„Byliśmy głupi” – ogłasza „Gazeta Wyborcza” i reklamuje się billboardami z napisem o tej treści wyrażonym wielkimi literami. Słowa pochodzą z wywiadu Marcina Króla, który uderzył w piersi środowiska „Wyborczej” i dawnej Unii Demokratycznej. Trudno nie przyznać racji. Teraz jednak podobne głupstwa mogą czekać Ukrainę.
Kilka dni temu prezydent Ukrainy Petro Poroszenko zaprosił prof. Leszka Balcerowicza do grona ekspertów opracowujących tamtejszy plan reform społeczno-gospodarczych. Trudno dziś oceniać, czy do tej współpracy faktycznie dojdzie i jaką rolę odegra w niej autor polskiej terapii szokowej. Istotna w tym kontekście jest informacja, że na Ukrainie przebywa misja Międzynarodowego Funduszu Walutowego, rozpatrująca przekazanie temu państwu kolejnej transzy pomocy finansowej. Obecny „pakiet ratunkowy” MFW dla Ukrainy wynosi 17 mld dol. Niewykluczone, że zaproszenie Balcerowicza przez Poroszenkę jest
ukłonem w stronę potężnej instytucji finansowej, która od dekad bardzo wielu krajom narzuca własną logikę reform – jeśli chcą liczyć na wsparcie finansowe i/albo umorzenie zaciągniętych długów.
Wyrazy współczucia
Zwolennicy planu Balcerowicza zapewne odczuwają w tym momencie dumę i zadowolenie, że neoliberał PRL-owskiego chowu po kilku dekadach znów będzie miał okazję się wykazać. I to poza Polską. Przyznam, że przynajmniej od czasu aneksji Krymu zastanawiałem się niejednokrotnie, jaka będzie strategia gospodarcza Zachodu wobec osłabionej i pogrążonej w korupcji Ukrainy, zdanej na rządy oligarchów.
Jeśli rzeczywiście na Kijowie zostanie wymuszona terapia szokowa, to należy tylko współczuć ukraińskiemu społeczeństwu. Nie dlatego, że najlepiej byłoby wszystko zostawić tam w spokoju, by gniło. Ale dlatego, że wbrew temu, co głosi o sobie Balcerowicz, i wbrew jego wpływowym sympatykom, którzy przez lata zapewniali mu medialne wsparcie, jego reformy społeczno-gospodarcze ani nie były ani tak przemyślane, ani bezalternatywne, ani jedynie słuszne, jak każe się nam w to wierzyć.
Kosztem najsłabszych
Dlaczego Balcerowicz na początku lat 90. był tak skuteczny? Przede wszystkim dlatego, że w swoim czasie nie miał żadnych politycznych konkurentów i jako minister gospodarki nie musiał słuchać nikogo z ówczesnego rządu – zarówno Tadeusz Mazowiecki, jak Jacek Kuroń szybko pogodzili się z tym, że właściwie nie mają nic do powiedzenia w sprawie decyzji podejmowanych przez Balcerowicza. To nie premier Mazowiecki decydował w tych sprawach. A kto? Ryszard Bugaj na kartach książki „O sobie i innych” pisze, że
mentorem Balcerowicza w rządzie Mazowieckiego był Waldemar Kuczyński – szara eminencja tamtej ekipy, do dziś fanatyczny obrońca idei szokowej terapii.
Bugaj przypomina, że wprowadzony 1 stycznia 1990 r. pakiet reform, lekceważący koszty społeczne, szybko odbił się rykoszetem właśnie na wskaźnikach gospodarczych:
„Okazało się, że recesja jest dużo większa, bezrobocie (mimo upychania ogromnej liczby ludzi na wcześniejszych emeryturach i masowego przyznawania rent) dużo wyższe, a inflacja korekcyjna zasadniczo wyższa od prognozowanej. Jednak wtedy Balcerowicz o korekcie swojego planu nie chciał rozmawiać. Naprawdę dramatyczne procesy przyniósł rok następny. Poza bezrobociem i spadkiem produkcji z całą ostrością ujawnił się kryzys budżetu – dochody były o jedną trzecią niższe od zakładanych”.
Dodajmy do tego, że istotną częścią pomysłu Balcerowicza na gospodarkę było
„wygaszanie” polskiego przemysłu – to nie było racjonalne działanie, nie myślano strategicznie i długofalowo – liczył się szybki efekt nastawiony na zamknięcie całych gałęzi gospodarki. A to z reguły wiązało się z ich jak najszybszą i jak najtańszą wyprzedażą. Wtedy zaczęła się dekapitalizacja Polski, która dziś stawia nas co najwyżej w roli montowni Europy i skutkuje także emigracją zarobkową lepiej wykwalifikowanej kadry technicznej, dla której tutaj nie ma na ogół odpowiedniej do jej możliwości pracy. Rzadko mówi się o tym, że polskie uczelnie techniczne za publiczne pieniądze kształcą rokrocznie tysiące fachowców, którzy później pracują na rzecz zagranicznego kapitału.
Całość artykułu w dzisiejszej "Gazecie Polskiej Codziennie"
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Krzysztof Wołodźko