Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Specjalny raport „Gazety Polskiej”. Smoleńsk i Donieck: podobieństwa i różnice

10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku zniszczony został polski samolot Tu-154 z prezydentem RP i 95 innymi osobami na pokładzie.

archiwum Anity Gargas
archiwum Anity Gargas
10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku zniszczony został polski samolot Tu-154 z prezydentem RP i 95 innymi osobami na pokładzie. Cztery lata później Rosjanie zestrzelili malezyjskiego Boeinga 777 przewożącego niemal 300 Holendrów, Malezyjczyków, Australijczyków i ludzi innych narodowości. Kto jest sprawcą obu tych tragedii i kto pomagał w ich tuszowaniu? - zastanawia się „Gazeta Polska”.

Niedawne posiedzenie smoleńskiego zespołu parlamentarnego i zaprezentowane tam dowody nie pozostawiają wątpliwości: katastrofę smoleńską i zamach na Boeinga 777 łączą okoliczności dokonania tych zbrodni.

Z kolei wydarzenia ostatnich kilkunastu dni – zwłaszcza postawa przywódców państw najbardziej dotkniętych tragedią malezyjskiego samolotu – to najbardziej przekonujący dowód na to, że działania rządu Donalda Tuska po katastrofie smoleńskiej można uznać za kompromitującą nieudolność albo wręcz zdradę stanu.

„Gazeta Polska” przedstawia wszystkie podobieństwa i różnice łączące lub dzielące zdarzenia z 10 kwietnia 2010 r. i 17 lipca 2014 r.

PODOBIEŃSTWA

- skala tragedii
W Smoleńsku zginęło 96 osób. Na Ukrainie w 2014 r. śmierć poniosło 298 osób, głównie Holendrów, Malezyjczyków i Australijczyków. Zarówno polski Tu-154, jak i malezyjski Boeing-777 uległy niemal całkowitej destrukcji. W Smoleńsku i obok miejscowości Hrabowe fragmenty samolotów zostały rozrzucone na dużej powierzchni.

- wybuch
Oba wraki – tupolewa i samolotu z Malezji – wskazują na zniszczenie w wyniku działań osób trzecich. Według ekspertów smoleńskiego zespołu parlamentarnego w Smoleńsku nastąpił wybuch wewnętrzny, powodujący rozerwanie konstrukcji. Na Ukrainie rakieta niosła prawdopodobnie 60 kg ładunku wybuchowego, który miał eksplodować ok. 20 m przed kontaktem z samolotem.

- sprawca
Obie tragedie to wynik działania Rosjan – jedyną niewiadomą pozostaje zakres ich winy oraz rzeczywiste intencje osób odpowiedzialnych za zniszczenie obu samolotów.
Polski Tu-154 rozbił się na terytorium rosyjskim, a wszystkie kluczowe dowody natychmiast przejęli ludzie Władimira Putina. Przed katastrofą samolot remontowany był w rosyjskich zakładach należących do biznesmenów zaprzyjaźnionych z obecnym prezydentem Rosji, a tragiczną wizytę Lecha Kaczyńskiego organizował były komunistyczny agent Tomasz Turowski. Rosyjscy kontrolerzy podawali pilotom tupolewa błędne informacje, a ostatni etap lotu był ściśle nadzorowany przez gen. Władimira Benediktowa znajdującego się w Moskwie. Śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej nadzorują w Rosji prokurator Jurij Czajka i minister Siergiej Szojgu – obaj, według prywatnej amerykańskiej agencji wywiadowczej Strategic Forecasting, powiązani z GRU. W rosyjskiej komisji badającej wydarzenia z 10 kwietnia, kierowanej przez Władimira Putina, kluczową rolę odgrywali ministrowie Raszyd Nurgalijew i Siergiej Iwanow – byli pracownicy KGB i FSB.
Malezyjski Boeing 777 został zestrzelony nad terytorium Ukrainy przez rosyjskich terrorystów zwanych przez Moskwę „separatystami” lub „powstańcami”. Ich dowódcami są byli lub obecni agenci GRU, rosyjskiego wywiadu wojskowego, m.in. Igor „Striełkow” Girkin oraz Igor Bezler. To właśnie Rosjanie, a nie Ukraińcy blokowali przez długi czas dostęp do dowodów i miejsca katastrofy.

