10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!

Euroremis ze sprzecznym wskazaniem

Największym przegranym wyborów do Parlamentu Europejskiego nie jest Prawo i Sprawiedliwość, Polska Razem, Twój Ruch ani żadna inna partia polityczna.

Największym przegranym wyborów do Parlamentu Europejskiego nie jest Prawo i Sprawiedliwość, Polska Razem, Twój Ruch ani żadna inna partia polityczna. To Państwowa Komisja Wyborcza, która ostatnie dni wędrowała od kompromitacji do kompromitacji.

Państwowa Komisja Wyborcza skompromitowała się wpierw szeroko wyśmianym zakazem „lajkowania” w serwisach społecznościowych. Później nastąpiła sprawa poważniejsza, czyli przedłużające się w nieskończoność liczenie ostatnich kilku procent głosów. Za kilka dni członkowie PKW dostaną zapewne premie i nagrody za dobrze spełniony obowiązek. Szkoda, że nie wobec państwa i wyborców.

Kolejny raz bardzo duże wątpliwości budzi wielka liczba głosów unieważnionych. W sytuacji gdy różnica na korzyść partii rządzącej wynosi w ostatecznym, długo wyczekiwanym i wcale nie przez cały czas pewnym rachunku 30 tys. wskazań, liczba 200 tys. (tyle według PKW było głosów nieważnych) musi budzić emocje i prowokować do pytań.

Tusk nie może być już niczego pewny

Obie największe partie polityczne w ciągu dwóch dni od wyborów mogły zarówno cieszyć się wygraną, jak i przełknąć porażkę, choć de facto zremisowały. W dyskusjach i komentarzach z reguły – co ważne, również po stronie osób odległych od Platformy Obywatelskiej – pojawiał się wątek relatywnie słabego wyniku PiS w sytuacji, gdy tej partii powinna pomóc tradycyjnie niska frekwencja. Popełniają oni jednak błąd w rachubach, nie uwzględniając specyfiki tego głosowania.

Niska frekwencja mogłaby pomóc PiS w wyborach do parlamentu krajowego. Wybory do europarlamentu najmocniej angażują elektorat euroentuzjastyczny, dla którego udział w tym głosowaniu jest zaszczytem i obowiązkiem, a także najtwardszych eurosceptyków. Elektorat PiS jest wobec instytucji unijnych raczej obojętny. Wielu wyborców tej partii na wybory do PE nie chodzi i nie zostało wystarczająco zmotywowanych do tego, by zmienić swoje dotychczasowe przyzwyczajenia. Nie pomogło w tym na pewno usypianie czujności przez część uznawanych za sprzyjające PiS mediów, od wielu miesięcy głoszących, że Prawo i Sprawiedliwość idzie po nieuchronne zwycięstwo. Skoro miało być tak dobrze, nie była już potrzebna pełna mobilizacja. Tymczasem skończyło się na remisie, który przez media oraz zwolenników mniejszych partii prawicowych przedstawiany jest jako kolejna przegrana prezesa Kaczyńskiego.

Inna jest sytuacja Platformy Obywatelskiej. Od wielu miesięcy partia ta miała nie najlepsze sondaże i coraz więcej kłopotów w polityce krajowej i międzynarodowej. Wymuszona przez Ukrainę zmiana narracji premiera Tuska zatrzymała odpływ społecznego poparcia tylko na chwilę. Tusk nie był wiarygodny, gdy straszył Polaków wojną i Rosją, a przy tym radośnie świętował kolejną rocznicę wejścia do Unii Europejskiej. Tymczasem Platforma jest typową partią władzy, miejskim odpowiednikiem PSL, od jej politycznego losu zależy jakość życia rozrastającej się klasy urzędniczej i całych grup społecznych powiązanych z opanowanymi przez PO instytucjami gęstą siecią mniej lub bardziej patologicznych zależności. W sytuacji groźby utraty wpływów, której początkiem mogłyby się stać przegrane wybory do PE, to dla tych wyborców niedzielne głosowanie jest walką o życie.

PiS przegrało na liczbę głosów (chciałoby się dopisać – głosów ważnych) i zremisowało w liczbie zdobytych mandatów. Pytanie brzmi, czy wystarczy to do przełamania rządowej propagandy sukcesu i uniemożliwi Platformie dalsze kreowanie się na siłę, z którą nie można wygrać. Wbrew zaklęciom, jakich niechybnie używać będą propagandyści PO, ekipa Donalda Tuska nie może być już niczego pewna – to dobra wiadomość dla PiS.

Warto zauważyć też, że partia Kaczyńskiego nie wykorzystywała w pełni możliwości ataku, jakie stwarzała jej ostatnio sama Platforma. Sporo oczywistych potknięć bądź nadużyć – że wspomnę tylko o ostatniej eskapadzie Hanny Gronkiewicz-Waltz po Wiśle, w której prezydent towarzyszyli dziennikarze i elitarna jednostka wojskowa – nie było wystarczająco mocno punktowanych.

Korwin pożarł narodowców

Do Parlamentu Europejskiego udało się dostać jeszcze SLD, PSL owi i KNP. Trudno napisać coś odkrywczego o postkomunistach i ludowcach. Pierwsi wypadli dość słabo, co zapewne skaże ich na dalsze dryfowanie w orbicie PO, bez szans na odzyskanie w najbliższej przyszłości dawnej, mocnej pozycji. Nie pomógł im nawet fatalny wynik Palikota. PSL, któremu znaczna część politologów nie dawała zbyt dużych szans, znów się załapało do PE. Nie dopatrywałbym się w tym cudu, a raczej elektoratu socjalnego tej partii (związanego z nią za pomocą różnego rodzaju układów), analogicznego do tego, który mógł przesądzić o wygranej PO. Jego głosy wystarczyły na zdobycie czterech mandatów.

Tyle samo przypadnie wreszcie Kongresowi Nowej Prawicy. Niezły wynik i zdobycie po tylu latach mandatów w jakichkolwiek wyborach przez otoczenie Janusza Korwin-Mikkego dla wielu osób jest największą niespodzianką niedzieli. Niektórzy publicyści są nawet skłonni obarczać Korwin-Mikkego winą za słabszy od spodziewanego przez nich wynik PiS.

Wszystko wskazuje jednak na to, że KNP o wiele bardziej zaszkodził innym partiom, albowiem z Prawem i Sprawiedliwością nie ma on zbyt licznego wspólnego elektoratu. KNP zdobył bardzo mocne poparcie, a według sondaży wręcz wyprzedził pozostałe partie w grupie wyborców między 18. a 25. rokiem życia. W stosunku do poprzednich wyborów otoczenie Korwin-Mikkego zwiększyło swoje poparcie o 25 proc., co niewątpliwie jest dużym sukcesem. Jednak jeśli KNP nie poszerzy swojego elektoratu o kolejnych wyborców, te pół miliona głosów nie wystarczy, by powtórzyć sukces w wyborach krajowych. Wyniki trzech przegranych w tych wyborach sił – Twojego Ruchu, Polski Razem, wreszcie Ruchu Narodowego – każą przyjąć, że ich potencjalni wyborcy już teraz postanowili przerzucić swoje głosy na dawnego szefa UPR.

Całość artykułu w dzisiejszej "Gazecie Polskiej Codziennie"

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Krzysztof Karnkowski