GP: Za Trumpa Europa przestanie być niemiecka » CZYTAJ TERAZ »

​Młodzi i ubodzy – zostawieni sobie

Na naszych oczach rodzi się nowa grupa społeczna, „niechcianych dzieci” III RP – młodych, biednych, z utrudnionymi perspektywami na usamodzielnienie.

Na naszych oczach rodzi się nowa grupa społeczna, „niechcianych dzieci” III RP – młodych, biednych, z utrudnionymi perspektywami na usamodzielnienie.

Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że w ciągu sześciu lat ponad dwukrotnie wzrosła liczba pracowników, którzy otrzymują jedynie minimalne wynagrodzenie za pracę (1600 zł brutto). To oznacza, że w Polsce coraz bardziej pogłębiają się procesy rozwarstwienia i przybywa nam pracujących ubogich, czyli ludzi, którzy mimo wykonywanej pracy zarobkowej mają poważne trudności, by związać koniec z końcem.
 
 
Pensje głodowe
 
Jak podaje „Dziennik Gazeta Prawna”, najgorsza sytuacja panuje w branży budowlanej. Zdaniem Jarosława Strzeszyńskiego z Instytutu Analiz Monitor Rynku Nieruchomości znaczna liczba pracowników budowlanych z minimalnym wynagrodzeniem wynika m.in. z tego, że w tej branży zatrudnionych jest dużo osób o słabym przygotowaniu zawodowym. A duża część mniejszych firm budowlanych pada ofiarą dość typowych dla tej branży zaległości płatniczych między kontrahentami. Odbija się to negatywnie szczególnie na kondycji słabszych przedsiębiorstw budowlanych i na kieszeni ich pracowników.
 
Coraz gorsza sytuacja występuje także wśród zatrudnionych w ochronie, handlu, hotelarstwie i gastronomii. W tych branżach już co czwarta osoba otrzymuje co najwyżej płacę minimalną. I tak małe sklepy mają coraz większe trudności z utrzymaniem się na rynku – wielkie sieci handlowe bez trudu mogą sobie pozwolić na konkurencyjne ceny. Klienci liczący każdy grosz wybierają zatem „sklepy sieciowe”, na ogół o zagranicznym kapitale, które w dodatku zdobywają wciąż nowe lokalizacje w naszych miastach i miasteczkach. Spirala się nakręca, wygaszając lokalny drobny handel. Mniejsze dochody lokalnych sklepów oznaczają często minimalną pensję dla ich pracowników albo jeszcze niższą – na cząstkowych etatach.
 
Prof. Mieczysław Kabaj z Instytutu Pracy i Spaw Socjalnych zwraca uwagę, że osoby zarabiające minimalnie wydają często więcej niż zarabiają, aby przeżyć z miesiąca na miesiąc. Jak się ratują w tej sytuacji? Korzystają z oszczędności (jeśli nimi dysponują), szukają wsparcia u rodziny, znajomych lub pomocy społecznej. Ta sytuacja tłumaczy, dlaczego szczególnie w młodszych pokoleniach Polaków coraz wyraźniejsze stają się problemy z usamodzielnieniem. Z danych GUS‑u wynika, że już 44 proc. młodych Polaków i 17 proc. małżeństw nie zakłada własnego gospodarstwa domowego. Często szufladkuje się ich jako „maminsynków” i „wieczne dzieci”. Ale prosty rachunek ekonomiczny nie pozostawia złudzeń, że często to nie psychiczna niedojrzałość stanowi problem. A jeśli nawet, to zdecydowanie pogłębiają ją kłopoty młodych na rynku pracy i trudności z utrzymaniem się choćby w wynajętym mieszkaniu.
 
Obraz beznadziei
 
Otóż według dostępnych danych, stopa bezrobocia wśród ludzi między 25. a 34. rokiem życia w ostatnim kwartale 2013 r. wynosiła w Polsce 10,3 proc. Więcej niż wymowne jest to, że była wyższa niż średnia krajowa. Z kolei pierwsza pensja młodych osób zwykle nie przekracza płacy minimalnej. Przy okazji: mamy do czynienia z fenomenem, którego nikt jak dotąd chyba na serio nie opisał. Warto zwrócić uwagę, jak „mieszkania studenckie” powoli przemieniają się w mieszkania trzydziestolatków, wciąż w kilka osób wynajmujących jedno lokum, żeby zamortyzować koszty utrzymania.
 
