Nawrocki w wywiadzie dla #GP: Silna Polska liderem Europy i kluczowym sojusznikiem USA Czytaj więcej w GP!

W nagrodę do więzienia

Rolnicza działalność Mariana Zagórnego jest bardzo niewygodna dla ludzi żyjących z patologii kwitnących w III Rzeczypospolitej.

Rolnicza działalność Mariana Zagórnego jest bardzo niewygodna dla ludzi żyjących z patologii kwitnących w III Rzeczypospolitej. Ale twardy i nieustępliwy rolnik nie odpuszcza.

Rolnicy na Podlasiu od dłuższego czasu walczą o ogłoszenie w swoim regionie stanu klęski żywiołowej. Jako powody podają m.in. trwającą od kwietnia suszę, brak skupu trzody chlewnej oraz duże zniszczenia w plonach dokonane przez dziki. Jednak władze lokalne i centralne wciąż bagatelizują problem. 26 listopada, w czasie okupacji Urzędu Wojewódzkiego w Białymstoku, rolnicy z regionu wylali tam gnojowicę. Są zdeterminowani, bo choć kilkanaście dni wcześniej zostało zawarte porozumienie w tej sprawie i wojewoda wystąpił ze stosownym wnioskiem do premier Ewy Kopacz, to rząd nie zareagował.

Niepokorny rolnik

Podczas rolniczej akcji zatrzymany został Marian Zagórny, lider Związku Zawodowego Rolników RP „Solidarni”. Policjanci skuli go kajdankami, choć porusza się o kulach, następnie w trybie przyspieszonym postawiono mu zarzuty dokonania wybryku chuligańskiego, za co grożą nawet trzy lata za kratkami, choć rolnik wyjaśniał, że działał w ramach ustawy o związkach zawodowych i wylanie gnojowicy było częścią akcji protestacyjnej.

Zagórny od wielu już lat walczy o interesy polskiej wsi. W czasach Polski Ludowej należał do Solidarności, później stworzył ZZR RP „Solidarni”. Epokę PRL-u wspomina następująco: „W stanie wojennym, jako bardzo młody człowiek, przebywałem w areszcie. Próbowano mi tam wybić z głowy działalność, a nawet skłonić do przyjęcia roli tajnego współpracownika, ale zostałem wychowany w takiej rodzinie – patriotycznej, obywatelskiej, która nigdy nie należała do żadnych organizacji partyjnych – że się nie dało. Ojciec też siedział w więzieniu – za to, że był »kułakiem« i nie przekazywał obowiązkowych dostaw zboża; z kolei dziadek siedział za przynależność do WiN-u. To mnie ukształtowało”.

Już w III RP Zagórny zasłynął z radykalnych i głośnych akcji w obronie rolnictwa, konsumentów i budżetu państwa. „Nagrodą” były liczne wyroki. Oszołom? Niebezpieczny element? Pieniacz? Warto przyjrzeć się bliżej motywom działalności Zagórnego, by lepiej zrozumieć patologie III Rzeczypospolitej.

Pierwsze większe akcje protestacyjne w III RP Zagórny podjął w 1995 r. Wówczas na Dolnym Śląsku (z powodu deszczowego lata) żniwa zaczęły się dopiero pod koniec października. Rolnicy zwrócili się o pomoc do rządu SLD-PSL, ale nikt nie reagował. Dopiero radykalne kroki, czyli wylanie gnojowicy pod Ministerstwem Rolnictwa, Sejmem i Urzędem Rady Ministrów spowodowały, że na Dolnym Śląsku pojawiła się sejmowa komisja i stwierdziła, że faktycznie zaistniał stan klęski żywiołowej.

Jednak znaczna część akcji rolniczych w latach 90. dotyczyła przemytu do Polski płodów i przetworów rolnych. W latach 1997–1999 odbyło się aż kilkanaście akcji wysypywania przemycanego zboża. W wywiadzie dla „Nowego Obywatela” Zagórny przypominał: „Wysypywaliśmy nielegalny towar. Ściągaliśmy z wagonów karty informujące, kto importuje zboże i jakie ilości. Jeśli wagon ma 60 ton, a na karcie przewozowej jest mowa o 20 tonach, to oznacza, że 40 ton stanowi czysty przemyt, bo wagony jechały pełne. Co więcej, każdy wagon ma swój numer – jeśli było 10 wagonów z numerem 348, a tylko jeden oclony, to już jest jawna kpina z polskiego prawa i budżetu”.

