Szukając ratunku po przegranej I turze wyborów, sztab Bronisława Komorowskiego postanowił wysłać swojego kandydata na spacery ulicami Warszawy: najpierw Nowym Światem, a potem na Powiśle.
Obie te wyprawy skończyły się dla Komorowskiego wizerunkowymi wpadkami. Prezydent nie potrafił odpowiedzieć na poważne pytania zadawane mu przez różnych ludzi (w tym przeze mnie). Prawdę mówiąc, nie było trudno przewidzieć, że opuszczenie przez niego Belwederu musi się zakończyć katastrofą. Komorowski przez lata – szczelnie chroniony przez przyjazne media – omijał rafy kłopotliwych tematów. W efekcie jednak rafą stał się dla prezydenckiego okrętu każdy napotkany na drodze niezależnie myślący człowiek. Teraz jego sztab szuka winnych – i znajduje tych samych co zawsze: przebiegłych PiS-owców. Zdaniem ludzi prezydenta to PiS rozmieścił na trasie spaceru swoich „agentów”. W tej logice sztabowcy nie biorą jednak pod uwagę jednego:
nawet gdyby pytania zadawał sam Jarosław Kaczyński w przebraniu – to przecież Komorowski skompromitował się sam swoimi nieporadnymi reakcjami. Tropienie spisków nie pomoże, gdy ma się takiego kandydata.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Paweł Rybicki