Artur Toronowski, jeden z najbogatszych polskich przedsiębiorców, rozwijał swoją biznesową karierę już w PRL. Z dokumentów zgromadzonych w IPN wynika, że w latach 80. obecny milioner zajmował się nielegalnym handlem, a swój proceder mógł uprawiać dzięki protekcji ojca – dyrektora i członka PZPR
„Działamy jako grupa. Nasz sukces oparty jest na wartościach rodzinnych, współpracy i wieloletnim doświadczeniu. Naszą siłą jest wielkość, międzynarodowy zasięg oraz ludzie, których praca, zaangażowanie i potencjał przekłada się na innowacyjny rozwój firmy każdego dnia” – tak reklamuje się dziś Citronex Group. Firma założona przez Artura Toronowskiego kontroluje obecnie zdecydowaną większość rynku bananów w Polsce.
Biznesmen ze Zgorzelca znajduje się na liście 100 najbogatszych Polaków magazynu „Forbes”. Majątek Toronowskiego i jego rodziny szacowany jest na kilkaset milionów złotych, ale osoba przedsiębiorcy budzi w jego mieście spore kontrowersje. W lipcu 2009 r. lokalna „Gazeta Powiatowa” pisała: „Przedstawicielem spółki Citronex jest kontrowersyjny biznesmen Artur T., który z majątkiem 500 mln znajduje się na 46. miejscu wśród najbogatszych Polaków tygodnika »Wprost«. [...] Artur T. został w 2008 roku skazany prawomocnym wyrokiem za narażenie życia i zdrowia małżonków Kalata, a czynu tego dopuścił się na oczach mieszkańców Zgorzelca i zgorzeleckiej policji podczas próby zniszczenia pawilonu handlowego w lipcu 2006 roku. Wtedy też rozwścieczony oporem Zdzisława Kalaty Artur T. boleśnie uderzył ciężko chorego starca. Maria i Zdzisław Kalata do dziś odczuwają skutki tamtych wydarzeń”.
Przed Citroneksem był „Cytrus”
Kariera biznesowa Toronowskiego zaczęła się już w latach 80. XX w. W 2010 r. jego obszerną sylwetkę opublikował we wrocławskiej „Gazecie Wyborczej” Michał Kokot. Dziennikarz „Wyborczej” tak opisywał początki przedsiębiorcy: „Toronowski był zwykłym taksówkarzem w przygranicznym mieście. W 1978 r. miał 18 lat i fiata 125 na postoju taxi. Dzięki zyskom z taksówki w połowie lat 80. Toronowski miał już trzy lodziarnie i jeden sklep spożywczy. Kilka lat później wyjechał do Berlina Zachodniego. Stamtąd wysyłał pomarańcze i banany do swoich sklepów, które od 1988 roku działają pod marką Citronex”.
To oficjalna – i bardzo naiwna – wersja historii. Z dokumentów zgromadzonych w IPN, do których dotarliśmy, wyłania się zupełnie inny jej obraz. Według informacji zawartych w tych aktach, Toronowski dorobił się przede wszystkim na wykupowaniu towarów spożywczych w Niemczech, organizowaniu ich przerzutu przez granicę, a następnie sprzedawaniu z wyraźnym zyskiem w Polsce.
Przyszły milioner był figurantem w dwóch Sprawach Operacyjnego Sprawdzania (SOS) prowadzonych w latach 80. przez SB: „Cytrus” i „Mazda”. Dotyczyły one podejrzeń o przemyt towarów i gotówki. W ramach wymienionych SOS bezpieka zgromadziła spory materiał dotyczący działalności prowadzonej przez Toronowskiego. Z akt możemy się dowiedzieć m.in., że w latach 80. Toronowski został skazany przez Sąd Rejonowy w Zgorzelcu na pół roku więzienia i 25 tys. zł grzywny w zawieszeniu na dwa lata – za „spekulacyjny handel artykułami pochodzenia zagranicznego”. W kartotece paszportowej WUSW w Jeleniej Górze czytamy wprost, że do 1988 r. Artur Toronowski „dopuścił się szeregu nadużyć finansowych na szkodę Skarbu Państwa”. W karcie rejestracji SOS „Cytrus” funkcjonariusze stwierdzają, że był on „podejrzany o naruszenie przepisów celno-dewizowych przy współudziale funkcjonariuszy Urzędu Celnego Zgorzelec”. A uzasadnieniem założenia karty rejestracyjnej SOS „Mazda” w 1988 r. było „podejrzenie o działalność przemytniczo-dewizową”.
