11 stycznia 1998 roku. Na ulicach Słupska w woj. pomorskim po godzinie 20. zapłonęły barykady. Około tysięczny tłum ścierał się z policją. W stronę budynku prokuratury, komisariatu, radiowozów a także mundurowych leciały kamienie. Funkcjonariusze próbowali rozgonić zebranych gazem łzawiącym. - Śmierć za śmierć - skandowali walczący z policjantami kibice lokalnych drużyn. Chcieli prawdy na temat śmierci 13-latka, który zginął dzień wcześniej. Byli pewni, że sprawę próbowano ukręcić, bo do tragedii doprowadził jeden z policjantów.
Obserwuj nas w Google News. Kliknij w link i zaznacz gwiazdkę
Sobota 10 stycznia 1998 roku. Tego dnia w Słupsku odbywał się ważny mecz dla kibiców koszykówki - prestiżowe derby Pomorza. Alkpol Czarni Słupsk przyjmowali u siebie AZS Zagaz Koszalin. Jednym z kibiców gospodarzy w hali Gryfia był 13-letni Przemek. Chłopiec bardzo się cieszył, że mógł pojawić się na meczu. Sam uzbierał na bilet, i choć matka początkowo nie chciała go puścić, to udało mu się ją przekonać. Po 40 minutach wraz z innymi kibicami mógł cieszyć się zwycięstwem ukochanej drużyny. W końcu zebrani zaczęli rozchodzić się po domach.
Chłopiec wracał w około 200-osobowej grupie kibiców ulicą Szczecińską. Zebranych odprowadzał radiowóz. Na meczu nie pojawili się fani z Koszalina, więc atmosfera była spokojna. Tłum przechodził przejściem dla pieszych. Szedł dalej, nawet gdy światło zmieniło się na czerwone. Spowodowało to absurdalną reakcję jadących za nimi mundurowych.
Policyjny radiowóz niemal wjechał w grupę. Doszło do przepychanek słownych. Po chwili jeden z funkcjonariuszy wysiadł z samochodu i uzbrojony w długą pałkę zaczął biec w stronę zebranych. Kibice się rozbiegli. Jednak nie wszyscy byli wystarczająco szybcy. Mundurowy dopadł Przemka i kilkukrotnie go uderzył. Dziecko padło na ziemię, jednak funkcjonariusz jeszcze raz zadał cios.
Część kibiców, widząc, co się stało, podbiegła do chłopca i próbowała udzielić mu pomocy. Reanimacja nie przynosiła skutku. Poprosili policjantów o wezwanie karetki. Jednak zarówno napastnik, jak i siedzący w samochodzie mundurowy, odmówili. Zaczęli za to rozganiać osoby, które próbowały ratować chłopaka. W końcu karetka przyjechała, bo została wezwana przez przypadkową świadek zdarzenia. Było już jednak za późno. 13-latek nie żył.
Agresorem był były SB-ek, Dariusz W. Po tym, co zrobił 13-latkowi, miał wrócić na komisariat i dokładnie umyć pałkę. Następnie przekazał ją koledze, mówiąc, że mu już nie będzie potrzebna. Na kibiców często reagował agresją, a w trakcie meczów rzucał w ich stronę groźby. Fani koszykówki dobrze znali jego twarz. A tragedią byli wstrząśnięci.
11 stycznia około godziny 11:00 kibice Czarnych odwiedzili miejsce, w którym zginął Przemek. Towarzyszyli im fani piłkarskiej drużyny Gryf. Przy feralnym przejściu dla pieszych postawili krzyż. Zapalili znicze i się pomodlili. Stamtąd udali się pod prokuraturę.
W czasie zbiórki kibiców, w budynku prokuratury prowadzona była sekcja zwłok chłopca. Około godziny 16:00 śledczy zwołali konferencję, na której przedstawili rzekomą przyczynę śmierci 13-latka. Prokurator przekazał, że chłopiec zginął wskutek krwotoku, który był spowodowany... uderzeniem głową w słup trakcji trolejbusowej. Tak ewidentnej próby zatuszowania sprawy szalikowcy nie odpuścili.