- dezinformacja
Po obu tragediach Rosjanie w skoordynowany sposób przystąpili do akcji dezinformacyjnej. 10 kwietnia 2010 r. świat obiegła informacja podana przez telewizję Wiesti-24 o czterech próbach lądowania polskiego pilota. Wiadomość ta, szybko zdementowana, miała obarczyć odpowiedzialnością za wypadek polską załogę (podobnie jak kłamstwo o problemach pilotów z językiem rosyjskim) i uprawdopodobnić rzekomy wpływ na decyzję o lądowaniu prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Twierdzono także, że gen. Andrzej Błasik wtargnął do kabiny pilotów, a nawet usiadł za sterami Tu-154.
Po zestrzeleniu Boeinga 777 pojawiły się rozpowszechniane przez Rosjan teorie, że za zbrodnię odpowiadają Ukraińcy, którzy chcieli zestrzelić... samolot z Władimirem Putinem na pokładzie. Reżimowe radio „Głos Rosji” już dzień po tragedii informowało: „Zdaniem większości ekspertów odpowiedzialność za katastrofę samolotu ponoszą ukraińskie siły zbrojne, choć Kijów oficjalnie obwinia siły samoobrony. [...] Oczywiście, to Ukraina jest odpowiedzialna za tę straszną tragedię, do której mogłoby nie dojść, gdyby prezydent Poroszenko nie wznowił operacji pacyfikacyjnej w południowo-wschodniej części kraju. Krew pasażerów i załogi Boeinga znajduje się na jego rękach”.

- potraktowanie ciał
W Smoleńsku fragmenty ludzkich ciał znajdowano na miejscu katastrofy jeszcze wiele miesięcy po tragedii, a rosyjscy funkcjonariusze dopuszczali się okradania zmarłych. Ponadto Rosjanie zastrzegli, by przysłanych z Moskwy metalowych trumien ze zwłokami ofiar w żadnym wypadku nie otwierać.
Na Ukrainie niedługo po zestrzeleniu boeinga prorosyjscy terroryści wywieźli ok. 40 ciał do Doniecka, gdzie sekcje zwłok przeprowadzić mieli rosyjscy lekarze. Według ukraińskich źródeł chodziło o ciała, których okaleczenie mogło wskazywać na użytą broń. Międzynarodowych ekspertów dopuszczono do rozkładających się już szczątków dopiero cztery dni po tragedii. Wcześniej rosyjscy terroryści okradali ofiary (nawet z pierścionków) i bezcześcili ich ciała.

- niszczenie dowodów
Po katastrofie w Smoleńsku celowo niszczono wrak samolotu, tnąc go piłami i wybijając szyby w oknach. Przemieszczano też części samolotu, np. lewy statecznik tupolewa i siedem innych fragmentów samolotu. Wrak pozostawiono bez żadnego zabezpieczenia (plandeką przykryto go dopiero w październiku 2010 r.), a czarne skrzynki trafiły do Moskwy.
Na wschodniej Ukrainie przez pierwsze dwa dni po zestrzeleniu terroryści nie dopuszczali do szczątków samolotu niezależnych ekspertów, a duże części wraku boeinga zostały wywiezione z miejsca tragedii lub przeniesione w inne miejsce.

RÓŻNICE

- kto zginął
W Smoleńsku zginęła narodowa elita państwa polskiego, m.in. prezydent RP Lech Kaczyński z małżonką, ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, wicemarszałkowie sejmu i senatu, dowódcy wszystkich rodzajów Sił Zbrojnych RP, wielu parlamentarzystów pracownicy Kancelarii Prezydenta, szefowie NBP i IPN.
Zdecydowaną większość ofiar zestrzelenia Boeinga 777 stanowili zwykli turyści. Tylko jedna osoba, która zginęła na pokładzie malezyjskiego samolotu, pełniła funkcję państwową (lecący na wakacje wraz z rodziną holenderski senator Willem Witteveen).

- charakter lotu
Lot Tu-154 miał status HEAD (oznaczający, że na pokładzie znajduje się jedna z najważniejszych osób w państwie) i charakter wojskowy, był oficjalną delegacją państwową. Zabezpieczały go służby kontrwywiadowcze i Biuro Ochrony Rządu. Start i katastrofa samolotu nastąpiły na lotniskach wojskowych. Załogę tupolewa stanowili polscy żołnierze.
Lot Boeinga 777 miał charakter cywilny, nie był zabezpieczany przez żadne służby.