Nie dzieje się tak bez przyczyny. Znacznej części młodych Polaków nie stać na kupienie własnego mieszkania czy ściślej – kredytu na mieszkanie. Polityka mieszkaniowa zaś właściwie w Polsce nie istnieje. Bo trudno za taką uważać „programy mieszkaniowe” napędzające zysk deweloperom i generujące wzrost ceny mieszkań. Tu pojawia się kolejny problem. Jak podaje Portal Samorządowy, coraz bardziej spada liczba mieszkań komunalnych dla osób o niskich dochodach. Wpływa na to reprywatyzacja zasobów mieszkaniowych przez gminy oraz wyburzanie starych budynków. Zdaniem rzecznik praw obywatelskich Ireny Lipowicz, gminy nie wywiązują się z nałożonego na nie obowiązku zapewniania osobom najuboższym mieszkań komunalnych. Proces ten jeszcze będzie się nasilał, gdyż samorządy zwykle nie mają środków na budowanie lokali komunalnych, a na poziomie „politycznej centrali” czy rządu ten problem nie istnieje jako wart zainteresowania.
 
Potencjalny elektorat zmiany
 
Na naszych oczach rodzi się nowa grupa społeczna, „niechcianych dzieci” III RP – młodych, biednych, z utrudnionymi perspektywami usamodzielnienia. A trzeba pamiętać o szerszym kontekście. Otóż według GUS‑u aż 2,8 mln mieszkańców Polski żyje obecnie poniżej minimum egzystencji, co zagraża ich zdrowiu, a nawet życiu. Na narastanie skrajnego ubóstwa wpływa wysokie bezrobocie, które dodatkowo „dyscyplinuje” choćby pracujących ubogich. Przy tak potężnej „armii rezerwowej” bezrobotnych i równoczesnej słabej sile nabywczej na rynkach lokalnych pensje gorzej zarabiających nie tyle stoją w miejscu, ile wciąż idą w dół. To sytuacja absurdalna, ale niestety – póki co – pozwala zachowywać rachityczną stabilność tych lokalnych rynków.
 
Tu pojawia się interesujący problem wiążący kwestie społeczno-gospodarcze z politycznymi. Prof. Ryszard Bugaj dowodzi, że tzw. żelazny elektorat Platformy Obywatelskiej to na ogół zasobniejsza część Polaków. Dlaczego? Pomijając kwestie powiązań na przecięciu polityka-administracja-biznes, część lepiej sytuowanego elektoratu uwierzyło przed paroma laty w obietnice „technokratyczno-modernizacyjnego” rządu, który nie tylko obniży podatki lepiej zarabiającym, ale także zapewni prawidłową jakość infrastruktury i zagwarantuje „państwo minimum”. Rządy Platformy miały być równoznaczne z sukcesem ekonomicznym właśnie tych młodszych pokoleń Polaków. Praktyczne skutki tej sytuacji świetnie pokazują dostępne w sieci mapy, z których wynika, że wyborcze zwycięstwa PO nakładają się na mapę regionów/miast, w których najczęściej kupowano kredyty na mieszkania.
 
A co z uboższymi i najuboższymi Polakami? Niestety, oni często w ogóle nie chodzą do wyborów – także dlatego, że nie czują się reprezentowani przez żadną z partii. A to wskazuje, że narastanie strefy ubóstwa właściwie niewiele musi obchodzić rządzących – nie stanowią ani potencjalnych sojuszników ani realnego zagrożenia. Chyba że wreszcie, narażając się na szyderstwa ze strony mainstreamowych mediów i oskarżenia o „populizm”, ktoś spróbuje zaktywizować ten potencjalny elektorat, wywodzący się także spośród młodych i ubogich, czyli „niechcianych dzieci III RP”.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Krzysztof Wołodźko