Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

„Dla Boga i dla króla”. O tym ludobójstwie milczano

10 marca 1793 roku w departamencie Wandea, w zachodniej Francji wybuchło powstanie w obronie wiary katolickiej przeciwko rządowi rewolucyjnemu.

arch.
arch.
10 marca 1793 roku w departamencie Wandea, w zachodniej Francji wybuchło powstanie w obronie wiary katolickiej przeciwko rządowi rewolucyjnemu.

Siły powstańcze liczyły ok. 40 tys. ludzi, dowodził nimi Jacques Cathelineau. Dzięki znajomości terenu początkowo odniesiono szereg zwycięstw m.in. w bitwach pod Saint-Vincent-Sterlanges oraz pod Chemile. Kulminacją sukcesów stało się zdobycie Angers – jednego z głównych miast zachodniej Francji, co otworzyło powstańcom drogę na Paryż. Reakcja władz była natychmiastowa – już 17 marca uchwalono dekret na mocy którego każdy buntownik schwytany z bronią w ręku miał zostać skazany na śmierć.

Komitet Ocalenia Publicznego rozkazał generałowi Turreau, aby:


„Przeprowadzić eksterminację wszystkich powstańców, do ostatniego człowieka. Spalić ich farmy, wygnieść tych tchórzy jak pchły. Skruszyć tych ohydnych Wandejczyków”.


Jesienią wojska rządowe przekroczyły Loary, gromiąc systematycznie powstańców, by tuż przed wigilią Bożego Narodzenia bitwie pod Savenay ostatecznie pokonać Armię Katolicką i Królewską.

21 stycznia 1794 r. rozpoczęło się bezwzględne ludobójstwo Wandei. Ponurą sławą okryło się 12 tzw. „kolumn piekielnych” („colonnes infernales”), które paliły całe wsie i miasta, eksterminując ich ludność. W Anjou wojska republikańskie zastrzeliły lub zgilotynowały ponad 6 tys. ludzi, 2 tys. zmarło w więzieniach.

Jak donosił jeden z republikańskich generałów:

„Wandea już nie istnieje. Wraz ze swymi kobietami i dziećmi zginęła pod naszą wolną szablą (…). Zgodnie z rozkazami, któreście mi dali, miażdżyłem dzieci kopytami koni, masakrowałem kobiety, które nie będą już rodzić bandytów (…). Litość nie jest rewolucyjną sprawą”.


Inny pisał:


„Cały czas poluję. Każdego dnia moi myśliwi przynoszą mi co najmniej 10 głów bandytów (…), ilość zwierzyny jednak się zmniejsza (…). Zabijamy ich dwa tysiące dziennie”.


Jedną z technik egzekucji było masowe zatapianie ludzi na specjalnie przystosowanych do tego celu barkach („Noyades de Nantes”). Komitet Rewolucyjny w Nantes ukuł nawet termin „deportacja pionowa” („déportation verticale”). Dodatkowo przez zatopieniem kobiety i mężczyzn w różnym w wieku, w tym dzieci, rozbierano do naga i przywiązywano do siebie osoby przeciwnej płci. Praktykę tę określano mianem „małżeństwa republikańskiego” („mariage républicain”).

Historycy francuscy podają szacunkowe dane z tych „rzecznych operacji”: od 4 do 7 tys. utopionych Wandejczyków.

Walki o różnym natężeniu trwały w Wandei oraz Bretanii aż do objęcia rządów przez Napoleona, który podpisał z Watykanem konkordat i zniósł pobór w rejonie objętym powstaniem. Ostatecznie potyczki ustały wraz ze śmiercią ostatniego dowódcy szuanów Georgesa Cadoudala.

Święty Jan Paweł II beatyfikował w 1984 r. 99 Wandejczyków. Powiedział wówczas:

„Trwali mocno przy Kościele katolickim. Kapłani – (…) nie chcieli porzucić swojego duszpasterskiego powołania. Świeccy – pozostali wierni swoim kapłanom(…). Nie ma żadnej wątpliwości co do ich determinacji, nawet pod groźbą utraty życia”.

Powstanie w Wandei pochłonęło ok. 350 tys. ofiar.

Przez lata historiografia francuska robiła wszystko, żeby wymazać z powszechnej świadomości to straszne ludobójstwo. Historycy, którzy mieli odwagę pisać szczerze o tamtych czasach, byli usuwani z uczelni, nie pozwalano im publikować. Ponadto władze francuskie systematycznie niszczyły wszelkie dokumenty państwowe związane z Wandeą.

 



Źródło: niezalezna.pl