Zakaz dostarczania Rosji broni nie obejmuje dostawy desantowców Mistral. Francuzi nie chcą wycofać się z wartego 1,2 mld euro kontraktu. – Oczywiście, że Francja sprzeda Rosji mistrale, pytanie tylko, kiedy – mówi „Gazecie Polskiej Codziennie” dr Bartłomiej Zdaniuk, politolog. – Dla miażdżącej większości francuskich elit wrogiem nr 1 są Stany Zjednoczone, a nie Rosja – dodaje.
1 sierpnia br. weszło w życie embargo na dostawy broni i nowoczesnych technologii do Rosji, obejmujące wszystkie kraje Unii Europejskiej. Jak jednak zauważają w swojej analizie eksperci Ośrodka Studiów Wschodnich, umowa dotycząca sankcji zezwala na realizację kontraktów zawartych przed tą datą. Rząd Francji argumentuje, że umowę o produkcji mistrali dla Rosji podpisał jeszcze w 2011 r. Kontrakt opiewający na 1,2 mld euro (wcześniej prasa podawała, że było to nawet 1,6 mld euro) był umową sprzedaży broni z państwa UE do Rosji na najwyższą kwotę w historii. Jak twierdzi francuski ekspert ds. wojskowości Bruno Tertrais, zawarcie umowy od początku było błędem. –
Jednym z powodów, dla których kontrakt podpisano, była pycha [ówczesnego] prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego – ocenia Tertrais w wywiadzie dla prawicowego tygodnika „Le Point”. Francja zobowiązała się do wyprodukowania dwóch okrętów, z których każdy może przetransportować 450 żołnierzy, do 70 wozów bojowych (np. czołgów), 16 śmigłowców i cztery łodzie desantowe lub dwa poduszkowce. Jednostki tej klasy są produkowane przez kontrolowaną przez państwo firmę DCNS i weszły do służby we francuskiej marynarce zaledwie dwa lata temu. Obecnie nie ma ich na wyposażeniu nikt oprócz kraju producenta. Mistrale przeznaczone dla Rosji mają być dostosowane do warunków arktycznych. Od pewnego czasu francuskie media opisują te okręty jako jednostki wielofunkcyjne, które nie muszą być wykorzystywane do działań zbrojnych.
Jak dotąd Rosja zapłaciła Francji 700 mln euro. Niewywiązanie się z kontraktu Paryżowi grożą kary umowne, liczone w miliardach euro. Zdaniem dr. Bartłomieja Zdaniuka z Uniwersytetu Warszawskiego, Francja nie chce zrywać umowy.
– To za duży kontrakt handlowy, żeby z niego nie skorzystać – ocenia politolog. –
Do tego dochodzi wątek społeczny – budowa okrętów to tysiące miejsc pracy w wojennym przemyśle stoczniowym.
Według ekonomisty dr. Roberta Zmiejki ze Szkoły Głównej Handlowej Paryż może się ugiąć pod presją innych krajów Europy.
– Opinia publiczna nie do końca pochwala realizacje transakcji – zauważa dr Zmiejko. Jednak Francji w przeszłości zdarzało się sprzedawać broń krajom objętym embargiem. Po wojnie sześciodniowej w 1967 r., aby dostarczyć Izraelowi okręty wojenne, Francuzi upozorowali kradzież.
Bartłomiej Zdaniuk zauważa, że francuskie elity nie są przekonane co do słuszności działań przeciw Moskwie.
– Ostatni większy konflikt Rosji z Francją miał miejsce w czasie wojny krymskiej 150 lat temu. Teraz Rosja jest postrzegana jako sojusznik przeciw Stanom Zjednoczonym, a Ukraina i Polska – jako kraje, które przeszkadzają w zbliżeniu z nią – tłumaczy dr Zdaniuk. Dodaje, że jest mało prawdopodobne, żeby ktokolwiek nałożył na Paryż kary za złamanie embarga. –
Tu liczy się siła państwa, a Francja jest zbyt silna. Bez niej nie da się budować Europy – mówi politolog.
Jednocześnie wielu analityków podkreśla, że choć embargo nałożone na Rosję ma wady, to wywiera na nią duży wpływ. –
Sankcje są odczuwalne nie tylko dla rosyjskiego budżetu, lecz także dla elit politycznych – mówi dr Robert Zmiejko. –
Widać to po większości wskaźników ekonomicznych. Nastąpiła bardzo silna deprecjacja rubla, zagraniczny kapitał odpłynął z giełdy, panuje wysoka inflacja – 8,5 proc. w skali rocznej, a do końca roku może być i 10 proc. Rosyjska gospodarka staje się mało konkurencyjna, a ratingi są na historycznie niskim poziomie.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Sabina Treffler,Jakub Jałowiczor