- międzynarodowe śledztwo
Mimo że w Smoleńsku zginęli najważniejsi przedstawicieli państwa polskiego, a lot był zabezpieczany przez służby, rząd III RP zostawił wszystkie dowody w rękach Rosjan. Śledztwo wszczęły osobno rosyjska i polska prokuratura, a badanie katastrofy powierzono rosyjskiemu MAK. Po stronie polskiej tragedię badała tzw. komisja Millera. Ani śledztwa, ani badania katastrofy nie umiędzynarodowiono, choć były takie możliwości. Ówczesny rzecznik rządu Paweł Graś stwierdził wprost, że „nie bardzo wiadomo, co nowego mieliby wprowadzić zagraniczni eksperci do zrozumienia przyczyn katastrofy”.
Po zestrzeleniu malezyjskiego boeinga prowadzone jest międzynarodowe śledztwo (pod formalnym przewodnictwem Holandii). Zespół ekspercki składa się z 24 osób z Holandii, Ukrainy, Malezji, Australii, Niemiec, USA, Wielkiej Brytanii i Rosji. Na prośbę Ukrainy badaniu katastrofy przygląda się OBWE oraz przedstawiciele FBI i NTSB (amerykańska instytucja badająca wypadki komunikacyjne). Nikt nie stawia pytań o to, „co nowego mieliby wprowadzić zagraniczni eksperci”.

- czarne skrzynki
Gdy w kwietniu 2012 r. głosowano w sejmie w sprawie „zobligowania władz Federacji Rosyjskiej do oddania Polsce dowodów katastrofy z dnia 10 kwietnia 2010 roku, pozostających na terenie Federacji Rosyjskiej, a będących własnością Rzeczypospolitej Polskiej” – większość posłów (w tym cała Platforma Obywatelska) było przeciw.
Kiedy w 2014 r. rosyjscy terroryści zabrali czarne skrzynki i wywieźli fragmenty wraku Boeinga 777, ukraiński rząd zdecydowanie domagał się ich zwrotu. Twarda postawa Kijowa, który wykorzystał do negocjacji z Moskwą wszystkie możliwe narzędzia dyplomatyczne i kanały międzynarodowe, poskutkowała: rejestratory lotu zostały zwrócone i przekazane śledczym.

- identyfikacja ciał i sekcje zwłok
W Smoleńsku identyfikacją ciał zajęło się wyłącznie rosyjskie ministerstwo zdrowia, którego pracownicy dokonywali także sekcji zwłok. Premier Donald Tusk dowiedział się o takiej decyzji Rosjan już 10 kwietnia 2010 r., ale nie zaprotestował. Podczas identyfikacji i sekcji nie było ani polskich prokuratorów, ani polskich lekarzy. Większość ciał (71 z 96) zidentyfikowano i włożono do trumien już po czterech dniach od katastrofy! Polskie władze przekazywały przy tym rodzinom informacje, że po przylocie do Polski trumny muszą pozostać zamknięte.
Sekcje wykonane przez Rosjan były albo pozorowane, albo skrajnie nieprofesjonalne. Niektóre ciała włożono do niewłaściwych trumien, a np. w dokumentach sekcyjnych śp. Zbigniewa Wassermanna rosyjscy lekarze nie wymienili kilkudziesięciu znaków szczególnych i śladów przebytych chorób. Opisali także pęcherzyk żółciowy, który został u polityka wycięty długo przed katastrofą. W rosyjskim protokole podano też nieprawidłowy wzrost i kolor oczu śp. posła PiS. To nie wszystko. „Śledzionę i serce zamiast w jamie brzusznej, zaszyto ojcu w nodze. Nie umyto zwłok po sekcji. Nie zaszyto głowy. Pozostawiono otwartą czaszkę” – mówiła Małgorzata Wassermann, córka ofiary, na II Konferencji Smoleńskiej.
Zupełnie inaczej było po zestrzeleniu Boeinga 777. Według informacji premiera Holandii Marka Rutte ciała z tego samolotu identyfikuje 207 ekspertów policyjnych z Holandii oraz kilkudziesięciu specjalistów z Australii, Nowej Zelandii, Wielkiej Brytanii, Belgii, Niemiec, Brazylii, Malezji, RPA i USA. – Proces zajmie tygodnie lub miesiące – zapowiadał rzecznik holenderskiego instytutu medycyny sądowej po rozpoczęciu prac.