Walka z przemytem

Jednak za wysypywanie zboża z przemytu państwo polskie ścigało oczywiście rolników. O przemytników nikt nie pytał. Sytuacja może wydawać się absurdalna, ale wiele mówi o polskich realiach. Raz jeszcze Zagórny: „Podczas sprawy sądowej dotyczącej protestu w Muszynie mówiłem o tych kartach, o tym, że mamy oryginały i że złożyliśmy doniesienie do prokuratury, w którym mowa, kto sprowadza to zboże i jacy politycy za tym stoją. Wystarczyło pojechać i zamknąć tych ludzi, ale oczywiście tego nie zrobiono. Skazali mnie za 14 wagonów, a nie za 64, bo reszta była nielegalna. Dziwię się prokuratorom, policji i innym służbom: dawaliśmy im przestępców na tacy, lecz nikt nie reagował. Tymczasem nie dość, że zboże było sprowadzane nielegalnie, to jeszcze w większości skażone, m.in. pestycydami – robiliśmy badania, które to potwierdzały. To zboże nie przechodziło kwarantanny, przejeżdżało przez granicę i od razu szło na przemiał lub na paszę dla zwierząt”.

Gdy w 1999 r. została powołana policja celna i potwierdziły się przestępstwa nagłaśniane przez rolników, Zagórny właśnie siedział w więzieniu. Rok wcześniej protestujący zwrócili się do premiera Jerzego Buzka z prośbą o powołanie specjalnej, sejmowo-senackiej komisji śledczej, ale rząd nie zareagował. Nic dziwnego, bo rolnicy gwarantowali, że dostarczą listę firm importerów odpowiadających za przemyt oraz nazwiska stojących za nimi polityków. Uderzali w zbyt newralgiczny punkt, by można było wziąć ich serio.

W 2012 r. w Kłodzku odbywała się sprawa Zagórnego o odwieszenie wyroku. Świadkowie zeznawali, że rolnicy wysypali zboże z 10 wagonów, ale sędzia wydał wyrok „za trzy wagony”. Skąd to przeoczenie? Zdaniem Zagórnego pozostałych siedem było sprowadzonych przez szwagra prokuratora rejonowego z Bystrzycy Kłodzkiej. Oskarżony chciał powołać na świadka importera, ale nie dopuszczono do tego. Ponadto w aktach sprawy można wyczytać, że „zostało wysypane zboże, które było zatrute” i stwarzało zagrożenie dla życia ludzi i zwierząt.

Umoczeni politycy

Zagórny nie ma problemu ze wskazaniem, jakie środowiska polityczne wspierają machlojki odbywające się kosztem polskiego rolnika i państwa: „Część z tych ludzi nie jest już posłami, bo woleli zająć się interesami, część do dzisiaj należy do różnych opcji: SLD, PSL, dawniej do Unii Wolności, a teraz do Platformy Obywatelskiej. Kilka osób czynnie funkcjonuje w życiu politycznym, przy czym oficjalnie nie figurują już w radach nadzorczych tamtych przemytniczych spółek. Szereg ludzi, którzy kiedyś byli w AWS, rozeszło się po innych ugrupowaniach, ale rodziny poustawiali po spółkach. […] W większości regionów większość posłów PiS-u wspierała mnie i wspiera do dzisiaj. Nie wszyscy – może niektórzy mają inne poglądy, część z nich kiedyś była zamieszana w różne nieczyste interesy – jednak większość członków partii mnie wspiera, część czynnie, a część dobrym słowem”.

Lider ZZR RP „Solidarni” nie zamierza zakończyć działalności, choć niejednokrotnie był zastraszany: grożono mu śmiercią, odkręcano mu koła przy samochodzie, wreszcie zniszczono auto. Równocześnie podkreśla, że rolnicy nie wierzą już szefom dużych związków zawodowych, bo ci idą na liczne układy z politykami. Jest przy tym hardy: „Nasz związek nigdy nie wdał się w politykę partyjną; zawsze uważałem, że nie ma co zabiegać o względy partii, to partie powinny zabiegać o względy związku”. Ale jest też rozgoryczony postawą polskiej klasy politycznej względem rodzimego rolnictwa: „We Francji, Włoszech, w Anglii, Niemczech, wszędzie wspierają rolnictwo. […] Nasze rządy do tej pory działały tak, by zniszczyć polskie rolnictwo. Nie wiem, czy wspierają w ten sposób zachodnie koncerny, czy chcą osiągnąć jakiś inny cel, czy to zwykła głupota, ale skutek jest straszny. […] Zawsze powtarzam: tyle polskiej ziemi, ile polski rolnik uprawia i posiada”.

Tak radykalni ludzie jak Zagórny nie są dobrze widziani w III RP. Dla jednych to oszołom, dla innych awanturnik. Dla wielu: niebezpieczny przeciwnik, którego trzeba zdyskredytować. Sądzę jednak, że taka sytuacja więcej mówi o kondycji naszego państwa i społeczeństwa niż o człowieku, który przez lata miał dość siły i determinacji, by walczyć o interesy polskiej wsi. Nikt go za to nie nagrodzi. Chyba że kolejnym wyrokiem i odsiadką.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Krzysztof Wołodźko