W stronę prokuratury poleciały kamienie. Zebrany tłum domagał się ujawnienia prawdy i ukarania funkcjonariusza. Chwilę później na miejscu zjawiła się policja. Wtedy doszło do pierwszego starcia z mundurowymi.
Tego samego dnia odpowiedzialny za tragedię Dariusz W. został zatrzymany. Prokuratura nie stwierdziła jednak, że zabił on chłopca, a jedynie doprowadził do uderzenia przez 13-latka w słup trakcyjny. Usłyszał zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci. Przeciwko aresztowaniu byłego SB-ka protestowała część słupskich mundurowych. Sprawa została przekazana prokuraturze z Elbląga, która zleciła drugą sekcję zwłok. Jednak wieczorem na ulicach miasta trwała już istna wojna.
Lokalne media relacjonowały, że w starciu z policją brało udział ponad 1000 osób. Kibicie obu słupskich drużyn i osoby postronne ustawili na ulicach prowizoryczne barykady z koszy na śmieci. Część tłumu zebrana pod komisariatem przy dworcu kolejowym wybiła wszystkie szyby w budynku. Kamienie leciały również w stronę policjantów i radiowozów - mundurowi odpowiadali gazem łzawiącym. Wśród okrzyków zebranych dało się głównie słyszeć jedno hasło: "śmierć za śmierć".
Dopiero po północy na ulicach zrobiło się spokojniej. Bilans nocnych zamieszek był oszałamiający:
Skala starcia zaskoczyła też słupskiego wojewodę. Ogłosił najbliższe dni dnami żałoby w Słupsku. 12 stycznia do miasta przyleciała specjalna komisja, żeby sprawdzić, czy policja prawidłowo zareagowała. Do słupskich kibiców z kolei dołączali fani innych, nawet zwaśnionych, klubów, którzy usłyszeli o zdarzeniu. Zamieszki dopiero się zaczynały.
Łącznie przez trzy dni na ulicach Słupska dochodziło do zamieszek. Szalikowcy regularnie ścierali się z policją. Do kibiców ciągle dołączały osoby postronne. Jak relacjonowały media, nawet dotychczas spokojne kobiety wylewały z okien wrzątek na patrolujących ulice mundurowych. W mieście panowało powszechne przekonanie, że za śmierć Przemka odpowiedzialny jest Dariusz W., a sprawę próbuje się ukręcić.
W międzyczasie wojewoda powołał zespół kryzysowy. Do miasta wysłano posiłki. Do patrolowania ulic przydzielono około 1000 policjantów. Sytuacja zaczęła się stabilizować. W rezultacie kilkudniowych walk 239 osób zostało zatrzymanych, 72 mundurowych rannych. Atmosferę udało się opanować tuż przed pogrzebem 13-nastolatka. Ten odbył się 14 stycznia.
Mimo tego, iż uroczystości pogrzebowe rozpoczęły się dwie godziny wcześniej, niż zapowiadano, udział w nich wzięło prawie 1000 osób. W pobliżu kościoła nie było policji, pojawiło się za to wielu kibiców. Trumnę przykrytą flagą z napisem "Przemku, nigdy nie będziesz sam. Kochamy cię" wynieśli z kościoła fani Czarnych. Pogrzeb przebiegł w spokojnej atmosferze. Dzień po nim ujawniona została prawda na temat śmierci chłopca.
15 stycznia prokuratura ogłosiła wyniki drugiej sekcji zwłok. Potwierdzały one wersję kibiców. Przyczyną śmierci 13-latka był krwiak przymózgowy, który mógł powstać w wyniku uderzenia tępym i obłym narzędziem. Takim, jak policyjna pałka.
Proces Dariusza W. ruszył bardzo szybko i zaledwie pół roku od tragedii były SB-ek usłyszał wyrok. Sąd Okręgowy w Koszalinie skazał go na 6 lat pozbawienia wolności za pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Oskarżyciele posiłkowi, rodzice Przemka, a także prokuratura odwołali się od tego wyroku.
W grudniu 1999 roku Sąd Apelacyjny w Gdańsku podwyższył karę do 8 lat więzienia. Obrońcy Dariusza W. wnieśli jednak o kasację wyroku do Sądu Najwyższego, a ten uznał, że sąd apelacyjny popełnił błędy proceduralne. Kara wróciła więc do stanu 6-letniego pozbawienia wolności.
