- Spojrzałem na ten "Turek", 20-30 kolesi z bejsbolami, spojrzałem na tych moich dwóch nie najlepszej postury przyjaciół, wziąłem ich w pół pod pachę, jeszcze lekko ich ocuciłem i zabrałem ich do sali, takie też było moje zadanie. Trzeba mierzyć siły na zamiary. Na takich dyskotekach trochę też się nauczyłem polityki - wspomina w TV Republika lata młodości Przemysław Czarnek, poseł PiS, były minister edukacji i nauki.
W "Wywiadzie z chuliganem" Piotra Lisiewicza, Przemysław Czarnek opowiadał o dyskotekach, na które chadzał jako nastolatek i o bójkach, które się tam wywiązywały.
- Był taki Darek, który zawsze mówił, że "nie ma się co bić, nos złamią i się go nie naprawi", taka życiowa prawda. Jak nie trzeba, bo jak trzeba, to trzeba. Zdarzały się dyskoteki... ale najczęściej też zdrowy rozsądek, nauczyłem się od Darka, i bardziej byłem rozjemcą - przyznał Przemysław Czarnek.
- Było to w Poniatówku, 15 stopni mrozu, ferie zimowe, tańczę z jakąś fajną dziewczyna i podbiegają chłopaki, mówią ze "nasze chłopaki się biją z Turkiem". "Jak z Turkiem?" - zapytałem. Przyjechali kolesie z Turku z bejsbolami, stoją przed salą, ochroniarze ich wstrzymali, było ich ze 20 czy 30, a tacy moi dwaj najbliżsi przyjaciele, stoją na schodach porozbierani i będą się bić z tym "Turkiem". Ja spojrzałem na ten "Turek", na tych moich dwóch nie najlepszej postury przyjaciół, wziąłem ich w pół pod pachę, jeszcze lekko ich ocuciłem i zabrałem ich do sali, takie też było moje zadanie. Trzeba mierzyć siły na zamiary
- opowiadał poseł.
Przemysław Czarnek stwierdził, że "na takich dyskotekach trochę też się nauczył polityki"
- Był taki kolega, którego nazywali "Krowa", bo był potężny, wszyscy się go bali. Ja go gdzieś potrąciłem, przechodząc między barierką a lożą i poleciał w kufle. Chciał mnie bić, ale koledzy mnie obronili, potem tańczę z dziewczynami, a on patrzy na mnie - nie wiem - uciekać? Podchodzę do niego i mówię "wyjdźmy", wyszliśmy na schody przed remizę w Poniatowie, ja mówię: "Jak mnie uderzysz, to mnie zabijesz, po co ci to, a jak ci postawie >>herbatę 0,7<
- relacjonował.
Poseł przypomniał, że zaczął pracować w wieku 18 lat w Milano Marittima we Włoszech, miasteczku nad Adriatykiem.
- Pracowałem w hotelu blisko morza, pięć lat z rzędu. Trzeciego albo czwartego roku do sąsiedniego hotelu przyjechała moja przyszła żona. Okazało się, że jest z Bychawy pod Lublinem, bardzo szybko wpadliśmy sobie w oko i tak pozostało. Teraz często wracamy tam, już jako małżeństwo, ale już nie do tych samych hoteli - dodał.