„Jak wynika z danych Polskiej Izby Handlu i CMR Panel, we wrześniu 2024 r. całkowita wartość sprzedaży w sklepach małoformatowych do 300 mkw była o 2 proc. niższa niż rok wcześniej, natomiast liczba transakcji zmniejszyła się o 9 proc. w porównaniu z wrześniem 2023 r.” – donosi portal wgospodarce.pl. Tak, widzę to odwiedzając swój mały, lokalny sklep, jeden z ostatnich w okolicy, zdominowanej przez dwie główne sieci franczyzowe. Zapewne długo już się nim nie nacieszę, będzie dobrze, jeśli zdążę zrobić w nim jeszcze zakupy na Boże Narodzenie.
Tak jest wszędzie i choć dużym niby jest łatwiej, ponoć i u nich nie dzieje się najlepiej „Rozczarowanie – to mało powiedziane” – komentuje "Wyborcza" dane GUS, obrazujące dramatyczny spadek obrotu w handlu. 3% rok do roku, prawie 7 – miesiąc do miesiąca. Ponoć nikt się nie spodziewał, tak przynajmniej twierdzą dziennikarze tego tytułu, choć wśród naszych czytelników pewnie spodziewali się wszyscy.
Na pocieszenie władza ma dla nas czarny humor: minister Hennig-Kloska mówi, ze to nawet lepiej, że mniej kupujemy, bo nanrazie chodzi głównie o ubrania a ich produkcja źle wpływa na środowisko. Gdy już wyczuwa, ze jej słowa zostały źle odebrane, daje nam jeszcze wykład o bawełnianych koszulkach i wodzie, którą ich produkcja pochłania. Gdy już w statystykach pokaże się spadek sprzedaży żywności, też pewnie się to ekologicznie wytłumaczy.
W samym tylko wrześniu zlikwidowano 8 tysięcy etatów – to najwyższa liczba od, uwaga, 24 lat. Nie było tak nawet w pandemii. Cóż, nie pracujemy, mniej produkujemy – również śladu węglowego, w resorcie klimatu pewnie święto. W domach ludzi, którzy zostali bez pracy atmosfera pewnie gorsza. Może dlatego kupują mniej. A może dlatego, że już dostali wyższe rachunki, a słyszeli, że to nie koniec podwyżek.
Teraz przygotowuje się grunt pod odebranie ludziom 800 plus. Może jeszcze nie w przyszłym roku, może na rok wyborczy jeszcze coś się znajdzie. Potem będzie jeszcze gorzej, według ujawnionych dokumentów na lata 2026 i 2027 przewidziano radykalne wzmocnienie dyscypliny fiskalnej, rekordowe w Europie. Zabiorą świadczenia i dojadą podatkami. Po drodze odbiorą jeszcze Polsce i Polakom wszelkie szans rozwojowe.
Nie trzeba wojny, by cofnąć kraj o kilka, jeśli nie kilkadziesiąt lat. A przecież to dzieje się nie tylko w gospodarce, o której dziś piszę. To samo da się napisać o każdej dziedzinie, póki jeszcze pisać można. Sympatycy PO w mediach społecznościowych zastanawiają się, czy można jakoś schować te wszystkie dane, przynajmniej do wyborów. A jeśli i te wybory wygrają, to już na pewno uda się ukryć te wszystkie liczby. Ludzie pewnie i bez nich się zorientują, ale będzie już trochę za późno.