Już raz to przeżywaliśmy. Rok temu także autostrada A1 niemiłosiernie się korkowała, a na wściekłość kierowców rząd PO zareagował w końcu otwieraniem bramek poboru opłat w wakacyjne weekendy. Równocześnie władze zapowiedziały zmiany systemowe: likwidację bramek, wprowadzenie innego systemu opłat.
Okazało się, że – jak to zwykle bywa w wypadku PO – obietnice pozostały tylko obietnicami, a problem pozostał. Rząd powrócił więc do prowizorycznego rozwiązania, za które zapłacimy wszyscy. Wbrew oficjalnej narracji przejazdy A1 w weekendy nie będą bowiem wcale darmowe. Autostrada pozostaje w rękach prywatnego koncesjonariusza, który raczej nie chce rezygnować z dochodów. Rząd zarezerwował 50 mln zł na pokrywanie kosztów przejazdów przez A1. Kierowcy jadący tą trasą faktycznie nie zapłacą – ale zapłacą za nich wszyscy Polacy ze swoich podatków. Pojawia się pytanie, czy to jest uczciwe? Ja tam zmierzającym nad morze turystom niczego nie żałuję, ale dlaczego mam dokładać do ich wakacji? Czy oni się dołożą do moich? Warto, żeby kierowcy jadący A1 zdawali sobie sprawę, że wcale nie korzystają z okazji za darmo.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Paweł Rybicki