- międzynarodowi eksperci na miejscu tragedii
W Smoleńsku na miejscu katastrofy pojawiło się zaledwie 18 członków polskiej komisji rządowej. Zdjęcia – bardzo słabej jakości – wykonywano głównie tanim telefonem komórkowym Nokia E66, który obecnie można kupić już tylko w komisach i na aukcjach internetowych. Większość fotografii w raporcie komisji Millera i tak pochodziła od rosyjskiego fotoamatora Siergieja Amielina.
Na Ukrainie katastrofę Boeinga 777, zestrzelonego przez Rosjan nad Ukrainą, bada... 332 specjalistów z Holandii i Australii oraz 68 ekspertów z Malezji. Posługują się najnowocześniejszym sprzętem. Jak zapowiedział holenderski premier Mark Rutte, liczba ta prawdopodobnie wkrótce się zwiększy o 60 holenderskich specjalistów od medycyny sądowej oraz 60 funkcjonariuszy policji i żołnierzy z Holandii.

- wygląd foteli i ciał
Fotele w Smoleńsku zostały porozrywane i często rozrzucone na dużą odległość, tymczasem fotele z Boeinga 777 zachowały się w całości, choć samolot spadł z wysokości 10 km. Różnice są także w wyglądzie ciał ofiar. – Ładunki stałych materiałów, które zniszczyły Tu-154, gdy ten znajdował się nad ziemią, były stosunkowo małe, jednak znajdowały się blisko niektórych pasażerów. To spowodowało, że ich ciała zostały rozerwane, a na miejscu katastrofy znajdowane były poszczególne organy, nawet przed właściwym wrakowiskiem. W przypadku malezyjskiego boeinga mówimy o dużym ładunku, który eksplodował stosunkowo daleko. Efektem tego są raczej zgniecenia aniżeli rozerwania. Większość uszkodzeń ciał była wynikiem uderzenia o ziemię, a więc w porównaniu ze Smoleńskiem na miejscu upadku boeinga jest stosunkowo niewiele drobnych szczątków – analizował w rozmowie z „Gazetą Polską” dr Grzegorz Szuladziński, ekspert smoleńskiego zespołu parlamentarnego.

- polityka informacyjna rządu
Już pięć dni po zestrzeleniu Boeinga 777 premier Holandii Mark Rutte przedstawił parlamentowi informację na temat tej tragedii i jej badania. Polski sejm musiał czekać na podobną informację premiera Tuska w sprawie katastrofy smoleńskiej aż 19 (!) dni.
Jeszcze gorzej rząd III RP wypadł, jeżeli chodzi o spotkania z dziennikarzami. Premier Holandii zwoływał konferencję prasową codziennie w ciągu pierwszych trzech dni po zestrzeleniu samolotu. Natomiast pierwsza konferencja prasowa Donalda Tuska dotycząca katastrofy smoleńskiej odbyła się... 18 dni po tragedii.

- szacunek wobec zmarłych
17 kwietnia 2010 r. na wojskowym lotnisku w Warszawie bliscy ofiar katastrofy smoleńskiej oraz oficjele czekali na przybycie trumien z ciałami kilku osób (m.in. gen. Franciszka Gągora). Telewizja Trwam zarejestrowała, jak w tym szczególnym momencie ówczesny p.o. prezydenta RP Bronisław Komorowski i premier Donald Tusk śmiali się, opowiadając sobie dowcipy. Niedługo później doszło do kolejnego podobnego skandalu. Urzędnicy Bronisława Komorowskiego Waldemar Strzałkowski i Jerzy Smoliński spóźnili się ponad dwie godziny na pogrzeb Anny Walentynowicz, a gdy już dotarli na miejsce, nieśli wieniec od p.o. prezydenta wyjątkowo chwiejnym krokiem. Z relacji świadków wynika nawet, że jeden z mężczyzn „ledwo trzymał się na nogach” i „cuchnęło od niego alkoholem”. Strzałkowski i Smoliński tłumaczyli potem, że wypili wcześniej „po lampce wina”.
W 2014 r. – po zestrzeleniu przez Rosjan boeinga – ani w Holandii, ani w Malezji nie odnotowano podobnych przypadków.

 



Źródło: Gazeta Polska

Grzegorz Wierzchołowski