„Nie zaniechał przestępczej działalności”
W „Planie przedsięwzięć operacyjnych” do SOS „Mazda” czytamy: „[...] Uzyskano szereg danych operacyjnych wskazujących na to, że ob. Toronowski Artur, legitymujący się paszportem konsularnym PRL, a stale zamieszkały w Berlinie Zachodnim, w porozumieniu z ob. Józefem M., mieszkańcem Jędrzychowic k/Zgorzelca, trudni się organizowaniem na terenie Berlina Zachodniego skupowania znacznych ilości artykułów spożywczych ze znaczną bonifikatą, które następnie przy pomocy zaufanych jemu osób [...] przywozi do Polski. W tym też celu ob. Toronowski zawarł fikcyjny związek małżeński z obywatelką Berlina Zachodniego, uzyskując tym samym prawo wyjazdu za granicę”.
Dalej SB stwierdza: „Proceder ten przynosi ob. A. Toronowskiemu znaczne korzyści materialne, czego dowodem może być posiadanie przez w/w konta dolarowego oraz nieruchomości na terenie Zgorzelca [...]. Z analizy posiadanych danych wynika, że figuranci [Artur Toronowski i Józef M. – przyp. »GP«], pomimo skazujących za przestępczą działalność wyroków sądowych, nie zaniechali jej, lecz prowadzą ją dalej systematycznie i w sposób zorganizowany w powiązaniu z granicą państwa”.
Na początku 1988 r. – po rozwodzie i fikcyjnym, jak wynika z dokumentów w IPN, ślubie – Toronowski otrzymał paszport konsularny wydany przez Misję Wojskową PRL w Berlinie Zachodnim. Wówczas zintensyfikował swoją działalność. SB próbowała dowiedzieć się jak najwięcej o tym procederze, wykorzystała m.in. sieć swoich donosicieli. Jeden z nich, TW „Waldek”, mówił w maju 1988 r., że Toronowski „ma bardzo złą opinię w kręgach prywatnej inicjatywy nie tylko ze Zgorzelca – nazywany jest wręcz »Naciągaczem«. Powodem tego jest fakt, że w/w oszukał parę osób z kręgów dobrze sytuowanych na sumy rzędu kilkaset tysięcy złotych. Szuka on sposobów dotarcia do celników, między innymi był również u mnie i proponował, abym wpisał jemu około 2000 dol. USA na zgłoszenie dewizowe [...]. Z tego co wiem, takie propozycje w tym czasie składał innym celnikom, m.in. Ryszardowi R., który w tym czasie u mnie przebywał [...]”. W notatce służbowej sporządzonej w tym samym czasie po spotkaniu z kontaktem operacyjnym (KO) SB czytamy: „Ob. Toronowski Artur wg KO aktualnie zajmuje się przemytem marek NRD, a organizatorem i dostawcą tej waluty jest ob. M. zamieszkały w Jędrzychowicach”.
Toronowski w 1987 r. przyjął nazwisko drugiej żony, wcześniej nazywał się Zarzecki. TW „Mikołaj” raportował esbekom: „Przyjęcie nazwiska »żony« podyktowane jest tym, iż [Toronowski vel Zarzecki – przyp. »GP«] jest notowany w RFN pod poprzednim nazwiskiem – przez policję RFN za to, iż został ujęty na gorącym uczynku kradzieży”.
Przerzut marek NRD
20 maja 1988 r. naczelnik Wydziału Kryminalnego Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Jeleniej Górze pisał do Łużyckiej Brygady Wojsk Ochrony Pogranicza: „Wydział Kryminalny WUSW w Jeleniej Górze jest w posiadaniu następującej informacji: Artur Zarzecki vel Toronowski [...] w ubiegłym roku rozwiódł się i wziął fikcyjny ślub z ob. RFN Toronowską. Wesele wyprawił w Karpaczu. Za załatwienie tej sprawy zapłacił 17 tys. marek RFN [...]. Podczas przedostatniego pobytu w Zgorzelcu przywiózł ze sobą 5 tys. dolarów USA. Próbował je sprzedać w Zgorzelcu, Wrocławiu i Warszawie, wszyscy jednak byli »nasyceni« dolarami. Udało mu się sprzedać 3 tys. dolarów po 1400 złotych za jednego. Od tej pory rozpoczął wzmożony zakup marek NRD na terenie miasta Zgorzelca. Znalazł sobie naganiaczy, nie chcąc sobie »brudzić rąk«, daje im trochę zarobić”.
Informacje WUSW były bardzo dokładne: „Transakcje, jakie dokonywali »naganiacze«, dochodziły dziennie do skupu od kilku do kilkunastu tysięcy marek NRD [...]. Skupują oni marki NRD, płacąc kwotę od 90–100 zł za markę, pomimo znacznego wzrostu państwowego kursu marki NRD. Skup marek po takiej cenie i tak jest wygodny dla Zarzeckiego. Całość zakupionych marek NRD przerzuca do RFN, gdzie za trzy marki NRD dostaje jedną markę RFN”. Według WSW Toronowski vel Zarzecki „posiada jeszcze ze »starych układów« znajomości z osobami zatrudnionymi w NRD, a także na przejściu granicznym w Zgorzelcu. Przy ich właśnie pomocy dokonuje przerzutu marek NRD przez granicę”.
