Są takie dwie ciekawe przyczyny zwycięstwa Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w USA, które warto zauważyć. Pierwsza, o której mówi się i pisze często, to waga głosów amerykańskiej Polonii, która w stanach dających kluczową przewagę (jak Pensylwania czy Michigan), przechyliła szalę na korzyść kandydata republikanów
Druga zaś to zaangażowanie po stronie republikańskiej wpływowych postaci ze świata biznesu medialnego. Na pierwszym miejscu jest tu bez wątpienia Elon Musk. Gdy Donald Trump wygrał wyścig do Białego Domu po raz pierwszy (2016 rok), wówczas czołowe firmy zarządzające opinią (i dostępem do informacji) na świecie – Google, Amazon, Facebook – dostały dosłownie białej gorączki. Menedżerowie wielkich korporacji dali jasny sygnał pracownikom – „Never more!”, nigdy więcej nie możemy pozwolić na to, by Trump doszedł do władzy. Potęga mediów społecznościowych, gigantów medialnych tradycyjnie rozumianych (telewizji, prasy, radia) oraz firm obsługujących dostawę informacji do odbiorców (jak Google) była zbyt duża. Republikanin nie miał szans. A jednak w tym roku się udało. Dlaczego? Poza tym, co oczywiste (czyli fatalną prezydenturą Bidena i fatalną kandydaturą Harris), dołożył się dokonany w tym lewicowym monolicie medialnym wyłom. Elon Musk z platformą X (byłym Twitterem) to gracz dużego kalibru. Oczywiście gdy ujawnił swe wsparcie dla Trumpa, stał się z miejsca wrogiem numer 1 dla liberalno-lewicowych mediów i polityków. Także w Europie. Najpierw atakowali go Brytyjczycy, a teraz przyszedł czas na Włochów. Wystarczyło, że Musk skomentował na platformie X kwestię blokowania przez włoskich sędziów odsyłania nielegalnych imigrantów z Italii do krajów, z których przybyli, aby prasa lewicowa we Włoszech rozpętała piekło. W końcu sam prezydent Mattarella wygłosił oświadczenie, w którym domaga się, aby nikt nie mieszał się do wewnętrznych spraw włoskich. Czyli Musk na celowniku. Podobnie jak na celowniku, gdy jeszcze rządziła Zjednoczona Prawica, była Polska i Polacy. Coś nas łączy z właścicielem Twittera. To nienawiść lewicy wobec tych, którym bliskie są konserwatywne wartości.