Dopiero w 2001 roku, cztery lata po śmierci Przemka, sprawa została zamknięta. Gdańska apelacja ponownie skazała Dariusza W. na 8 lat więzienia.
Mężczyzna odsiedział jednak zaledwie połowę kary. Po 4 latach wyszedł na wolność. Rzekomo za dobre sprawowanie.
Gdyby Przemek żył, dzisiaj miałby 39 lat.
Nie wiadomo, co dzieje się z Dariuszem W. po wyjściu z więzienia. Jedna wersja mówi, że wyjechał z miasta i pracuje jako ochroniarz w galerii. Inna, że nie żyje. Do Słupska nigdy nie wrócił.
W 2003 roku TVP wyemitowała film dokumentalny "Zabić go". Materiał pokazuje rozmowę Dariusza W. z dwoma współwięźniami. Ze słów byłego SB-ka wynika, że nigdy nie poczuł skruchy. Cytaty z produkcji przytoczył portal Głos Pomorza:
Więzień: A ty za co siedzisz?
Dariusz W.: Za pobicie ze skutkiem śmiertelnym.
W.: A co to był za jeden? Małolat jakiś?
DW: 13 lat.
W.: Na zadymie byłeś?
D.W: Po meczu szli, zaczęli się bić. Musiałem interweniować, bo byłem policjantem. Oni się bili między sobą. Ja musiałem ich rozgonić. Ponoć z mojej ręki, od odurzenia pałką zginął.
W.: Musiałeś go zabijać od razu?
D.W: A kto chce zabijać? A bić to każdego trzeba, jeżeli się biją.
W.: Nie masz żadnych wyrzutów sumienia, że ty zabiłeś tego małego kibica? Nic ci się po nocach nie śni? Nie masz żadnych strachów?
D.W: Nie. Nie mam.
W.: To ty sumienia wcale nie masz.
D.W: Sumienie mam, ale nie jestem pewien i nikt nie jest pewien do końca, czy to ja zabiłem. Dlatego mnie sumienie nie gryzie.
W.: To ty jesteś bez sumienia. Jak diabeł. Nic cię nie rusza?
D.W: Nic a nic. To była banda chuliganów, która się biła.
W.: Przecież to byli kibice.
D.W.: Kibice to szli spokojnie, a ci, co się biją, to nie są kibicami. Tylko to są chuligani. Wręcz bandyci to są. To jest gorzej niż bandytyzm, co się szerzy na stadionach.
W.: Media pisały, że pałą go napier….
D.W: Pałki używałem i co z tego. Lampa stoi 10 metrów dalej od miejsca, gdzie on zginął. Jak się bili między sobą, to już wtedy mógł dostać, a ja nawet tego nie zauważyłem.
W.: Ty używałeś pałki, jak szłeś ich rozganiać?
D.W: No oczywiście, to do mnie należało.
W.: Czyli lałeś tam po prostu. Na nikogo nie patrzałeś.
D.W: A na kogo miałem patrzeć. Ja tylko patrzę, żeby mi ktoś z tyłu, z boku nie przywalił. To jest ułamek sekundy, jeśli już się używa pałki, to jest ułamek sekundy i ręki nie można już zatrzymać. Zawsze poleci już do przodu. Mogło być, ale… Nie wykluczam tego, no nie wykluczam.
W: A wy chociaż przeprosiliście tę rodzinę w sądzie? Za to, że ich syna zabiliście?
D.W: Nie. Ja nie przeproszę.
W: A jak byś teraz wyszedł na wolność i pojechał na ten grób, to byś go przeprosił, że wypadło tak, a nie inaczej, że on zginął.
D.W: Nie, nie pójdę na cmentarz. Nie będę się poniżał, że będę przepraszał chuliganów.
W.: Ale to był 13-letni chłopak. Powinieneś iść na ten cmentarz.
D.W: A co, ja go zbawię? Nie będę przepraszał. Nie jestem przekonany, że ja go zabiłem. Nie będę przepraszał za coś, czego być może nie zrobiłem.