Kluczem do wyborczego sukcesu Andrzeja Dudy może być kompleksowa kampania, której różne elementy będą adresowane zarówno do antysystemowej prawicy, jak i do zniechęconych wyborców Platformy Obywatelskiej, głosujących na tę partię niejako z rozpędu.
W 2005 r. przyczyn wygranej prawicy w wyborach upatrywano we wzroście popularności postaw konserwatywnych i prawicowych, na które złożyły się atmosfera po śmierci Jana Pawła II, określana nieraz jako „narodowe rekolekcje”, i niechęć do rządzących postkomunistów. Ta zmiana nastrojów pozwoliła wygrać wybory Prawu i Sprawiedliwości oraz Lechowi Kaczyńskiemu, całą scenę polityczną zaś zdominować dwóm partiom, które odwoływały się do spuścizny Solidarności i antykomunizmu. Dwa lata później Platforma Obywatelska została wylansowana przez media jako siła gwarantująca powrót do status quo kwestionowanej przez siebie wcześniej III RP, jednak sporo głosów uzyskała jako bardziej pragmatyczna i europejska partia nie kontynuacji, ale modernizacji. Sprawy ideowe zaczęły schodzić na dalszy plan, jednak wciąż odgrywały pewną rolę w coraz fałszywiej brzmiących narracjach. Co więcej – odgrywają ją nawet teraz, gdy jawna obrona ludzi dawnego systemu nie kłóci się ze świętowaniem „25 lat wolności”, zaś blokowanie ekshumacji na Łączce nie przeszkadza w grzaniu się w blasku chwały Żołnierzy Niezłomnych.
Elektorat niezagospodarowany
Zmiana politycznego oblicza PO z ruchu łączącego w sobie gospodarczy liberalizm z obyczajowym konserwatyzmem (mówimy o sferze autoprezentacji, nie praktyki) w partię władzy, która ideowe ożywienie znajduje jedynie we wcielaniu w życie wytworów europejskiej, lewicowej inżynierii społecznej, nie skutkuje znaczącą utratą popularności wśród wyborców. Nie znaczy to jednak, że w ciągu ostatnich 10 lat nastroje patriotyczne, konserwatywne czy też liberalne – w klasycznym tego słowa znaczeniu – wyparowały. Wręcz przeciwnie, od kilku lat znów przeżywają renesans. Przez dłuższy czas odznaczały się pewnym ideowym chaosem, sprawiały wrażenie całkiem nieukierunkowanych. Nie dały okiełznać się PiS-owi, największej opozycyjnej sile politycznej, która wydaje się oczywistym wyborem przynajmniej dla tej części nowych grup patriotów, dla których sfera symboliczna jest ważniejsza niż liberalne podejście do gospodarki. Co więcej – chociaż największym świętem młodych ludzi lubiących nosić koszulki odwołujące się do Wyklętych czy Powstania Warszawskiego i wielu spośród ich rodziców stał się w ciągu kilku lat Marsz Niepodległości, jego organizatorzy nie potrafili przełożyć tego kapitału na poparcie polityczne. Przez dłuższy czas mogło się wydawać, że jedynym wygranym tej podskórnej zmiany będzie Janusz Korwin-Mikke ze swoim otoczeniem, którego uproszczony i widowiskowy przekaz idealnie wpasował się w potrzeby generacji, dla której ulubionym środkiem przekazu jest mem.
Antysystemowcy
Proces społeczny, który do zeszłego roku nie był w stanie przełożyć się na wyniki wyborów (a który w końcu zaowocował czterema mandatami Nowej Prawicy w europarlamencie i dość dużą liczbą głosów uzyskanych przez Krzysztofa Bosaka w wyborach uzupełniających do Senatu), w pełnej krasie widzimy dziś, po zarejestrowaniu listy kandydatów na prezydenta. Próg 100 tys. podpisów nie był przeszkodą ani dla Korwin-Mikkego, Mariana Kowalskiego czy Jacka Wilka, dysponujących poparciem skromnych, lecz ukształtowanych struktur organizacyjnych, ani też dla niedysponujących takim zapleczem Pawła Kukiza czy Grzegorza Brauna. Nawet jeśli uznać, że za pierwszym stoi duża rozpoznawalność, a za drugim wybitna twórczość dokumentalna – to, że prawicę nieodnajdującą się w PiS-ie reprezentuje aż pięciu kandydatów, powinien skłonić tę partię do refleksji.
Wbrew części komentatorów nie uważam, by ktokolwiek z tej grupy stanowił zagrożenie dla Andrzeja Dudy. Pora pogodzić się z faktem, że istnieje grupa wyborców prawicowych, która nie jest w stanie poprzeć kandydata tej partii w pierwszej turze, a następnie wyciągnąć z tego wniosków.
Istnieje wielu wyborców tzw. kandydatów antysystemowych, którzy bądź są zwolennikami radykalnie libertariańskiego programu gospodarczego, bądź PiS widzą jako element systemu, służący, jak wszystkie inne duże partie, obcym interesom. Sami skłonni są upatrywać jedynego ratunku w bliskich relacjach z Rosją, co czyni ich dla partii Jarosława Kaczyńskiego twardym elektoratem negatywnym, równie niechętnym PiS-owi co najzapieklejsi zwolennicy i politycy PO. Z drugiej strony jednak wiele osób, zwłaszcza reprezentujących młodsze pokolenie, nie miało szansy poznać prawdziwej odpowiedzi na pytania o stanowisko braci Kaczyńskich wobec ustaleń Okrągłego Stołu czy motywy podpisania traktatu lizbońskiego przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Być może, gdyby dotrzeć do nich z wersją odbiegającą od wygodnych sloganów o „bandzie czworga”, przekonać, że w imię bieżącej geopolityki nikt nie zamierza poświęcać prawdy historycznej, przypomnieć, że to w „solidarnej Polsce” Kaczyńskiego doszło do odczuwalnej obniżki podatków, i wypracować sposób poruszania kilku innych trudnych tematów, część tych głosów wsparłaby Dudę w drugiej turze. Może nawet zdecydowała się zostać przy PiS-ie w wyborach parlamentarnych.
Warto też zauważyć, że katastrofa smoleńska, co niedawno pokazały liczne dyskusje, jest dla wielu osób odwołujących się do patriotyzmu zaskakująco obojętna – być może właśnie dlatego, że mocniej niż cokolwiek innego falsyfikuje wspomnianą tezę o PiS-ie jako uczestniku „bandy czworga”.
Cały tekst ukazał się w "Gazecie Polskiej Codziennie"
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Krzysztof Karnkowski