Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Popłoch w stajni trolli

15 października Roman Giertych wraz ze skrzykniętą przez siebie grupą, znaną na portalu X (d. Twitter) jako „Sieć na Wybory” próbował wylansować hashtag „Rocznica Victorii Tuska”.

Nie wiem, czy jeszcze potrzebne jest to wyjaśnienie, na wszelki wypadek wyjaśnię: hashtagi to słowa lub hasła-klucze, ułatwiające wyszukiwanie treści w mediach internetowych, pozwalające też realnie lub sztucznie wykreować przekaz lub zjawisko, nagłośnić informację lub fake-newsa. Na kilka miesięcy przed wyborami znany mecenas wraz ze swoim otoczeniem wykreował coś w rodzaju platformerskiego, pospolitego ruszenia, częściowo pokrywającego się ze znanymi wszystkim „silnymi razem”. W praktyce działa to tak, że grupa ludzi powiela ten sam przekaz, podaje wzajemnie swoje wpisy, dzięki czemu zostają one zauważone przez algorytm, a przeciętny użytkownik może ulec złudzeniu, że jakąś wrzutką żyje cała Polska. I często faktycznie ulega.

Równocześnie druga strona traci swoje morale, czuje się zepchnięta do wirtualnego narożnika – i tak się to kreci.

Być może niedługo będziemy mogli napisać – kręciło, ponieważ dzięki uporowi grupy internautów, zwłaszcza użytkownika, posługującego się nickiem Profesor Pingwin, imperium Giertycha zaczyna się sypać. Po pierwsze coraz więcej dowiadujemy się o sposobie jego działania, nie różniącym się za wiele od zwykłej fermy trolli, a to nie jest tak do końca legalne – nawet, jeśli za użytkownikami kryją się tylko ich fanatyczne oddanie złej sprawie. PO drugie, Pingwin zaproponował zalanie Twittera własnymi hashtagami i od kilku dni okazuje się, że nawet bez wsparcia instytucjonalnego, bez armii trolli i kupowania botów, można nawiązać pojedynek a nawet go wygrać. Wielki władca trendów okazał się być kolosem, czy raczej koniem, na glinianych nogach. Oczywiście to nie jest koniec, walka trwa, ale to, co się stało jest bardzo ważne dla twitterowej prawicy. Również dlatego, że przez całe lata narastało w niej poczucie rozgoryczenia i osamotnienia w internetowych bojach. Obecność PiS bardzo długo była cieniem czasów kampanii 2015 i Pawła Szefernakera, co prowokowało narzekanie i powodowało uczucie, że partii gdzieniegdzie zależy mniej, niż jej wyborcom. W ostatnich dniach i to się zresztą zmienia. Może bardzo sprawni młodsi politycy dotąd tworzący Suwerenną Polskę już tchnęli nowe życie w lekko skostniałą maszynerię. A może po prostu ktoś uznał, że pora wziąć się do roboty. Co by to nie było, to dla nas dobra wiadomość. A Roman Giertych? Giertych bardzo by chciał, by 15 października został zapamiętany jako „dzień Victorii Tuska” z nieoczywistego powodu. 15 października to bowiem również rocznica wielkiej kompromitacji, jaką było słynne omdlenie mecenasa w momencie zatrzymania przez służby, jakie miało miejsce cztery lata temu, w 2020 roku.
 

 



Źródło: niezalezna.pl

Krzysztof Karnkowski