Od kilku dni napływają z USA dramatyczne obrazy pożarów, które niszczą Kalifornię i miasto Los Angeles. Płonące ulice i domy, ludzie tracący cały dobytek, oraz bezsilność wobec żywiołu – to wszystko płynie wielką falą obrazów przekazywanych przez telewizje, portale, czy media społecznościowe. Jednocześnie w tym wszystkim pojawia się niezmiernie ciekawy wątek dotyczący zarządzania kryzysową sytuacją. Póki jeszcze portalu Niezależna nie wrzucą na listę „do zamknięcia na czas wyborów”, razem z platformą X czy Telewizją Republika, to jeszcze można napisać coś w tej kwestii, z czego skwapliwie skorzystam.
Bowiem w czasie, gdy rozszalał się w Kalifornii żywioł burmistrz Los Angeles Karen Bass, poleciała sobie jakby nigdy nic, „służbowo”, do Afryki. Tu są słupy ognia i dymu po nieboskłon, ludzie uciekają z domów wśród płomieni a pani burmistrz nie ma. A jednocześnie okazuje się, że w hydrantach nie ma wody, a straż pożarna ma fundamentalne problemy techniczne związane z gaszeniem wielkich pożarów. Jednocześnie wypływa informacja o tym, że burmistrz obcięła budżet Straży Pożarnej w LA o… siedemnaście milionów dolarów. Bagatela!
I gdy czarnoskóra polityk staje przed mikrofonami dziennikarzy, ci zadają jej o to pytania. Odpowiedź? „Skupmy się na tym, co tu i teraz, na ratowaniu życia i mienia, a nie na rozliczeniach”. Jeden z dociekliwych dziennikarzy dociska – „Przecież o to pytamy właśnie! Gdzie pani była? Czemu organizacja pomocy leży i kwiczy? Czemu obcięła pani budżet na straż?”. Myślicie, że doczekał się odpowiedzi? A skąd! To samo, co z Owsiakiem czy Tuskiem w sprawie powodzi. Gdy się ich zapyta o konkrety, o to jak wyglada pomoc, albo jak wyglądają rozliczenia czy realne efekty, to w najlepszym razie spotka nas milczenie jako odpowiedź, a najpewniej i najczęściej polecą jakieś groźby, czy agresywne zaczepki. Demokraci!
Nota bene pani burmistrz Bass zadbała w mieście, owszem, ale o to, żeby się dobrze miały mniejszości, osoby LGBT, czy imigranci. W czerwcu flagę tęczową wywieszono nad budynkiem ratusza, a już od listopad zaczęto zmieniać przepisy miejskie, by przygotować Los Angeles na to, co przyjdzie w roku 2025 wraz z rozpoczęciem prezydentury Trumpa. Na to wszystko znajduje się czas i energię. Ale na to, by zabezpieczyć podstawowe potrzeby mieszkańców, w tym ich bezpieczeństwo – już nie. W blasku ognia tych potwornych pożarów widać jak na dłoni, czym z realnego punktu widzenia są dla obywateli rządy „demokratów”.
I co ważne, to samo dzieje się tam za oceanem i u nas nad Wisłą. My możemy to obserwować w ciągu ostatniego roku. A wszystko wyjaskrawia się wtedy, gdy kraj dotyka klęska żywiołowa. Od razu widać, czy zajmuje się władza, a czym nie. I co jest dla niej priorytetem.