Kolejny nieco dłuższy weekend za nami, powoli nadciągają wakacje i letni sezon urlopowy. Na portalach społecznościowych (wielko) mieszczanie umieszczają masę zdjęć z wypoczynku – nierzadko z wiejskich okolic. Agroturystyka stanowi obecnie znany i lubiany segment rynku rekreacji. Czy to znaczy, że jako Polacy wreszcie polubiliśmy wieś, z której tak często wywodzą się nasi dziadkowie lub rodzice?
Niekoniecznie – obraźliwe określenia odnoszące się do wsi stanowią wciąż znaczną część arsenału w wojenkach polsko-polskich. Przez lata III Rzeczypospolitej zamknęliśmy rodzime sprawy w wielkomiejskim opisie. Także stąd wynikają obecne dysfunkcje życia społeczno-gospodarczego związane z brakiem rzeczywiście zrównoważonego rozwoju między metropoliami/centrum a prowincją/peryferiami. Za pogardę wobec wsi płacimy również wyludnianiem prowincji. To zbyt duża cena za snobizmy i uprzedzenia wielkomiejskich – pożal się Boże – „elitek”, które zawłaszczyły dla siebie potransformacyjną Polskę.Wieśniak jako epitet
Boleśnie i rzeczowo ukazuje te zagadnienia dokument „O wsi bez uprzedzeń. Raport z badań”, przygotowany przez Fundację Przestrzeń Kobiet, pod redakcją Justyny Struzik. Dodam, że należy docenić fakt, iż feministyczna instytucja, nader krytycznie przeanalizowała również te pejoratywne/deprecjonujące ujęcia polskiej wsi, które wiążą się z jej – faktyczną lub wyobrażoną – zdecydowaną prawicowością/katolickością. W czasach nieprzekraczalnych podziałów ideologicznych należy docenić tego typu zdolność nieuprzedzonej analizy. Tym bardziej że polska wieś faktycznie zasługuje na rzetelne badanie zarówno swojej tożsamości, jak i dotyczących jej opisów.
We wstępie do raportu jego autorki przypominają, że ludzie, którzy mieszkają na wsi, doświadczają strukturalnego wykluczenia: mają ograniczony dostęp do dóbr publicznych i usług oraz ograniczone możliwości uczestnictwa w życiu społecznym. Nie tak rzadko wiąże się to z uprzedzeniami i gorszym traktowaniem ze względu na miejsce zamieszkania. Mieszkańcy wsi, czyli w pogardliwym określeniu „wieśniacy”, to ludzie bierni, zacofani, niechętni zmianom.
Narzucane i podsycane przez stołeczne media oraz wielkomiejską opinię publiczną stereotypy dotyczące wsi dobrze widać choćby w protekcjonalnym traktowaniu osób z prowincji. Wszystko, co nie podpada pod wielkomiejski kanon, zwykle opisywane jest jako „wiocha”, „buractwo”, „wieśniactwo”, „wsiowość”. „Wsiowy” jest nie dość modny telefon i niezbyt atrakcyjny wygląd kobiety lub mężczyzny. Z kolei poglądy, które w jakikolwiek bardziej bezkompromisowy sposób broniłyby interesów i dobrego imienia wsi, uchodzą wśród „oświeconych” za demagogiczne lub populistyczne.
Jeszcze wczoraj biegali po klepisku
Co interesujące – znam takie wypadki z autopsji – określeń tych nierzadko używają ludzie, którzy sami jeszcze chowają po domowych szafach wiejskie makatki jako pamiątki po najbliższych krewnych. Zapytani, dlaczego w potocznym opisie używają epitetów, które godzą w ich własną tożsamość, zwykle odpowiadają, że „tak tylko się mówi”. To smutna strategia wypierania niewygodnych treści z własnej świadomości na rzecz poddania wielkomiejskim opisom, forma kolonizacji własnego umysłu. Zdarza się i tak, że największymi wrogami „wieśniaków” są ludzie, którzy po dekadzie życia w Warszawie, Poznaniu, Wrocławiu czy Krakowie zapomnieli o tym, że są z mniej lub bardziej głębokiej prowincji i niejednokrotnie byli zmuszeni udawać, że nie ich dotyczą usłyszane złośliwości.
Magdalena Bartecka, producentka pierwszego polskiego dokumentu dotyczącego pańszczyzny, czyli filmu „Niepamięć”, w wywiadzie dla „Nowego Obywatela” przypominała, że długoletnia likwidacja infrastruktury na wsi, zwijanie się państwa z obszarów wiejskich, to dowód traktowania wsi jako balastu. Ma to jej zdaniem związek ze skrajną centralizacją Polski. Nigdy dość przypominać o tych faktach: „Niemal wszystkie ośrodki decyzyjne, medialne i polityczne znajdują się w Warszawie. Jeśli zaś centrala przekazuje zadania organom lokalnym, to jakoś zawsze »zapomina« przekazać odpowiednie środki finansowe na realizację tych zadań. To sposób na cichą likwidację państwa rękami samorządów. Żeby tę tendencję powstrzymać i odwrócić, potrzebna jest synergia bardzo różnych organizacji, środowisk czy nawet pojedynczych osób działających na rzecz wsi (na wsi i w mieście), od związków zawodowych po Koła Gospodyń Wiejskich”.
