie są wśród niej sympatycy pontyfikatu Franciszka), zdecydowanie prouchodźczą i pierwszą od jakiegoś czasu rodzimą formacją goszystowską, która próbuje odbudować politykę historyczną lewicy wedle wzorów innych niż postkomunistyczne. Nie zamierzam łagodzić żadnego z kantów: nie wierzę w realny sojusz między PiS-em a Razem. Poza tym jednym szczęśliwym zbiegiem okoliczności: wszystkie działania fioletowej lewicy kontestujące ideologię KOD-u są korzystne także dla rządzącego ugrupowania. Z kolei obecne prosocjalne działania PiS-u dają Razem istotny, bo praktyczny, a nie tylko teoretyczny argument przeciw dotychczasowej polityce społeczno-gospodarczej państwa polskiego.

Wspomniałem wyżej o Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Najprawdopodobniej kilka inicjatyw rządzącej partii, na czele z programem Rodzina 500+, przyspieszy rozpierzchnięcie się elektoratu tej formacji (PiS powinien pomyśleć o wzmocnieniu oferty dla emerytów i działkowców, zwyczajowo związanych z SLD). Część wyborców Sojuszu, formacji niemal wzorcowo wcielającej w życie wszystkie schizofrenie III RP, pierzchnie do ugrupowań mocno neoliberalnych w rodzaju KORWiN czy Nowoczesna albo nawet narodowo-liberalnych w rodzaju Kukiz’15. Ale nie tak małą ich część może postkomunistom zabrać PiS. Swoje może wygrać także Razem. Sądzę, że oba te ugrupowania powinny solidnie się przyłożyć do rozbioru SLD: jesteśmy w tej wspaniałej sytuacji, że odpływ wyborców dodatkowo wpłynie na wyczerpanie coraz skromniejszych funduszów i wpływów postkomunistów.

Stymulować rozwój

Na marginesie: kogoś może oburzyć, że piszę o tym w formie publicystycznych dobrych rad dla PiS-u czy Razem. Sądzę, że socjal-prawicowy czytelnik i wyborca zbyt długo zdany był na liberalno-prawicowych żurnalistów i ekspertów. Zawsze dowiadywał się od nich, że są pożałowania godnymi „narodowymi socjalistami”, „socjaluchami”, „roszczeniowcami”, „socjalnymi demagogami”, „sierotami po Gierku”, „socjal-biedotą udającą prawicę”. W ten sposób głos części wyborców prawicy, często z warstw niższych (choć nie tylko), konserwatywnych obyczajowo, ale też bardziej solidarystycznych, był zagłuszany. Prawo i Sprawiedliwość jednak usłyszało tych ludzi – także dlatego, że problemów polskiej prowincji i bolączek szerokich warstw gorzej sytuowanych Polaków nie da się już zbyć paroma zaklęciami z czytanek dla okołokorwinistów. Bez wsparcia państwa nie da się stworzyć szerszych podstaw dla choć nieco tylko zamożniejszego społeczeństwa.

Właśnie po to, aby tak protekcjonalnie traktowana przez niektórych prawo-liberalnych komentatorów „biedota” przestała być „biedotą”, potrzeba tego, żeby PiS „nie odpuścił” takich projektów jak Rodzina 500+, Mieszkanie+, program (wybranych) darmowych leków dla osób powyżej 75. roku życia, ustawowa dekomercjalizacja szpitali, zapowiadany przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych przegląd regulacji emerytalnych. Nie do przecenienia jest również ewentualny program skierowany do ok. 600 tys. mikroprzedsiębiorców, którzy osiągają niewielkie miesięczne dochody i w związku z tym obecna danina na rzecz ZUS u jest dla nich zabójcza (1120 zł miesięcznie). A dla państwa i tak nieopłacalna, bo spycha tych ludzi i tak do szarej strefy. Zgodnie z pomysłem Prawa i Sprawiedliwości preferencyjne warunki (31 proc. daniny publicznej, czyli 8,5 proc. podatku dochodowego i 22,5 proc. składki na ubezpieczenia społeczne) objęłyby wszystkich indywidualnych przedsiębiorców osiągających przychody do 5000 zł miesięcznie. Dodajmy jeszcze jedną istotną sprawę. Otóż rząd Beaty Szydło zapowiedział, że od stycznia 2017 r. płaca minimalna wyniesie w Polsce 2 tys. zł brutto. Tak dużego skoku nie było od lat! – nie spodziewały się go ani organizacje pracodawców, ani związki zawodowe.

Widać wyraźnie, że obecna ekipa w dość istotnym stopniu neguje logikę rozwoju przez „skapywanie bogactwa”, za to aktywnie stymuluje wzrost dochodów milionów mało zarabiających Polaków. Gdybym nie miał pewności, że wielu tzw. ekspertów ekonomicznych to ludzie o mocno wdrukowanych probanksterskich poglądach, to może dziwiłbym się dzisiejszemu zdumieniu niektórych z nich, że oto odnotowujemy zarówno wzrost sprzedaży towarów wszelakich, jak i optymizmu konsumenckiego. To naprawdę tak zaskakujące, szanowni „eksperci” i mainstreamowi publicyści ekonomiczni? Otóż to w ogóle nie jest zaskakujące. Cóż, czas ogłosić kryzys w branży liberalnych i postkomunistycznych szarlatanów. Oby trwał jak najdłużej – ku licznym pożytkom społeczeństwa, które zbyt długo uchodziło za kulę u nogi „jaśnie oświeconych” elit.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#SLD #KOD #Prawo i Sprawiedliwość #PiS

Krzysztof Wołodźko