Premier Viktor Orbán nie od dziś jest „chłopcem do bicia” dla liberalnych europejskich mediów. Tym razem dostaje mu się za stanowczość wobec imigrantów.
A przecież nie robi nic poza wypełnianiem europejskiego prawa. Tak naprawdę – dla świętego spokoju – mógłby stworzyć korytarz, którym imigranci trafialiby prosto do bogatszych krajów UE. Zamiast tego próbuje chronić strefę Schengen… i przyklejają mu łatkę faszysty. Niewykluczone jednak, że Europa wkrótce doceni jego wysiłki. Gdyż tam, gdzie docierają imigranci, chwilowy entuzjazm mediów i lewicy zastępuje refleksja na temat realnych skutków. Mieszkańcom Monachium wystarczyły trzy dni, aby diametralnie zmienili nastawienie. Nagle już nie chcą witać imigrantów chlebem i solą. Może w końcu doczekamy się też refleksji polityków.
Bo na razie tylko wyklinany Orbán zdaje się wiedzieć, co robi.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Paweł Rybicki