W innym dokumencie TW „Gienek” opowiadał porucznikowi SB: „Na rzecz Artura Zarzeckiego [vel Toronowskiego – przyp. „GP”] pracuje znany w środowisku zgorzeleckim »cinkciarz« Jan K. [...] W każdy piątek tygodnia pociągami pospiesznymi relacji Frankfurt nad Menem–Warszawa oraz Lipsk–Rzeszów jeździ duża liczba obywateli NRD i na stacji »Ujazd« Zgorzelec wchodzą do tych pociągów młodzi mężczyźni i w sposób nachalny nagabują wszystkich o marki NRD do kupienia, oferując sumę 120 zł za każdą markę [...] Uzyskane tą drogą marki NRD są przewożone do Berlina Zachodniego, a tam są wymieniane w banku na marki zachodnie, za które są kupowane stare samochody, silniki, owoce cytrusowe, wyroby cukiernicze, za które w Polsce uzyskuje się dewizy lub złotówki, które są wykorzystywane przez zorganizowaną grupę do ponownego skupu marek NRD”.
Z pomocą ojca?
Sprawę Operacyjnego Sprawdzenia „Mazda” zakończono w styczniu 1990 r. „z uwagi na rozpoznanie działalności figuranta i jego powiązań na terenie Zgorzelca, jak również stwierdzenia, iż nie trudni się działalnością przemytniczą, a jedynie w szerokim zakresie organizowaniem zakupu towarów na terenie Berlina Zach. poprzez inne osoby celem uniknięcia odpowiedzialności karno-skarbowych”. Taki finał sprawy dziwi, jeśli weźmiemy pod uwagę skalę zainteresowania SB procederem uprawianym przez Toronowskiego i ilością zebranych informacji. Ale w dokumentach SB pojawiają się sugestie, że nad przyszłym biznesmenem ktoś w latach 80. rozkładał ochronny parasol – być może ojciec.
W notatce służbowej z 1988 r., jaką jeden z esbeków sporządził na podstawie rozmowy z TW „Marteus”, czytamy: „wymieniony Zarzecki, prowadząc sklep kupno-sprzedaż, zajmował się handlem dewizami, za co miał kilkakrotnie do czynienia z funkcjonariuszami MO WUSW w Zgorzelcu, lecz zawsze jakoś się wywinął, być może dzięki ojcu, który jest dyrektorem”. To samo źródło w 1989 r. informowało: „W czasie tym, gdy przejście graniczne [w Zgorzelcu] było otwarte na dowody osobiste, Zarzecki vel Toronowski był dwukrotnie zatrzymywany za przewóz towarów i handel, ale za każdym razem wychodził na cało, gdyż jego ojciec, dyrektor Przedsiębiorstwa Inżynieryjno-Wodnego w Zgorzelcu, poprzez swoje układy we władzach (członek PZPR) załatwił sprawy tak, że w/w nie poniósł kary takiej, jaką mógłby otrzymać”.
Według TW „Marteusa” wpływy ojca Toronowskiego sięgały bardzo daleko, bo nawet do ZSRS. „Również Zarzecki vel Toronowski Antoni [błąd w notatce, powinno być „Artur” – przyp. »GP«] był zatrzymany w tamtym okresie za usiłowanie przemytu z Polski do ZSRR. Zatrzymano mu wówczas również samochód, który był wykorzystany do ukrycia towarów przemycanych. Zatrzymania dokonał Urząd Celny strony ZSRR. Samochód został oplombowany i zatrzymany do sprawy karno-skarbowej i groziło przepadkiem samochodu, który służył do popełnienia przestępstwa. Ojciec w/w znowu stanął na wysokości zadania i załatwił sprawę tak, że samochód odzyskał”.
Ojciec przyszłego biznesmena musiał być bardzo ustosunkowany, o czym świadczą chociażby podróże syna. Z dokumentów zgromadzonych w IPN wynika, że w 1976 r. – a więc jako szesnastolatek – Artur Zarzecki (później Toronowski) był w Turcji, w 1977 i 1978 r. w Grecji. W 1980 r. założyciel Citronexu odwiedził Bułgarię, a rok później Włochy, Grecję i RFN.
* * *
Wysłaliśmy Arturowi Toronowskiemu szereg pytań dotyczących jego przeszłości. Nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi. Podobnie było w przypadku poprzedniego artykułu „GP” na temat biznesmena.
Źródło: Gazeta Polska
Grzegorz Wierzchołowski,współpraca Dorota Kania