Podmiejskie osady to nie wieś?
Powyższy problem często nie jest zauważany dlatego, że od kilkunastu lat istnieje w Polsce wieś podmiejska, poddana suburbanizacji. Znamy ją nieco lepiej z opisów medialnych, gdyż wiele gwiazd dziennikarstwa/show-biznesu osiedla się tuż za rogatkami metropolii. Tego rodzaju osady stają się faktycznie terenami miejskimi, ale nierzadko bez niezbędnej infrastruktury publicznej: od przychodni lekarskich do komunikacji publicznej i dobrych dróg. Miejskie osadnictwo powoduje, że są to terytoria o podwyższonej (za sprawą kredytów) zamożności. To powoduje, że zamieszkujący je ludzie, zwykle dojeżdżający do pracy w wielkich miastach, sądzą, że to norma dotycząca wsi. Ale to nieprawda. Sprawniejsze oko dostrzeże sporo różnic między starą a nową zabudową w suburbanizowanych okolicach, między nowymi a starymi mieszkańcami danej okolicy.
Jakie to różnice? Choćby takie, że domy „mieszczan żyjących na wsi” zwykle pozbawione są typowej rolniczej infrastruktury: owszem, jest kawałek ziemi i garaż, ale nie ma stodoły, obory, chlewiku, pomieszczeń gospodarczych, nieco tylko cięższego sprzętu rolniczego itp. Zresztą „nowi wieśniacy” (że pozwolę sobie na tę drobną złośliwość) zwykle kompletnie nie integrują się z rdzenną społecznością, która „schowana” wciąż żyje swoimi sprawami. Więzi między nowymi a starymi mieszkańcami nie powstają również dlatego, że „nowo-wieśniacy” każdego ranka i wieczora przemieszczają się samochodem ze swojej wsi-sypialni do miasta, które stanowi centrum ich życia zawodowego, społeczno-kulturowego, towarzyskiego i rekreacji. Gdyby nawet chcieli czasem iść do lokalnej biblioteki czy świetlicy, to niekiedy okazuje się, że biblioteki dawno już nie ma, a na lokalnych imprezach nowi czują się obco – ponieważ nic ich nie łączy z ludźmi od lat zasiedziałymi w tych stronach. Ten szczegół więcej mówi o deficytach współczesnej realnej wspólnotowości, niż wielu chciałoby przyznać. To również problem wykorzenienia, które niekiedy skutkuje lumpen-kosmopolityzmem wśród tych, którzy zakosztowali awansu społecznego. Wszak tam, gdzie nie ma przestrzeni do tworzenia realnych więzi, nierzadko zostaje już tylko logika skrajnego indywidualizmu, albo – przeciwnie – skrajnie narodowy slogan jako zaklinanie rzeczywistości.
Trwa wyludnienie
Ktoś zapyta: dlaczego warto rozmawiać o wiejskich korzeniach Polaków? Przede wszystkim dlatego, że proces migracji ze wsi do wielkich miast trwa. A prowincja nie tylko jest miejscem, z którego młodzi uciekają fizycznie. Młodzi, Polki i Polacy, uciekają ze wsi także tożsamościowo: uznają, że skoro ich rodzinne strony są „gorszym miejscem”, to znaczy, że w drodze do sukcesu trzeba się od niego za wszelką cenę wyzwolić. Rzadko kto ma odwagę odwrócić tę logikę i zapytać, czy nie jest aby tak, że należałoby lepiej zrozumieć przyczyny rozlicznych zapóźnień polskiej wsi, utożsamić się ze swoim wiejskim pochodzeniem, uczynić z niego poznawczy/tożsamościowy atut, który poszerza perspektywy.
Ten wątek podkreśla Monika Borys w zakończeniu raportu „O wsi bez uprzedzeń”. Badaczka wskazuje, że bez jakiejkolwiek odpowiedzialności za własne słowa obarcza się w rodzimych opisach „wiejską mentalność” odpowiedzialnością za takie „cienie na wspólnotowości”, jak obywatelska bierność, brak zaufania społecznego czy materializm. Dla wielkomiejskiej elity to wygodne, ponieważ zwalnia ją od poczucia współodpowiedzialności za różnego rodzaju zło społeczne, jakie jest dziś naszym udziałem. A przecież ze wsi do miasta wciąż migrują młodzi ludzie, często naprawdę utalentowani, pracowici i zdeterminowani, by zostać w kraju. Dlaczego zatem skazujemy ich tak często na myślenie, że mogą stać się lepsi tylko za cenę wyrzeczenia się własnej prowincjonalnej/wiejskiej tożsamości?
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
#wieś
Krzysztof Wołodźko